"Zabiję cię. Nie myśl, że nie potrafię" – takie słowa producenta Harveya Weinsteina przytacza aktorka Salma Hayek. Przedtem zaś, jak relacjonuje Hayek, Weinstein wielokrotnie dobijał się do drzwi jej pokoju hotelowego, nalegał, że zrobi jej masaż, żądał, by się rozebrała , chciał przyglądać się, jak bierze prysznic... "Myślę, że najbardziej na świecie nienawidził słowa 'nie'" – pisze aktorka w swoim wstrząsającym tekście dla "New York Times".
Harvey Weinstein to znany producent z firmy Miramax od którego zaczęła się akcja #MeToo. Aktorki i inne pracownice branży filmowej oskarżyły go o molestowanie seksualne. Okazało się, że wtajemniczeni znali złą reputację Weinsteina, ale ten, jako mężczyzna na wysokim stanowisku, przez 30 lat mógł sobie bezkarnie pozwalać na przemoc seksualną wobec kobiet. Jego nieformalny immunitet skończył się jesienią 2017 r., gdy kilka kobiet ujawniło że je molestował.
Wyznanie Hayek
Teraz o przemocy ze strony Weinsteina opowiedziała znana aktorka Salma Hayek. Wszystko to działo się podczas kręcenia i wkrótce po premierze filmu "Frida" o genialnej meksykańskiej malarce.
To Hayek, rodaczka artystki, pragnęła nakręcić obraz o jej życiu, dlatego zwróciła się do znanego producenta z Miramaxu, Harveya Weinsteina. Jak pisze Hayek, gdy przyszła do niego z propozycją stworzenia "Fridy", wiedziała o nim tylko, że jest inteligentny i lojalny wobec przyjaciół, a także że nie boi się podjęcia ryzykowanych decyzji artystycznych. Szybko jednak okazało się, że popularny producent ma drugie oblicze.
Drugie oblicze Weinsteina
Gdy rozpoczęli prace nad filmem okazało się, że Weinstein żąda od Hayek usług seksualnych. Domagał się, by wzięła z nim prysznic, chciał przyglądać się, jak masuje ją naga kobieta, nalegał na seks oralny, dobijał się do jej pokoju w kolejnych hotelach. Gdy okazało się, że Hayek odrzuca jego umizgi, Weinstein zaczął niszczyć jej karierę.
Chciał ją wyrzucić z produkcji "Fridy", choć nakręcenie filmu było pomysłem Hayek, jednej z producentek. Postawił przed nią warunki, które miały być nie do spełnienia: napisanie scenariusza od nowa, zebranie 10 mln dolarów na film, znalezienie reżyserów z najwyższej półki i obsadzenie czterech znanych aktorów w rolach drugoplanowych.
Dzięki kreatywności i uporowi Hayek warunki Weinsteina zostały jednak spełnione, więc mężczyzna musiał zgodnie z umową produkować film, którego nie chciał już robić. Hayek dostała minimalne wynagrodzenie za odegranie roli głównej, a pracę producentki wykonywała za darmo. Jak pisze, w latach 90-tych w Hollywood nie płacono kobietom za bycie producentkami, oczekiwano, że wystarczy im odnotowanie ich nazwiska w napisach po filmie.
Gdy ruszył plan zdjęciowy, molestowanie seksualne zmieniło się w wybuchy furii. Weinstein mówił, że Hayek jest kastratorką, a pewnego dnia powiedział jej, że nie jest wystarczająco seksowna we "Fridzie" (m.in. przez charakteryzację – złączone brwi), więc zerwie produkcję dzieła. Powiedział, że nie zrobi tego pod jednym warunkiem: jeśli Hayek wystąpi nago w scenie seksu z inną kobietą. Aktorka i producentka filmu, który był kręcony już od 5 tygodni, czuła że nie może powiedzieć "nie".
Fantazja Weinsteina
Weinstein postawił na swoim. Naga scena z Hayek - Fridą uprawiającą seks z inną kobietą miała powstać. Hayek czuła taką odrazę z powodu tego szantażu, że płakała i wymiotowała przed nagraniem – mogła wyjść na plan tylko dlatego, że zażyła środek uspokajający.
Gdy film został nakręcony, Weinstein uznał, że jest na tyle słaby, że nie trafi do kin. Jedna z producentek przekonała go, by puścił go testowo w jednym nowojorskim kinie. Wtedy Weinstein postawił kolejny zaporowy warunek: "Frida" ma dostać od widzów notę 80 żeby trafić do innych kin. Jak pisze Hayek, zaledwie 10 proc. filmów osiąga taki wynik, jednak jej film spodobał się tak bardzo, że dostał notę 85 punktów.
Weinstein wpadł we wściekłość, posunął się do rękoczynów wobec ekipy filmowej. Mimo wszystkich przeszkód, "Frida" trafiła do kin, a potem została obsypana nagrodami, w tym dwoma Oscarami.