logo

Trendy i gatunki w muzyce zmieniają się w oka mgnieniu. Prześledziłam 25 lat w muzyce, sprawdzając czego słuchaliśmy my, czy raczej nasi rodzice, w Wigilię Bożego Narodzenia od 1967 do 1992. Co ciekawe, sztampowym świątecznym piosenkom jak „Last Christmas” czy „All I Want For Christmas Is You” nigdy nie udało się zdobyć szczytów list przebojów. Znalazły się w niej za to takie ikony popkultury końca XX wieku jak Madonna, George Michael, Michael Jackson, Whitney Houston czy Bee Gees i The Beatles. Jest też kilkoro wykonawców niesłusznie zapomnianych, a także piosenek, których nikt nie podejrzewałby o to, że kiedyś były hitami. Zobaczcie, co leciało w radio, kiedy byliście obślinionymi oseskami. Każdy opis zawiera link do piosenki.

REKLAMA
1967
The Beatles „Hello goodbye”, czyli pioseneczka o niezrozumieniu w związku, lub, jak powiedział w jednym z wywiadów McCartney – o dualistycznej naturze bliźniąt, czyli jego znaku zodiaku...To właśnie „Hello goodbye” grało w głośnikach w wieczór wigilijny 1967 (choć niekoniecznie pod naszą szerokością geograficzną).

1968
The Scaffold „Lilly the pink”. To jedna z tych piosenek, które mało kto kojarzy z tytułu, ale jeśli ją odsłuchacie z pewnością wykrzykniecie (ok, lub pomyślicie) „przecież to znam”. Co ciekawe, The Scaffold to nie tyle zespół, co grupa komików z Liverpoolu. Piosenka jest unowocześnioną przeróbką folkowego utworu „The Ballad of Lydia Pinkman”.

1969
Diana Ross i The Supremes „Someday We’ll Be Together”. Założone w 1959 roku w Detroit trio Afroamerykanek do dziś jest jedynym z najpopularniejszych zespołów wokalnych w historii z 12 singlami na liście przebojów Billboard Hot 100. Swego czasu były wielką konkurencją dla beatlesów, dziś pozostają odrobinę zapomniane i to mimo filmu „Dreamgirls” z 2006 opowiadającego historię zespołu. „Someday We’ll Be Together” to urocza ballada, jakżeby inaczej – o miłości. Może nie dziś, może nie jutro, ale pewnego dnia będziemy razem, śpiewa Diana Ross.

1970

„My Sweet Lord” George Harrison. W 1970 roku The Beatles rozwiązują zespół, a Harrison, zawsze trochę w cieniu Johna Lennona i Paula McCartneya nagrywa płytę solową. „My Sweet Lord” szybko staje się hitem, niestety kilka lat później muzyk przegrywa proces o plagiat piosenki „He’s so fine” żeńskiego kwartetu The Chiffons. Warto posłuchać numeru Harrisona choćby ze względu na tło w postaci chórku śpiewającego „hare kryszna” na zmianę z „alleluja”.

1971

„Brand New Key” Melanie. Melodyjna pioseneczka o dziewczynie próbującej zwrócić na siebie uwagę chłopaka jeżdżąc na rolkach. W purytańskich Stanach spotkała się z krytyką, zarzucano Melanie, że piosenka jest w istocie metaforą stosunku. Zarzuty wynikały raczej z faktu, że Melanie Safka występowała na Woodstocku i była hipiską, niż z przekazu przeboju„Brand New Key”.

1972

„Me & Mrs Jones” Billy Paul – piosenka znana dzięki coverowi Michaela Buble sprzed kilku lat opowiada o niestosownym romansie z tytułową Panią Robinson, pardon – Jones. Mimo że o miłości, tudzież zdradzie, balladowe „Me & Mrs Jones” ma w sobie coś bardzo świątecznego.

1973
„Time in a bottle” Jim Croce to utwór napisany po tym, jak żona Jima powiedziała mu, że jest w ciąży. Mimo to, mówi głównie o przemijaniu. „Nigdy nie ma wystarczająco dużo czasu, żeby robić rzeczy, które się pragnie”, „Gdybym mógł zachować czas w butelce (…) chciałbym spędzić go z tobą” – śpiewa Croce, który w tym samym roku zginął w katastrofie lotniczej. Z tej perspektywy „Time in a bottle” zyskuje zupełnie nowy wymiar i potrafi wzruszyć do łez.

1974

„Angie Baby” Helen Reddy. Piosenka amerykańskiego kompozytora Alana O’Daya sławę zyskała dopiero w wykonaniu australijskiej piosenkarki Helen Reddy. Przyjemna rytmika, kojący głos Reddy i historia nastolatki imieniem Angie Baby, która nie ma przyjaciół, ma za to kochanków. Posłuchajcie!

1975

„Let’s do it again” Staple Singers. Zdaje się, że przed Świętami rośnie popyt na ciepłe balladki i girlsbandy. „Zrób to jeszcze raz” śpiewa bluesowo-gospelujące trio i aż ma się ochotę rzucić wszystko i zrobić tajemnicze TO raz jeszcze.

1976
„Tonigh’s the night” Rod Stewart. Jeśli pamiętacie początki Roda, zanim został ojcem ośmiorga dzieci, sir Roderickiem i został wprowadzony do Rock and Roll Hall of Fame piosenka „Tonigh’s the night” w połączeniu z jego dziwną fryzurą i przeskalowaną muszką może was wzruszyć. Mi trochę puchną uszy.

1977
„How deep is your love” Bee Gees. W 1977 do kin wchodzi „Gorączka sobotniej nocy”, która kreuje trzy gwiazdy – disco, Johna Travoltę i oczywiście zespół Bee Gees. Oraz modę na falset, który zrobi wkrótce zawrotną karierę. Przeżyjmy to jeszcze raz, chociaż na You Tubie.

1978
„Le Freak” Chic. Czyli wariat, ale taki jakby francuski (i szykowny). Disco rządzi na świątecznych playlistach już drugi raz pod rząd. „Le Freak” to hit taneczny do dziś budzący entuzjazm na parkietach i sprawiający, że mimowolnie tupie się nóżką. Bądź zwariowany, to stylowe doradza zespół Chic.

1979
„Escape” Rupert Holmes. „Jeśli lubisz pina coladę i nie jesteś wkręcona w yogę, jeśli masz pół mózgu i lubisz seks o północy na wydmach z narzuty, jestem miłością, której szukałaś” – śpiewa podejrzanie, jak na dzisiejsze standardy wyglądający Rupert Holmes. Piosenka z gatunku cukierkowo-dziwnych. Zobaczcie sami.

1980

„Just Like (Starting Over)” John Lennon. 8 grudnia 1980 roku John Lennon wraca wieczorem do nowojorskiego apartamentu dzielonego z żoną, w bramie domu czeka na niego były fan, oddaje 5 strzałów, z których 4 trafiają muzyka. Lennon umiera w drodze do szpitala. Hitem staje się jego ostatni singiel wydany w październiku tego samego roku.

1981
„Physical” Olivia Newton-John. Piosenkarka popularność zyskała trzy lata wcześniej, kiedy razem z Johnem Travoltą zagrała w musicalu „Grease”, który zyskał status kultowego. „Physical” jest utworem, czy może raczej teledyskiem o tyle znamiennym, że wieści początek mody na siłownię i fitness. Dodatkowo seksualizuje męskie ciało, co rzadko miało miejsce w popkulturze tamtych czasów.

1982
„Maneater” Daryl Hall i John Oates. Maneater to po prostu modliszka lub ludojad. Przed Nelly Furtado o nowoczesnych femme fatale śpiewał (i ostrzegał duet Hall&Oates.Nadal brzmi dobrze.

1983

„Say Say Say” Paul McCartney i Michael Jackson. Jak widać, na świątecznych playlistach świetnie radzą sobie członkowie The Beatles – od jedynki w 1967, poprzez "Mr Sweet Lord" Harrisona w 1970, aż po Lennona w 1980 i w końcu duet McCartney i Jackson. Jeśli jakimś cudem ominął was ten dziwaczny kostiumowy teledysk, to pozycja obowiązkowa. Wspólne tańce połamańce, golenie zarostu...

1984
„Like a Virgin” Madonna. Fakt, że w Wigilię Bożego Narodzenia roku pańskiego 1984 na szczytach list przebojów była piosenka artystki o pseudonimie Madonna, która w dodatku deklarowała, że czuje się jak dziewica (chociaż jest bardzo doświadczona) bawi lub gorszy, w zależności od światopoglądu. Chociaż dawno i nieprawda, 26-letnia Madonna włócząca się po ulicach Wenecji raz w odjechanych stylizacjach, kiedy indziej w śnieżnobiałej sukni ślubnej, wygląda świetnie.

1985
„Say You Say Me” Lionel Richie. Utwór nagrodzona Oscarem został napisana przez piosenkarza do filmu „White Nights” powiadającym o rosyjskim baletmistrzu, który uciekł z ZSRR. Samolot, którym leci tancerz rozbija się na terenie Związku Radzieckiego, a on jest zmuszony do powrotu do baletu narodowego. W teledysku odtwórca głównej roli uczy Lionela skoków baletowych. Takie szaleństwa tylko w latach 80.

1986
„Walk Like an Egyptian” The Bangles. Słodkie tria i kwartety w identycznych sukienkach zostały z powodzeniem zastąpione przez kobiece zespoły rockowe. Basistką The Bangles została Vicki Blue, która wcześniej była członkinią zespołu The Runaways, mylnie uznawanego za pierwszy kobiecy zespół rockowy w historii (w istocie był pierwszym, który zdobył dużą popularność). Źródłem egipskiego tańca (charakterystyczny układ dłoni w pozycji przypominającej ułożenie dłoni postaci na egipskich papirusach), który można czasem zobaczyć na parkiecie są w znacznej części właśnie The Bangles.

1987
„Faith” George Michael. W 1986 zespół Wham zostaje rozwiązany, a rok później George wydaje solowy album, zatytułowany podobnie jak piosenka – „Faith”. Wiara widać popłaca, bowiem album sprzedał się w nakładzie 20 milionów egzemplarzy. W 1987 zmienia się także styl George’a Michaela, który z grzecznego blondynka z „Last Christmas” przemienia się w stereotypowo męskiego mężczyznę. W obcisłych jeansach, mocno zarośniętego, umięśnionego, w skórzanej kurtce na motocykl. Wizerunek zostaje przełamany kolczykiem w uchu i energicznymi ruchami bioder, aklip momentami przypomina „Jailhouse Rock” Presleya. Czyżby próba przejęcia tytułu królewskiego Elvisa.

1988
„Every Rose Has Its Thorn” Poison. Odrobinę zapomniana ballada typu pościelówa (pościel przewija się zresztą często i gęsto w teledysku) glamrockowego zespołu Poison. Każda róża ma kolec – śpiewa Bret Michaels. To podobnie jak każda choinka, słowem – świątecznie i odkrywczo.

1989
„Another in Paradise” Phil Collins. Piosenka poruszając problem bezdomności wskoczyła na pierwsze miejsce listy przebojów zaledwie jeden dzień przed Wigilią 1989 roku. Collinsa zainspirowała wizyta w Waszyngtonie, gdzie mieszka wyjątkowo dużo ludzi pozbawionych dachu nad głową. Utwór melancholijny i ważne i, co ciekawe, ostatnia piosenka Collinsa, która znalazła się na pierwszym miejscu Billboardu.

1990
„Because I love you” Stevie B. Te włosy, ten głos, ta fryzura. Nic dodać, nic ująć. Lata 90. zaczynają się w muzyce nieco melancholijnie i przedpotopowo. Pościelówa najgorszego sortu.

1991

„Black or White” Michael Jackson. Teledysk-petardę za bagatela 6 milionów dolarów i dziś ogląda się rewelacyjnie. Jackson jest tu w szczytowej formie – ma już swój klasyczny look (biała góra, czarny dół) i śpiewa o rasizmie świeżo po zmianie koloru skóry. Za to właśnie ludzie kochają wielkoformatowe gwiazdy – trochę hipokryzji, dużo pieniędzy i jeszcze więcej fajerwerków. Przesłanie, jak u Jacksona, też nie zaszkodzi. Wisienką na torcie jest tu Macaulay Culkin, który rok wcześniej zagrał w filmie „Kevin sam w domu” stają się z dnia na dzień nową Shirley Temple Ameryki.

1992
„I Will Always Love You” Whitney Houston. Piosenka została napisana w 1974 przez Dolly Parton, jako rodzaj komentarza do świadomego, ale smutnego rozstania, piosenka przeszła wówczas bez echa. Whitney nagrała swoją wersję na potrzeby filmu „Bodyguard”, w którym piosenkarka grała w duecie z Kevinem Costnerem. To jeden z najlepiej sprzedających się kobiecych singli w historii (miejsce czwarte, tuż za „My Heart Will Go On” Celine Dion i 16 najlepiej sprzedający się singiel.