
Konflikt między szefem MON a prezydentem wszedł już w taką fazę, że wydawać by się mogło, iż jest to przedostatni etap przed tym, jak zacznie się otwarta wojna. Tym bardziej dziwi deklaracja, która popłynęła dziś z ministerstwa obrony narodowej. Antoni Macierewicz wycofuje się z pomysłu zmiany systemu dowodzenia polską armią.
REKLAMA
Andrzej Duda jako zwierzchnik sił zbrojnych od dłuższego czasu prowadził wojnę podjazdową z szefem MON. Jednym z najważniejszych akcentów w ostatnich miesiącach było zdanie wypowiedziane podczas uroczystości 15 sierpnia o tym, że armia należy do całego narodu i nie jest prywatną własnością jednego człowieka. Była to wyraźna aluzja do poczynań Antoniego Macierewicza, który krok po kroku zawłaszczał sobie siły zbrojne, odwoływał generałów i przetargi na dostawy nowoczesnego sprzętu, w zamian angażując ogromne siły i środki na budowę Wojsk Obrony Terytorialnej.
Tymczasem na stronach MON pojawiło się właśnie oświadczenie, w którym stwierdza się, że planuje się powrót do koncepcji osobnych dowództw poszczególnych rodzajów wojsk, jednocześnie rezygnując z podważanego przez Dudę wspólnego dowództwa.
Czy to kapitulacja ministra? W jednym z ostatnich sondaży aż 48 proc. badanych to właśnie Antoniego Macierewicza wskazano jako tego, który powinien rozstać się ze stanowiskiem. O tym, czy minister rzeczywiście zmienił front przekonamy się, jeśli między szefem MON a prezydentem wygasną spory personalne. Andrzej Duda zablokował nominacje na stopnie podporucznika i generała, z kolei doradca prezydenta wciąż zmaga się z negatywną oceną ze strony SKW.
