Minister nie może tak po prostu wskazać nowego prezesa sądu, kandydat  musi się najpierw zgłosić. I tu zaczyna się problem, nie ma chętnych.
Minister nie może tak po prostu wskazać nowego prezesa sądu, kandydat musi się najpierw zgłosić. I tu zaczyna się problem, nie ma chętnych. Fot: Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta

Trzeba przyznać, że Zbigniew Ziobro bardzo skutecznie dokonuje czystek w sądach, zwalnia prezesów jak leci, najczęściej faksem lub mailem. Ale jeśli liczył, że te czystki podniosą wydajność pracy sądów , to chyba był w błędzie. Póki co grozi im paraliż, jako że nie ma chętnych do objęcia wakatów. Sędziowie buntują się przeciwko ministrowi.

REKLAMA
Procedura wygląda na maksymalnie uproszczoną – z ministerstwa przychodził faks z informacją o odwołaniu prezesów czy wiceprezesów sądów i gotowe. Na jego miejsce miał się pojawiać nowy prawnik, niekoniecznie lepszy, ale z certyfikatem "swój" nadanym przez Zbigniewa Ziobro. W ten maszynie jednak nie ma oleju i wszystko zaczyna skrzypieć jak stara drezyna na zardzewiałych torach. Wszystko przez to, ze sędziowie buntują się przeciwko takiej polityce kadrowej ministra i w akcie solidarności ze zwalnianymi kolegami nie zgłaszają swoich kandydatur na wakujące stanowiska.
Jak donosi "Gazeta Wyborcza", tylko w jednym sądzie apelacyjnym w Katowicach udało się obsadzić stanowisko po zwolnionym przez ministra prezesie. Oficjalnie brak wyjaśnienia przyczyn, minister sprawiedliwości nabrał w tej sprawie wody w usta i nie odpowiada na pytania. Z odpowiedzią pośpieszył za to Krystian Markiewicz, prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich Iustitia, który stwierdził w w rozmowie z "Wyborczą", że wszystko przez solidarność zawodową sędziów. Zwolniono bardzo dobrego prezesa bez podania racjonalnych powodów, więc sędziowie się zbuntowali. Jeśli minister Ziobro będzie chciał obsadzić wakat po prezesie, będzie musiał się rozejrzeć za sędzią z sądu niższej instancji.
Przypadek z Dolnego Śląska wskazuje, że nie jest to niemożliwe. W jednym z tamtejszych sądów okręgowych prezesem został zwykły sędzia sądu rejonowego, nie posiadający zresztą najlepszej opinii zawodowej. W kuluarach sędziowie śmieją się, że teraz zamiast kompetencji nadrzędną będzie stara maksyma– "mierny, bierny ale wierny".