– Stopień wkurzenia społeczeństwa jest tak wysoki, że jajka nawet nie są odpowiednią emanacją naszego stanu emocjonalnego – stwierdza w rozmowie z naTemat Klementyna Suchanow, autorka biografii Witolda Gombrowicza, która wczoraj protestowała przed Sejmem. Kobieta na Facebooku opisała, jak ją i jej znajomych potraktowali policjanci.
Dlaczego wyszliście wczoraj na ulicę z torbami pełnymi jaj?
Powodem jest to, co się działo w piątek w Sejmie, gdzie PiS uśmiercił sądy, o które jeszcze w lipcu ludziom chciało się walczyć. To przerażające, że jednocześnie mamy do czynienia z apatią społeczeństwa i bezczelnością władzy. W tym samym momencie partia rządząca chce zmianić pod siebie ordynację wyborczą. A gdzieś na marginesie tego wszystkiego pojawiają się informacje, że PiS pracuje nad ustawą, która pozwoli organizacjom nacjonalistycznym takim jak ONR na posiadanie broni maszynowej.
I dlatego obrzuciliście jajkami rządowe limuzyny?
Ruszyliśmy spod Sejmu, gdy zobaczyliśmy, że wyjeżdżają stamtąd rządowe samochody. Wiedzieliśmy, że politycy pojadą do Pałacu Prezydenckiego w związku z wymianą Szydło na Morawieckiego. Zaczęliśmy obrzucać rządowe limuzyny jajkami. Mieliśmy ich sporo, ale nie udało nam się użyć wszystkich.
Policja zrobiła na nas wielką obławę, zamknięto ulice. Obecność funkcjonariuszy przy smoleńskich miesięcznicach i manifestacjach to nie jest normalny stan. Problem w tym, że społeczeństwo już się zaczęło do tego przyzwyczajać. Jesteśmy tak wkurzeni, że nawet jajka nie są odpowiednią emanacją naszego stanu emocjonalnego.
Napisała pani, że policjanci spisywali za samo posiadanie jaj, że nie trzeba było nimi nawet rzucać. To żart?
Nie, to nie żart. Pozostałe osoby, które tam zostały spisywano za "podejrzenie posiadania jaj".
Kuriozalne.
To wyglądało jak happening, jakby to było wymyślone i nie działo się naprawdę. Ale policjanci robili to na poważnie.
Jak zachowywali się funkcjonariusze?
Byli bardzo agresywni.
To nie była pani pierwsza manifestacja i nie było to pierwsze starcie z policją.
Już nawet nie liczę. W ciągu tego tygodnia zauważyliśmy zmianę w zachowaniu policjantów.
To znaczy?
Był taki moment, gdy policjanci wyciągali ludzi z tłumu. Teraz funkcjonariusze chcą sprowokować protestujących takimi hasłami jak "no uderz" czy "bij się". Zwłaszcza mężczyzn. I pewnie w którymś momencie ktoś im przywali. Mamy wrażenie, że policjanci dostali takie rozkazy z góry, bo ta zmiana dotyczy funkcjonariuszy z różnych komend.
Zabrali was na komisariat?
Nie, oni nas tylko przewieźli z Krakowskiego Przedmieścia pod dziekankę przy ulicy Bednarskiej. Tylko nas usunęli.
Rzucali "twarzą w stronę chodnika, przycisnęli nogą" – tak relacjonuje pani wczorajsze zachowanie policjantów i porównuje to do "rosyjskich metod". Było aż tak strasznie?
Moje ręce wyglądają tragicznie. Wczoraj pojawiły się pierwsze siniaki. Dziś jest mi trudno ruszać nadgarstkami, odgarnąć włosy. Oni "pastwili się" nad moimi nadgarstkami. Na początku nie rozumiałam sytuacji, nie wiedziałam, co robią. Myślałam, że chwytają mi ręce. Zaczęłam się wyrywać, bo nikt nie lubi być skrępowany. Rafała (także uczestniczył w manifestacji – red.) skuli szybko i sprawnie, ze mną sobie nie radzili. Jego bili po udach, dociskali mu twarz.
Ilu was tam było?
Poszliśmy w osiem osób, ale tylko kilka zdążyło coś zrobić. Cztery osoby wyciągnięto, jedną dziewczynę szybko puszczono, a trójka z nas została wsadzona do jednego radiowozu.
Potem pojawił się policjant, który zaczął rozładowywać sytuację. Rozmawiał z nami. Obiecywał pewne rzeczy i dotrzymał słowa. Posmak jest bardzo gorzki. Jeśli za rzucanie jajkami policja stosuje kajdanki, to co będzie dalej?
Wczorajsza sytuacja została uwieczniona na zdjęciach. Zabraliście ze sobą fotografa?
Idąc spotkaliśmy znajomego, który robi zdjęcia.
Coraz mniej Polaków wychodzi na ulice, by manifestować swój sprzeciw wobec niekonstytucyjnych działań rządu. Ludzie się boją? A może im się nie chce?
Mam wrażenie, że wśród ludzi jest taka apatia związana z tym, że oni nie czują, iż mają jakąś siłę sprawczą. Nie wydaje mi się, że to jest związane ze strachem, a z tym, że ludzie nie widzą żadnego sukcesu swoich działań i nie mają nadziei na zmianę.
Wczorajsze zajście nie zniechęca pani, by nadal protestować?
Nie. Niezależnie od tego, czy protesty przynoszą wymierne skutki, uważam, że mam prawo manifestować swój sprzeciw. A jego formę dostosowuję do okoliczności. Nie jest powiedziane, że zawsze będzie grzecznie. My już w ramach Strajku Kobiet mówiłyśmy, że "grzeczne to już byłyśmy".
Jako społeczeństwo powinniśmy powiedzieć to samo: grzeczni to już byliśmy. Chodziliśmy, blokowaliśmy, rozchodziliśmy się karnie do domów. Nie namawiam do przemocy. Rzucając jajkami w limuzyny rządowe nikomu nie zrobiłam żadnej krzywdy. Natomiast policjanci zrobili mi krzywdę.
Po publikacji wywiadu odezwał się do nas rzecznik Komendanta Stołecznego Policji ze sprostowaniem i wyjaśnieniem, jak zdaniem Policji wyglądały opisywane wydarzenia. Poniżej publikujemy jego treść.
Komenda Stołeczna Policji stanowczo zaprzecza jakoby miało dojść do działań sprzecznych z prawem ze strony funkcjonariuszy Policji, którzy podejmowali czynności wobec grupy osób w dniu 9 grudnia br. w rejonie Krakowskiego Przedmieścia w Warszawie, o których to działaniach informowano w artykule "Obrzuciła jajkami limuzyny PiS. "Nie zrobiłam nikomu krzywdy. Policjanci mnie skrzywdzili" autorstwa red. Darii Różańskiej zamieszczonego 9 grudnia 2017 na portalu natemat.pl
We wskazanym dniu doszło do obrzucenia jajkami aut, którymi poruszali się pracownicy kancelarii Prezydenta RP. Do incydentu doszło nie pod Sejmem, jak można wywnioskowywać z przedmiotowego artykułu, ale w pobliżu Kancelarii Prezydenta RP. W stosunku do osób, które się tego dopuściły zostały podjęte czynności przez funkcjonariuszy Policji. Działania te miały na celu zapewnienie porządku publicznego i stanowiły reakcję na jego naruszenie. Nie była to żadna "obława jak sugeruje Pani Klementyna Suchanow, ale normalne działanie mające na celu zapewnienie bezpieczeństwa w obrębie określonego miejsca. Policjanci nie zachowywali się agresywnie w stosunku do żadnej osoby. Czynności realizowane przez funkcjonariuszy prowadzone były w oparciu o obowiązujące prawo i odbywały się z poszanowaniem godności ludzi w stosunku, do których były kierowane. Tym niemniej ze względu na niestosowanie się niektórych osób do poleceń wydawanych przez policjantów konieczne było w celu ich wyegzekwowania użycie siły fizycznej. Nie jest prawdą, aby doszło do "rzucania" kogokolwiek "twarzą w stronę chodnika".
Nie jest również prawdą, by "funkcjonariusze chcieli sprowokować protestujących takimi hasłami jak" no uderz" czy "bij się". Faktem jest natomiast, że niektóre z osób w stosunku, do których podejmowano wzmiankowane czynności zachowywały się wobec policjantów arogancko, wręcz agresywnie, lekceważąc wydawane im polecenia.