"Nie martwcie się, do weekendu już tylko 4 dni"; "Poniedziałek, znów do roboty…" – na pójście do pracy w nowym tygodniu narzekamy na Facebooku, na Twitterze i w rozmowach ze znajomymi. Niektóre Facebookowe fanpejdże zachęcają użytkowników do tego, by wylewali swoje żale dotyczące poniedziałku.
Dlaczego tak narzekamy, co to jest "syndrom poniedziałku" i co zrobić, żeby nie cierpieć tak bardzo w pierwszym dniu tygodnia, wyjaśnia specjalista od psychologii pracy Krzysztof Kosy z Uniwersytetu Warszawskiego.
W poniedziałek narzekamy wszyscy. Czy to oznacza, że masowo nie lubimy swojej pracy?
Niekoniecznie. To zjawisko nazywane "syndromem poniedziałku". Polega na tym, że po weekendowym odpoczynku trudno jest nam zmobilizować się do pracy. To powszechna rzecz, uniwersalna, występuje nie tylko w Polsce.
Czyli lubimy pracę, ale i tak narzekamy?
Nie łączyłbym tych dwóch kwestii. Narzekanie nie oznacza frustracji pracą. To tak jak z
piłkarzami. Zagrają kilka meczy w sezonie i już są zmęczeni. Ale to przecież nie znaczy, że nie lubią piłki nożnej.
Dlaczego, w takim razie, aż tyle narzekamy?
To pomaga nam poradzić sobie z wejściem w tryb pracy. Poniedziałek jest taki bolesny, bo musimy wspiąć się na wyższe obroty. A ten moment przejścia jest bolesnym przeżyciem. Jak w maratonie, w pewnym momencie przychodzi kryzys, ale potem jest już tylko coraz lepiej i kolejne dni są łatwiejsze.
Mimo to, wiele osób, szczególnie młodych, żyje od weekendu do weekendu, a dni robocze to dla nich katorga, bo wybrali złą pracę.
To nie kwestia błędnego wyboru, a małych możliwości, jakie mają młodzi ludzie wchodzący na rynek pracy. To, co robią, niekoniecznie odzwierciedla ich aspiracje i ambicje. Biorą to, co mogą na rynku dostać i nie zawsze są z tego zadowoleni. Warto pamiętać, że ten poziom aspiracji często jest wygórowany. Ale to często nie ich wina. Te aspiracje zostały nakręcone przez studia, które zapewniały, że tytuł magistra zapewni świetlaną przyszłość i świetną pracę.
I dlatego czekają na weekend. Dwa dni luzu na pięć dni pracy to wystarczająco dużo, żeby się zregenerować?
Akurat do tego, że pracujemy pięć dni, a odpoczywamy dwa, już się przyzwyczailiśmy. Ważne jest jak spędzamy weekend – czy kompletnie jałowo, nic nie robimy i w poniedziałek od razu wrzucamy piąty bieg, czy jednak wykonujemy jakiś w miarę intensywny wysiłek, który pozwala zachować ciągłość tej aktywności z pracy. Życie od weekendu do weekendu samo w sobie nie jest złe, chyba, że wpływa na naszą efektywność w codziennym funkcjonowaniu.
Istnieje jakiś złoty środek na te dwa dni odpoczynku?
Jeśli pracujemy fizycznie, to należy relaksować ciało, a pracować umysłem. A jeśli w pracy wykonujemy wysiłek intelektualny, to w weekend warto dać odpocząć mózgowi i być aktywnym fizycznie. Leżenie przed telewizorem z pilotem w ręku na pewno dobrze nie robi.
A co z wakacjami? Ile czasu potrzeba nam, żeby wypocząć?
Popularny jest model na tydzień urlopu, ale to za mało. W pierwszym tygodniu jeszcze myślimy o pracy, wychodzimy z tego trybu. A dopiero od drugiego tygodnia naprawdę odpoczywamy, jesteśmy w stanie w pełni się zrelaksować, odciąć od życia zawodowego.
Niestety, niektórzy szczerze nienawidzą swojej pracy i nawet urlop im nie pomaga. Czy dla takich osób psychologia ma jakąś radę, czy po prostu powinni zmienić zawód?
Przede wszystkim, każdy w pracy powinien doszukiwać się pozytywów. Praca, wbrew pozorom, jest bardzo ważną wartością w naszym życiu. Zazwyczaj kojarzymy ją z takim wrednym bytem. Jeśli naprawdę jej nie lubimy, warto się zastanowić czemu. Często to, czego nie lubimy, można po prostu zmienić. Rzadko bowiem bywa tak, że w pracy wszystko kochamy lub wszystkiego nienawidzimy. Warto zdać sobie sprawę, co ta praca nam daje. Może nagle okaże się, że bez niej stracilibyśmy coś ważnego, na przykład relacje z jakimiś osobami.
A Pan dzisiaj rano nie pomyślał: o Boże, znowu poniedziałek? Lubi pan swoją pracę?
Pod tym względem jestem szczęśliwy jako wykonawca wolnego zawodu. W dużej mierze sam dysponuję swoim czasem.
Osoby wykonujące tzw. wolne zawody są szczęśliwsze od tych pracujących na godziny?
Wbrew pozorom, niekoniecznie. Pracując od poniedziałku do piątku, od ósmej do szesnastej, przyzwyczajamy się do myśli, że wieczór i weekend to czas odpoczynku. W wolnym zawodzie istnieje ryzyko, że ustalając samemu godziny pracy będzie się w niej cały czas. A to dopiero jest naprawdę niebezpieczne.
Popularny jest model na tydzień urlopu, ale to za mało. W pierwszym tygodniu jeszcze myślimy o pracy, wychodzimy z tego trybu. A dopiero od drugiego tygodnia naprawdę odpoczywamy, jesteśmy w stanie w pełni się zrelaksować, odciąć od życia zawodowego.