Dziś Wigilia, a pół Polski nadal żyje wczorajszą galą KSW, podczas której największe emocje wzbudziła walka Tomasza "Stracha" Oświecińskiego z Popkiem. Jednak to nie sam pojedynek rozgrzał łącza internetowe do czerwoności, ale to co się stało potem. Nagle pojawił się Artur Szpilka i przeszedł sam siebie. Jak się z tego tłumaczy?
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Najbardziej medialną walkę wygrał Tomasz "Strachu" Oświeciński. Pokonał faworyta Popka przez techniczny nokaut w drugiej rundzie. Tuż po walce i ogłoszeniu wyników "Strachu" przez mikrofon sprowokował Artura Szpilkę. – Chcę, żeby był następny. Umiesz leżeć na deskach, non stop leżałeś nie raz, ja też położę cię na deski – krzyczał aktor do boksera.
Szpilka łyknął haczyk i wszedł na ring łatwo przepuszczony przez ochroniarzy. Po chwili zaatakował Oświecińskiego, ale szybko został odciągnięty i siłą wyprowadzony z klatki.
Po tym jak został wyproszony z hali, Szpilka został poproszony o komentarz przez dziennikarzy. – Wygrał walkę bardziej dlatego, bo przegrał Popek – mówił wzburzony zawodnik. Przyznał, że nawet nie wiedział, o co dokładnie chodzi, ale nie przeszkodziło mu to w wejściu do klatki i zrobienia burdy. – Poniosły mnie troszkę emocje... sam jestem na siebie zły. Teraz, jak człowiek ochłonął to sobie myśli: na ch*j takie bagno robić. No ale to się już stało – stwierdził Szpilka.