"Fakt" opisał, że Stanisław Gawłowski z Platformy Obywatelskiej miał dostawać zegarki i alkohol od wicedyrektora Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej. Okazuje się, że podejrzenie o korupcję w instytucie wcale nie są najpoważniejszymi dla polityka.
W mediach od blisko 20 lat, w naTemat pracuję od 2016 roku jako dziennikarz i wydawca
Napisz do mnie:
rafal.badowski@natemat.pl
Na podstawie zeznań byłego dyrektora IMiGW Mieczysława O. oraz jego kochanka i podwładnego Łukasza L., prokuratura postawiła Gawłowskiemu zarzut łapówkarstwa. "Fakt" dotarł do szczegółów wniosku o uchylenie immunitetu Stanisławowi Gawłowskiemu.
Przesłuchany sześciokrotnie w charakterze świadka Łukasz L. przedstawił przebieg wydarzeń związanych z wręczeniem dwóch zegarków Stanisławowi Gawłowskiemu – przytacza "Fakt" pismo prokuratury. L. Zeznał, że usłyszał od Gawłowskiego, że "jeśli nadal chce pełnić swoją funkcję, to musi się odwdzięczyć, bo piastowanie funkcji zastępcy dyrektora nie jest bezpłatne". Mieczysław O. miał wyjaśnić młodszemu koledze, że Gawłowski lubi dostawać prezenty i tego oczekuje w zamian.
Dziś dziennik publikuje kolejne doniesienia dotyczące domniemanego łapówkarstwa. Tym razem chodzi o kampanię wyborczą w 2011 roku. Sam polityk ma twierdzić, że to spisek. Uważa, że cała sprawa jest prowokacją służb specjalnych przeciwko niemu. Jednak prokuratura ustaliła, że w 2014 w Zachodniopomorskiem działała grupa przestępcza, która miała wyłudzać pieniądze za przetargi oraz brać łapówki w zamian za zlecenia od Skarbu Państwa.
Zeznania szefa grupy Krzysztofa B. i dyrektora Zachodniopomorskiego Urzędu Melioracji i Urządzeń Wodnych Tomasza P. mają pogrążać Gawłowskiego, który był wiceministrem środowiska. Tomasz P. w czasie składania wyjaśnień miał powiedzieć, że B. mówił mu o przekazywaniu "kanapek wyborczych" (chodzi o grube pliki banknotów) podczas kampanii wyborczej. Tomasz P. powiedział też, że B. pomagał Gawłowskiemu.
Podczas przesłuchań B. powiedział, że gdyby nie przekazał Gawłowskiemu pieniędzy, nie miałby szans w przetargach. B. miał prowadzić z posłem Platformy Obywatelskiej rozmowy w cztery oczy na "motorówce i skuterach". Łącznie chodziło o 170-190 tys. zł, jakie miał przekazać Gawłowskiemu w jego domu w Koszalinie.