Według ustaleń "Newsweeka" prokuratura nie potrafi zamknąć postępowania ws.
wypadku. Bardzo starannie natomiast bada, czy świadkowie są poczytalni. Większość z nich poddano testom
psychologicznym, byli przesłuchiwani po kilka razy. Jeden ze świadków, z którym rozmawiał "Newsweek", twierdzi, że w tego typu sytuacjach
borowcy nigdy nie mieli włączonych sygnałów, i tak było także i tym razem. "(…) Wiele razy widziałem, jak pędzili z nią [z Beatą Szydło – red.] wte i wewte. Ani syreny, ani świateł. Jak przyjeżdżała do
sklepu w dwa samochody, to też po cichu" – mówi świadek wypadku. "No więc, jak to się zdarzyło, mówię do kolegi: 'Beatka się stukła'. Nazjeżdżało się zaraz
samochodów, ale od nas nikt nic nie chciał. Pojechaliśmy do domów" – dodaje świadek.