"Dark" to pierwsza produkcja Netflixa rodem z Niemiec. W serialu od razu widać i słychać sznyt naszych sąsiadów zza Odry. Wszystko jest śmiertelnie poważne i dopracowane do perfekcji. Niektórym serial może przypaść do gustu nawet bardziej niż "Stranger Things".
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
W niemieckim miasteczku Winden zaczynają ginąć dzieci i "przy okazji" wychodzą na jaw mroczne sekrety ich rodzin. Brzmi to jak kolejny serial kryminalny, ale w "Dark" mamy do czynienia jeszcze z... podróżami w czasie. Serial przywodzi na myśl "Stranger Things", ale nie jest jego kalką. To niemal zupełnie różne produkcje, które jednak mają kilka cech wspólnych. Są świetnie wyprodukowane, a ich akcje osadzona są w sennych miejscowościach, w których dzieją się paranormalne rzeczy.
Niemiecki sznyt
"Dark" łączy mroczny kryminał, thriller i fantastykę naukową. Już po pierwszych scenach wiemy, że mamy do czynienia z produkcją stworzoną przez profesjonalistów. Trzeba być naprawdę złośliwym, by się doczepić do czegoś pod względem technicznym.
Zdjęcia, choć surowe i wyprane z jaskrawych kolorów (z wyjątkiem kurtek bohaterów), wprost idealnie pasują do atmosfery opowieści. Akcja dzieje się jesienią, ale nie taką, złotą, polską, tylko ponurą, niemiecką. Ujęcia z powolnym najazdem pięknie ukazują urokliwe krajobrazy miasteczka wraz z otaczającą przyrodą. "Dark" jest też perfekcyjnie udźwiękowiony. Do kwestii w języku naszych zachodnich sąsiadów szybko się przyzwyczajamy, a niepokojąca muzyka idealnie współgra z akcją, budując napięcie - świetnie to słychać w scenach bez dialogów.
Warstwę audiowizualną łatwo jest ocenić, bo ją widzimy i słyszymy. Aktorzy zostali dobrani również znakomicie, a do ich gry nie ma większych zastrzeżeń. Co ze scenariuszem? Nie mamy go w rękach, ale na pewno jest dobrze napisany - sceny są logicznie poukładane i nawet jak początkowo czegoś nie zrozumiemy, to jest później wyjaśnione. To celowe zabiegi, które dają mnóstwo zwrotów akcji, zwłaszcza, że serial osadzony jest w trzech planach czasowych (współczesność i przeszłość) - nieraz poczujemy się zdezorientowani, by po chwili cieszyć się z "rozwiązanej" zagadki fabularnej.
Samej treści serialu tradycyjnie nie ma co wyjawiać, by nie psuć zabawy. Trzeba jednak obejrzeć go "na raz", a przynajmniej w jak najmniejszych odstępach czasowych. Inaczej można się porządnie pogubić. Poza tym "Dark", przez techniczne sprawy o których wcześniej była mowa, przykuwa do ekranu na długo i nie pozwala się oderwać, a tym bardziej przerwać oglądanie.
"Stranger Things" na poważnie
Porównania do poprzedniej hitowej produkcji Netflixa cisną się same. Jeden z reżyserów, Baran bo Odar, powiedział w wywiadzie, że lubi porównania do dzieła braci Duffer, bo to bardzo dobry serial. "Byliśmy akurat w trakcie produkcji, gdy wyszło "Stranger Things" i pomyśleliśmy 'No cóż, mamy podobny temat i nostalgię'. Jednak po chwili doszliśmy do wniosku, że przecież jesteśmy w podobnym wieku co bracia Duffer" – tłumaczył "RadioTimes". Odar przyznał jednak, że w "Stranger Things" czuć większy wpływ Stevena Spielberga, a w "Dark" Davida Lyncha. I trudno się nie zgodzić, choć nie jest aż tak surrealistycznie jak "Twin Peaks". Sama intryga przypomina dodatkowo twórczość Stephena Kinga i serial "The Killing".
Drugi sezon "Stranger Things" był co prawda mroczniejszy niż pierwszy, ale wciąż zachowywał lekkość lat 80-tych i sporo momentów komediowych. Na "Dark" się raczej nie uśmiechniemy, bo to serial zdecydowanie cięższy i może się spodobać tym, którzy uznają "ST" za zbyt kiczowate lub dziecinne. Wspomniane podróże w czasie sprawią jednak, że w niemieckiej produkcji też pojawią się nostalgiczne momenty i to nie tylko z lat 80-tych. Nie będzie jednak cukierkowo, bo zazwyczaj w serialu jest pochmurno i do tego leje deszcz.
Paradoksalnie świetny
Jedyną rzeczą do której można się przyczepić to właśnie podróże w czasie i to, jak bohaterowie wpływają na to co się wydarzy. Zawsze prowadzi do wielu paradoksów i udziwnień fabularnych w stylu znikających bohaterów à la "Powrót do przyszłości". W "Dark" nie doszukałem się póki co rażących błędów logicznych, a przecież momentami układanka jest bardzo zagmatwana i trzeba mocno się namyśleć, by zrozumieć kto, gdzie, z kim, a przede wszystkim: kiedy, coś robił.
"Dark" zaskakuje nie tylko doskonałym wykonaniem i tym, że nie jest kalką i serialem powstałym na fali popularności "Stranger Things", ale również tym, że chyba od czasów "Komisarza Alexa" czy "Kobry" nie było serialu z Niemiec, który zrobiłby karierę na całym świecie. I tym samym, jeszcze bardziej zaostrzył apetyt na netflixową adaptację "Wiedźmina".