Przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk udzielił obszernego wywiadu "Tygodnikowi Powszechnemu". Były polski premier mówił m.in. o sytuacji Polski w Europie. Został także zapytany o powrót do polskiej polityki – i tu padły ważne słowa.
– To smutny dzień dla wszystkich, którzy z obecnością i silną pozycją Polski w UE wiązali nadzieje – stwierdził przewodniczący Rady Europejskiej w wywiadzie zapytany o uruchomienie przez Brukselę wobec Polski artykułu 7.1 traktatu unijnego. Uspokoił jednak, że do realnych konsekwencji jest jeszcze daleko.
Były premier zauważył także, że Polska nadal uchodzi w Europie za przykład "permanentnego sukcesu gospodarczego" i dlatego bywa traktowana jako konkurent. – Musimy sobie uświadomić, że państwa starej Unii przestają się nami opiekować, a zaczynają z nami konkurować – wyjaśnił.
Najistotniejsza dla wielu Polaków będzie jednak kwestia powrotu Tuska do polskiej polityki. Ta sprawa także została poruszona w wywiadzie. Tusk zauważył, że "Bruksela to nie emigracja i nie Sulejówek". – Będąc tam i szefując Radzie Europejskiej działam tak samo na rzecz polskich interesów, jak działałem, kiedy moje miejsce pracy było w Warszawie – dodał.
– Gdybyście mnie pytali o mój pożądany scenariusz, to wolałbym, żeby w ciągu tych dwóch lat, nawet bez mojego udziału, doszło do zmiany politycznej, która na nowo zakorzeni Polskę w Unii i jednocześnie zdoła wymazać ze zbiorowej europejskiej pamięci wszystko to, z czym niestety zaczyna się dziś kojarzyć nasz kraj pod rządami PiS – zauważył jednocześnie. Jednak podkreślił, że "nawet gdyby mógł, nie wybiera się na emeryturę" – i w tej deklaracji jego sympatycy mogą się doszukiwać "drugiego dna".
Zauważmy, że problemami Polski w UE szybko zajął się po rekonstrukcji rządu nowy premier. Ledwo zakończyły się wtorkowe roszady, a Mateusz Morawiecki odleciał do Brukseli, gdzie spotkał się z przewodniczącym Komisji Europejskiej Jean-Claude Junckerem.