
Dom Ozgów mieni się różnymi kolorami. – W ogrodzie mam szopkę, a za stojące w niej figurki w zeszłym roku dałem 1 500 złotych. Mam też Mikołaja, dużego bałwana, sam robię gwiazdy, śnieżynki takie. Dach wężami okładam – wylicza Kazimierz. O śnieżynkach przypomina mu żona. Dom i ogród ozdabia razem z synem. Zaczynają 15 listopada. – I świecimy do 15 stycznia, bo to są koszta – mówi Ozga. Inspiracje czerpie zewsząd: a to sam na coś wpadnie, a to gdzieś podpatrzy.
67 tysięcy lampek
Wszystko zaczęło się od podróży na Zachód. Wiktoria Duszeńko w Niemczech zobaczyła pięknie przyozdobiony dom i zapragnęła, by i jej w Polkowicach tak się na święta zaświecił. – Do brata pojechała, zobaczyła tam i kilkanaście lat już na okrągło to robimy – mówi nam Antoni Duszeńko. Żona wymyśla, a on z synami musi to wszystko realizować. I tak w ich ogrodzie stoi np. szopka, a w niej Józef i Maryjka na 1,7 metrów. – Żona sama wszystko szyje. Na przykład Maryjka ma suknie ślubną mojej żony – opowiada Antoni Duszeńko. Zaznacza, że przed ich domem wszystko oprócz dwóch reniferów zostało ręcznie przez nich zrobione.
Siedzimy w domciu, rodzinka, pełno gości, a tu ludzie przychodzą i mówią, że się dach pali. Na dachu mamy węże świetlne i po prostu węże się zapalili. To jet guma, więc jak się "rozhajcowało".
Ponad 40 tysięcy lampek
Stanisław Miller potrzebuje 1,5 miesiąca, żeby przygotować świąteczną dekorację swojego domu w Gryfinie (woj. zachodniopomorskie). Już stracił rachubę i dokładnie nie wie, ile światełek w tym roku zawiesił. Szacuje, że ponad 40 tysięcy diod. – Trzy miesiące w roku trzeba odjąć na lampki – wylicza Stanisław. Przeważnie ściąga je w lutym. I kilka razy podkreśla, że jego dekorację trzeba zobaczyć na żywo, bo ani na zdjęciach w gazecie, ani na filmach w telewizji nie wyglądają tak, jak w rzeczywistości. Miller swój dom na święta dekoruje od kilku lat. – W samym TVN-ie pokazują mnie od pięciu lat. Tylko w zeszłym roku nie pokazali przez to zamieszanie w Sejmie.
Na początku dekorowałem dom dla samego siebie. I zaczęli mnie namawiać, żeby coś gdzieś zgłosić, bo tak ładnie wygląda. Najgorzej było za pierwszym razem. Jeżeli człowiek chce się z takim czymś pokazać, to jest bardzo trudno. Dzwoniłem do mediów i chyba ze dwa lata nie dostawałem żadnej odpowiedzi. Dopiero później ktoś przyjechał i pokazali we wszystkich telewizjach.