
12 listopada, dzień po Marszu Niepodległości, dziennikarz "Gazety Wyborczej" Piotr Stasiński zacytował w programie "Loża prasowa" na antenie TVN24 wulgarne okrzyki nacjonalistów. Skandowali oni na ulicach Warszawy m.in. że uchodźcy mają "wyp*******ć", w hasłach wykrzykiwali też słowo "k***a". Marszałek Senatu Stanisław Karczewski poczuł się oburzony zachowaniem... dziennikarza cytującego nacjonalistów. O sprawie pisze Press.
REKLAMA
Na początku polityk partii rządzącej chciał zawiadomić prokuraturę o tym, że w telewizji padły nieprzyzwoite słowa. Potem jednak zmienił zdanie ws. prokuratury – 4 grudnia złożył doniesienie do komisariatu policji na warszawskim Wilanowie. Jak poinformowała Press Aleksandra Leich ze służb prasowych Senatu, marszałek Karczewski zrobił to jako osoba prywatna.
Sam Stasiński, uznaje działania Karczewskiego za "niemądre represje". Podkreśla, że tylko cytował to, co nacjonaliści wykrzykiwali w biały dzień w centrum stolicy Polski. "Na marszu działy się rzeczy barbarzyńskie, o których marszałek nie chce zawiadamiać policji. Nie chciał na przykład słyszeć okrzyków "Sieg Heil" w mieście zburzonym przez hitlerowców" – mówi dziennikarz.
źródło: press.pl
