Domyślamy się, że konie tego dnia pracowały ciężej niż zwykle, bo było wielu turystów, którzy chcieli bez wysiłku dostać się do Morskiego Oka i z niego wrócić, korzystając z siły mięśni umęczonych zwierząt. Turyści dosłownie bili się o miejsca na wozach i tratowali się nawzajem przy wsiadaniu. A konie musiały ciągnąć pełne wozy po zaśnieżonej trasie.
Przepychanki na trasie z Morskiego Oka to wciąż nie wszystko. Tego dnia doszło do wypadku i złamania prawa
Do zdarzenia doszło w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia, ale dopiero teraz informacja o tym, że na trasie z Morskiego Oka upadł koń, dotarła do aktywistów z Fundacji Viva!. Oni nie mają wątpliwości, że doszło do złamania prawa, dlatego deklarują, że natychmiast zawiadomią prokuraturę. Są też właściwie pewni, dlaczego doszło do tego zdarzenia. Miało ono bowiem miejsce tego samego dnia, gdy na trasie pojawiły się takie tłumy, że dzień zakończył się przepychankami pseudoturystów, których zaskoczył zmrok.
Reklama.
W drugi dzień świąt Bożego Narodzenia po godzinie 17.00 TOPR dostał zgłoszenie, że grupa turystów utknęła na trasie z Morskiego Oka do Palenicy Białczańskiej. Doszło do przepychanek, bo kilkadziesiąt osób oczekiwało, że zostaną zwiezieni na dół saniami ciągniętymi przez konie. Skończyło się to tak, że szli pieszo, a drogę oświetlał im radiowóz. Zanim jednak w górach zapadła ciemność, na tej trasie doszło do wypadku.
Do Fundacji Viva zgłosił się świadek, który widział, jak koń transportujący turystów na trasie do Morskiego Oka przewrócił się, ciągnąc wyładowany pseudoturystami wóz. Furman nie przerwał jednak kursu i kiedy koń w końcu wstał – załadował ponownie wóz turystami i kontynuował jazdę. Tymczasem fiakrzy mają obowiązek o każdym takim przypadku zawiadomić TPN. Do Tatrzańskiego Parku Narodowego żadna informacja o tym zdarzeniu jednak nie dotarła.
Świadek zdarzenia przekazał Fundacji Viva zdjęcie, które zrobił na trasie z Morskiego Oka 26 grudnia.
Fundacja zapowiada, że o wypadku zawiadomi prokuraturę. Żąda też od władz TPN, aby odebrały licencję furmanowi, którego koń upadł na trasie. Szef Fundacji zwraca uwagę, że koń ten ciągną nie sanie, lecz wóz, mimo iż droga była zaśnieżona. – Chcemy wyjaśnienia, dlaczego na ośnieżonej trasie konie musiały ciągnąć wozy, zamiast dużo lżejszych sań, którymi można przewozić tylko 8 pasażerów, a nie 12, jak to jest w przypadku wozów – mówi Cezary Wyszyński.
Temat przeciążenia koni na trasie do Morskiego Oka wraca co sezon. Latem szok wywołały potężne kolejki turystów, którzy nie zamierzali pokonywać tego odcinka na własnych nogach.
Reklama.