
Reklama.
Jak to się stało, że pieniądze z licytacji "Albumu Kotów" z dedykacją Jarosława Kaczyńskiego trafiły właśnie do Krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami?
To było totalne zaskoczenie. Tak czy inaczej zbieraliśmy środki na zakup nowego ultrasonografu dla schroniska dla bezdomnych zwierząt w Krakowie. To był cel koncertu charytatywnego, który organizujemy co roku od 28 lat lat. Cały dochód miał być przeznaczony na ten zakup. Pozostałą cześć dopłacilibyśmy z naszych środków.
Nic Państwo wcześniej się nie podejrzewaliście?
Czytałam, że prezes czytał "Atlas Kotów", ale abolutnie nam do głowy nie przyszło, że tak ta historia się rozwinie. Gdy pojawiła się informacja, że atlas z dedykacją pana Kaczyńskiego zostanie przeznaczony na cele charytatywne, właśnie na koncert Granie na Szczekanie, to bardzo się ucieszyliśmy. Stwierdziliśmy, że jest to bardzo fajna reklama i koncertu, i całej akcji. Natomiast nikt absolutnie nie spodziewał się, że osiągnie tak astronomicznie ogromną kwotę, jaką jest 25 300 zł. Dla nas to potężny zastrzyk finansowy, jeśli chodzi o zakup tego sprzętu. Z koncertu udało się uzyskać 16 tysięcy plus 10 tys. od anonimowego sponsora.
Ile kosztuje taki ultrasonograf?
100 tysięcy zł.
Ale jak się Państwo dowiedzieliście, że to właśnie do was trafi kwota z licytacji albumu?
Pan prezes przekazał nam atlas, a zbiórkę charytatywną zorganizowało KTOZ i to na naszej aukcji wylicytowaliśmy ta kwotę. Pani Małgorzata Wasserman była wcześniej zaproszona na koncert. Kiedy miała już bilety, zwróciła się do pana prezesa z zapytaniem, czy nie przeznaczyłby tego atlasu właśnie na ten cel. I on się zgodził. Wtedy pani Wasserman skontaktowała się z naszą prezes.
Pan Jarosław Kaczyński kontaktował się z Państwem?
Nie, to my wysłaliśmy pismo z podziękowaniem za przekazanie atlasu.
Można spytać, co napisaliście Państwo w podziękowaniu?
"Pragniemy przekazać wyrazy najwyższej wdzięczności i uznania za wsparcie naszej akcji Granie na Szczekanie i przekazanie słynnego Atlasu Kotów na aukcję. Gest ten ma dla nas wielkie znaczenie, zarówno promocyjne, jak i materialne. Pieniądze uzyskane z licytacji stanowią lwią część kwoty potrzebnej do zakupu sprzętu dla ultrasonografii dla schroniska dla bezdomnych zwierząt w Krakowie".
Jak, tak po ludzku, ocenia Pani gest prezesa?
Uważam, że jest super. Że osoby publiczne i celebryci powinni wykorzystywać wpływ, jaki mają na społeczeństwo po to, by szerzyć dobro i empatię. W naszym wypadku zwierząt, ale to oczywiście ma szeroki zakres.
Każda publiczna osoba, która mówi na temat tego, że warunki zwierząt powinny się zmienić, że powinniśmy szanować zwierzęta, to dla mnie bardzo ważne. Nie raz próbowaliśmy namówić księży, którzy cieszą się olbrzymim autorytetem zwłaszcza w małych miejscowościach, żeby powiedzieli, że zwierzęta powinny być szanowane, że powinny mieć godne warunki. Ale księża nie chcą o tym mówić. My wręcz jeździmy na interwencje do księży.
Jakie to interwencje?
Ostatnio mninizoo pod Myślenicami, zwierzęta w fatalnych warunkach, bardzo zaniedbane. Dwa psy w okolicach Krakowa, które były na łańcuchu, trzymane bez żadnej budy. Słynna akcja w Krakowie, jak ksiądz zabijał psa w budzie deskami, żeby nie szczekał, bo przeszkadza podczas mszy...
Niestety, bardzo dużo ludzi wzoruje się na tym, co robi proboszcz. Jeśli nie idzie przykład z góry, to nie czują się w potrzebie, by ich zwierzęta miały dobre warunki. Gdyby ktoś z autorytetem poszedł tam i powiedział, że to jest złe, to prędzej by posłuchali niż nas, weterynarza, czy policji.
I co mówią księżą?
Tam, gdzie były dwa psy, powiedział, że bolą go plecy, chodzi na rehabilitację i nie ma czasu się tym zajmować i nie ma kto mu budy przenieść, dlatego psy leżą bez budy. Inny – że nie widzi problemu. W Krakowie w ogóle nie chciał z nami rozmawiać.
A celebryci chętnie się angażują?
Tak, coraz więcej osób mówi o tym, że ma zwierzaki, adoptuje z schronisk. Biorą udział w różnych akcjach charytatywnych. Pozują do kalendarzy. Mówią o tym w telewizji. To ważne, bo do wielu ludzi właśnie to dociera. Że coś jest modne, coś wypada albo nie. A im większy osoba ma posłuch, tym większa jest szansa, że dotrze to do ludzi.
Ten gest pana Kaczyńskiego ma takie szanse?
Myślę, że tak. Że dla wielu ludzi było to coś nowego.
Ocieplił wizerunek?
Pewnie, że tak. To nawet widać w komentarzach na naszym FB. Ludzie, którzy piszą, że zrobił to, by ocieplić wizerunek, za chwilę dodają – ale zrobił to skutecznie.
Inni politycy też biorą udział w takich akcjach?
Politycy rzadziej. Jest kilku, którzy walczą z ustawą, chcą wprowadzić zmiany. Ale jak były łańcuchy, tak są nadal zgodne z ustawą o ochronie zwierząt. Tak samo zwierzęta w cyrku. Zwierzęta na futra, tak samo.
Ale mogą być zmiany, które forsuje prezes PiS. To może być jego zasługa?
Nie wszystko. Absolutnie tak nie uważam. My jesteśmy absolutnie apolityczni. Pomagali nam również przedstawiciele innych partii politycznych. Co roku pan prezydent Krakowa ofiaruje coś na nasz koncert, w tym roku były to klucze do miasta. A teraz pan Kaczyński coś ofiarował. To nie jest tak, że my jesteśmy związani z jedną partią. Doceniamy gesty bez względu na partię, jaką dana osoba reprezentuje.
Jeśli ustawa wejdzie w życie, to będzie sukces. Ale nie tylko pan Kaczyński będzie odpowiedzialny za ustawę o ochronie zwierząt. Akurat, jeśli tak się stanie, będzie to za rządu PiS. Dla nas najważniejsze, żeby ta ustawa weszła w życie, a nie że tylko PiS się do tego przyczynił. Myślę, że też PO. Wielu polityków PO również walczy o ochronę zwierząt.