Gdy 6 lat temu wywalczyli możliwość głosowania korespondencyjnego, mogli się poczuć obywatelami tej samej kategorii co wszyscy pozostali. Wkrótce, wszystko na to wskazuje, znów będzie po staremu. – Zupełnie nie rozumiemy, dlaczego ta forma głosowania w wyborach ma zniknąć – przyznaje w rozmowie z naTemat wiceprezes Fundacji Kulawa Warszawa, prawnik, Aleksander Janiak, który porusza się na wózku elektrycznym, bo zmaga się z rdzeniowym zanikiem mięśni (SMA).
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
Głosował Pan korespondencyjnie?
Raz zagłosowałem korespondencyjnie. Poczułem się wtedy zauważony i doceniony przez państwo. Wreszcie mogłem zagłosować w taki sposób, jaki jest po prostu dla mnie łatwiejszy. No i zwłaszcza w taką pogodę, jaką mamy teraz. Wybory często odbywają się jesienią, a to dla wielu osób kłopotliwa pora roku. Samo ubranie się zajmuje bardzo dużo czasu.
Wcześniej głosowałem osobiście. Często było to dla mnie bardzo trudne. Raz w dniu wyborów miałem bardzo zmarznięte ręce – choruję na zanik mięśni i mam spore problemy z poruszaniem się – i o mało nie wypadłem z samochodu, bo było bardzo zimno. Żeby niepełnosprawnym oszczędzić tego typu kłopotów, wprowadzono głosowanie korespondencyjne. A przecież są osoby w dużo trudniejszej sytuacji niż ja. Leżą, nie mogą się poruszać, nie są w stanie dotrzeć do lokalu wyborczego.
Nie miał Pan obaw, że ktoś gdzieś - na przykład w urzędzie gminy - może sfałszować głos, który Pan oddał korespondencyjnie?
Absolutnie nie. Wręcz przeciwnie. Wydaje mi się, że jest to rozwiązanie znacznie lepsze niż głosowanie przez pełnomocnika, chociaż to akurat zależy od sytuacji.
Ja, gdy głosowałem poprzez pełnomocnika, to wiedziałem, że mojej mamie mogę w pełni zaufać. Ale nie każdy niepełnosprawny ma taką osobę. Czasami ktoś z jakichś przyczyn może nie chcieć, żeby ktoś wiedział, na jaką partię czy na jakiego polityka dana osoba głosuje. Zwłaszcza jeśli ma się inne poglądy niż rodzice czy inne bliskie osoby.
Mam kolegę, który popiera jedną partię, a cała jego rodzina popiera inną. On jest w stu procentach zależny od nich i... No, nie ma łatwego życia.
W takich sytuacjach istnieje ryzyko, że pełnomocnik zagłosuje niegodnie z intencją niepełnosprawnego. Tymczasem według pomysłodawców zmian w przepisach wyborczych – głosowanie przez pełnomocnika ma pozostać w kodeksie, a głosowanie korespondencyjne – nie.
Tak mi się właśnie wydaje, że to jest pozbawione logiki. Wprowadzenie takich zmian jest wyłącznie utrudnieniem dla wielu osób i zniechęca je do uczestniczenia w życiu publicznym. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego miałoby się tak stać. Jedyne osoby, które mogłyby na tym skorzystać, to urzędnicy, którym odpadnie pewien obowiązek. Nikt poza nimi.
Bardzo chciałbym poznać rzeczywiste powody takich zmian, bo twierdzenie, że chodzi o zapobieganie fałszerstwom wyborczym jest zupełnie niedorzeczne.
A nie chodzi o kontrolę nad obywatelami?
Gdyby tak było, to - paradoksalnie - sądzę, że łatwiej kontrolować, kto na kogo zagłosował, jeśli głosowanie przeprowadzane jest korespondencyjnie. Zakładając, że ktoś miałby takie niecne zamiary, to mógłby próbować zajrzeć do kart głosowania (to jednak zostałoby łatwo wykryte: głosy oddane korespondencyjnie są przechowywane w zaplombowanych workach – przyp. red).
Poza tym trzeba zauważyć, że tak naprawdę chodzi o promile wszystkich oddanych głosów. Nawet gdyby na każdej karcie do głosowania przekazanej listownie był postawiony krzyżyk przy tej samej partii czy tym samym kandydacie, to i tak nie zmieniłoby to ostatecznego wyniku wyborów.
W wyborach parlamentarnych w 2015 r. było to niecałe 40 tys. głosów.
I na pewno były to głosy rozrzucone na wszystkie możliwe partie. To nie jest tak, że w środowisku osób niepełnosprawnych wszyscy głosują identycznie. Jesteśmy tacy sami, jak całe społeczeństwo. Też mniej więcej połowa z nas polityką się interesuje i głosuje w wyborach, a druga połowa nie głosuje. Ci, którzy głosują, też są podzieleni i popierają różne partie.
Ale w sprawie likwidacji głosowania korespondencyjnego wszyscy myślą podobnie. Znam to środowisko i widzę, jak osoby niepełnosprawne odbierają tę zmianę: ze zdziwieniem i z pytaniem "po co?". Nikt nie rozumie, dlaczego zmienia się coś, co funkcjonuje zupełnie dobrze.
Nie ma wśród niepełnosprawnych oczekiwania, że należałoby wręcz pójść krok dalej i wprowadzić głosowanie przez internet?
Jeśli chodzi o głosowanie przez internet, to mam trochę mieszane uczucia. Dwa lata temu w Estonii odbyły się wybory parlamentarne, w których wysoki wynik odnotowała partia prorosyjska. Niektórzy komentowali, że rosyjskie służby specjalne mogły w tym maczać palce. Tutaj zatem bym się zgodził, że są poważne argumenty przeciwko.
Głosowanie korespondencyjne na pewno jest o wiele bezpieczniejsze. Nawet jeśli ktoś uważa, że ono jest niewystarczająco zabezpieczone, to należałoby dyskutować o tym, jak to poprawić. Ale od razu likwidować? Nie rozumiem.