
Reklama.
Wizyta premiera Morawieckiego upłynęła w sielankowej atmosferze wzajemnego braterstwa Polski i Węgier. Polski premier nie uzyskał jednak od Węgier obietnicy pomocy ws. ewentualnych sankcji wynikających z art. 7 TUE, a taki miał być cel spotkania. Viktor Orban w ramach "pocieszenia" nazwał wizytę Mateusza Morawieckiego "spotkaniem z przyjaciółmi". Obaj krytycznie wyrażali się o polityce imigracyjnej Unii Europejskiej i jednym głosem mówili o tym, że Polska i Węgry mają prawo same decydować w tym zakresie.
Według informacji, do których dotarła "Gazeta Wyborcza", dziennikarze umówili się przed konferencją, że zadadzą premierom pytanie dotyczące uruchomienia przez Komisję Europejską art. 7. Pytania mieli zadać dziennikarze TVP i PAP. Standardową procedurą jest w takim przypadku, że organizatorzy określają liczbę pytań, a media umawiają się, które są najważniejsze i kto je zada.
– Pytania z naszej strony miały być dwa. Miały je zadać media publiczne: TVP i PAP. Jedno z pytań miało dotyczyć art. 7. Tak się umówiliśmy. I to pytanie nie padło. TVP tłumaczyło, że zostali poproszeni o zadanie pytania strony węgierskiej i się na to zgodzili. Łamiąc nasze dziennikarskie ustalenia – powiedział gazecie przedstawiciel polskich mediów, który był w Budapeszcie. Potwierdziła to obecna tam druga osoba.
Przedstawiciel Centrum Informacyjnego Rządu miał sprawdzić, o co dziennikarze będą pytali premierów. Przekazał pytania do otoczenia Morawieckiego i prawdopodobnie ktoś z otoczenia szefa rządu miał stwierdzić, by o tę sprawę nie pytać. Z dwóch niezależnych źródeł "GW" dowiedziała się, że pytanie miała zadać przedstawicielka TVP. Miała ona co chwila odbierać telefon ze swojej redakcji, po czym po kilkunastu minutach powiedziała, że nie będzie pytać o artykuł 7. CIR zaprzeczyło, że sytuacja z blokowaniem pytania miała miejsce. Zdziwieni dziennikarze komentują sytuację na Twitterze.
źródło: "Gazeta Wyborcza"