Na początku musimy podkreślić jedno. Po rozmowie z właścicielami kilkunastu pensjonatów, nasuwa się jeden wniosek. Turystów mają super, nie to co jeszcze 10-15 lat temu. Potrafią się zachować, nie robią żadnych szkód, wielu wraca do nich rok w rok i nie narzeka. Ale, jak to bywa, od reguł są wyjątki. I właśnie o nie zapytaliśmy górali. O te niechlubne zachowania turystów, które innym potrafią uprzykrzyć życie...Czy bardzo złe doświadczenia mają właściciele pensjonatów?
Pierwszy telefon i od razu: – Tak! Zdarzyło nam się i to kilka dni temu! Proszę sobie wyobrazić, że uciekła nam jedna pani. Nie zapłaciła i wyjechała z mężem zanim wstaliśmy! – słyszę. Kobieta miała koło 40-tki. Gaździna tak się zdenerwowała, że jeszcze gdy rozmawiamy, mówi roztrzęsionym głosem. – Słyszy się od czasu do czasu, że takie rzeczy u nas na Podhalu u kogoś się zdarzają, że goście wyjeżdżają bez zapłacenia. Ale u nas nigdy wcześniej nie było takiej sytuacji – mówi.
Ponieważ miała nazwisko kobiety, znalazła ją na Facebooku. Po zdjęciu ją rozpoznała. – Narobiliśmy jej takiego wstydu naszym wpisem, że zaraz się zgłosiła. Ale jeszcze się targowała co do ceny – opowiada pani Anna, tak ją nazwijmy. Jak wszyscy nasi rozmówcy, prosi o anonimowość.
– Nie wszyscy biorą pod uwagę, że przyjeżdżają gdzieś i wypada się jakoś zachować – mówi inna właścicielka.
– Niby wszystko jest ok, podoba im się, ale są tacy, którzy muszą się do czegoś przyczepić. Nawet sami nie potrafią powiedzieć, o co im dokładnie chodzi. Chyba liczą na jakiś rabat, bo jak poczują, że go dostaną, to później już się lawina sypie. Wtedy już wszystko im nie pasuje, nawet że łóżko skrzypi. Sporo znajomych o tym mówi – opowiada właścicielka z Zakopanego. Ona też zgadza się na rozmowę pod warunkiem, że nie podamy jej danych. Nikt nie chce być potem obsmarowany w internecie.
Kuchnia jak pobojowisko
Jak ten słynny już pensjonat, o którym było głośno kilka dni temu. Niezadowoleni goście obsmarowali go w internecie, a ten odpowiedział jeszcze dosadniej, w jeszcze gorszych słowach opisując ich zachowanie. Na właścicieli wylało się całe morze krytyki, choć nie brakowało takich, którzy wzięli ich w obronę. Być może w tym przypadku góralski temperament wziął górę, bo wiadomo przecież, jak potrafią zachować się niektórzy turyści. Niejeden właściciel pewnie mocno musi zaciskać zęby. A także inni goście.
Pamiętam, jak podczas jednego z pobytów w Zakopanem nagle w pokoju zniknął internet. Okazało się, że z korytarza w ogóle zniknął cały router, który fizycznie stał każdego dnia na półce przymocowanej do ściany. Po długich poszukiwaniach, razem z właścicielką, znaleźliśmy go dwa piętra niżej, w jadalni. Przy stole otoczonym przez dzieci z laptopami, w towarzystwie ich rodziców. – Mieliśmy słabą łączność – usłyszeliśmy.
Wtedy w naszym pensjonacie w ogóle działy się dantejskie sceny, bo trzy rodziny przywłaszczyły sobie cały budynek i czuły się jak we własnym domu. Wspólna kuchnia wyglądała jak pobojowisko, ciągle brakowało czystych naczyń, a brudne stały dosłownie wszędzie. Nikt nie reagował na prośby właścicielki, ani ostrzejsze słowa pozostałych gości.
"Ciągle jest hahahaha i cały dom już nie śpi"
Bo wystarczy jeden, który napsuje nerwów. Albo cała grupa. – Alkohol i wielka grupa, która zajmuje 4, 5, a nawet 6 pokoi, wtedy jest dramat. Alkohol leje się do drugiej, trzeciej w nocy, nie ma ciszy nocnej. Jest hałas, harmider, wychodzenie na papierosa, trzaskanie drzwiami. Niby są grzeczni i nieagresywni, ale ciągle jest hahahaha i cały dom już nie śpi. Wszystko niesie się po ścianach, po rurach. Inni goście się skarżą, nie mogą spać – mówi pani Barbara, też z Zakopanego. Żadne prośby nie pomagają. – Jedni przyjeżdżają wypocząć, inni się bawić. Tego nie pogodzisz – mówi.
Miała już takie przejścia, że jak słyszy przez telefon, że ktoś chce zarezerwować cztery pokoje, od razu mówi, że nie ma. – Ale bywa, że dzwonią stopniowo. Najpierw rezerwują dwa pokoje, potem jest kolejny telefon z pytaniem też o dwa pokoje: "A to fajnie, że wolne, bo już nasi znajomi u pani są". I tak dochodzi do sześciu. I już wiem, że znów będę do nich chodzić po nocy, upominać – mówi. Ale większych kłopotów, jak zastrzega, nie ma. – Nigdy nie wiadomo na kogo się trafi. Jedni są tak spokojni, że przez cały pobyt nawet ich nie widać, a inni tak uciążliwi, że opisać się nie da.
Pani Ewa boi się z kolei młodzieży, takiej świeżo po 18-tce. To jedyne co, co powoduje, że dostaje gęsiej skórki. Już ją tacy obsmarowali w internecie. Ale jak. Zamieścili zdjęcia pokoi z jakiegoś innego obiektu i napisali, że to u niej. Zaciągając góralską gwarą, mówi jak bardzo jest oburzona, nie rozumie dlaczego tak się stało. – Żadnej młodzieży! – niemal krzyczy do telefonu.
"Za to trzecie łóżko nie chcą płacić"
Niezłą plagą, jak się okazuje jest rezerwowanie większego pokoju niż liczba gości. – Rezerwują pokój 4-osoby, a przyjeżdża ich dwójka. A potem mają pretensje, że za wolne łóżka muszą zapłacić. Awanturują się, że przecież nie wykorzystują wszystkich łóżek, ale nie liczą się z tym, że my jesteśmy stratni za niewykorzystany nocleg. Są wielce obrażeni, bo niby dlaczego mają płacić za cztery łóżka, skoro śpią na dwóch? – mówi właścicielka pensjonatu X w Zakopanem.
Powód najczęściej jest taki sam. – Miało przyjechać więcej osób, ale komuś coś wypadło – tak tłumaczą. Ale nikt nawet nie raczył wcześniej zadzwonić i uprzedzić. Informują o tym dopiero po przyjeździe – dodaje.
Pani Barbara: – Oj, miałam już parę razy takie sytuacje. Chcą pokój 3-osobowy, a przyjeżdża dwójka. I za to trzecie łóżko nie chcą płacić. O wszystko trzeba się wtedy wykłócić. Ja nie odpuszczam, bo wtedy ja jestem stratna. My cały rok czekamy na sezon. Wszystko jest napisane w regulaminie, jak wyglada płatność, a i tak się kłócą.
"Pomieścić się w czwórkę w dwójce"
Jest też kwestia w drugą stronę. Niektórzy rezerwują pokój 2-osobowy, a potem okazuje się, że przyjechała ich czwórka. Kombinują jak mogą. – Jeśli turysta decyduje, że się pomieści w czwórkę w dwójce, to jego sprawa. Mam na mailu, że taki pokój chciał. Ale najgorsze jest to, że potem w internecie pojawiają się komentarze, że przyjechali 4-osobową rodziną i dostali pokój 2-osobowy. I to chyba trochę nie halo, prawda? – to pani Izabela.
Pensjonat A: –Często zdarza się, że turyści biorą mniejszy pokój dla 4-osobowej rodziny. Jak dzieci małe, to nie ma problemu. Ale bywa, że przyjeżdżają starsze dzieci, wtedy doliczamy opłaty. Wiadomo, przecież nawet woda kosztuje. I nie wszystkim się to podoba.
– Jak tłumaczą, że chcą taki mały pokój?
– Zawsze jest to samo tłumaczenie: My się zmieścimy. A my wtedy, troszkę złośliwie, dajemy im malutki pokój z mniejszym małżeńskim łóżkiem. No i mieszczą się dalej.
Czasem pojawia się jednak problem podczas śniadania, wiele pensjonatów ma je w cenie. Jeśli jest szwedzki stół, rodzice biorą ze sobą dzieci, za które nie zapłacili. – Raz mieliśmy sytuację, że musieliśmy powiedzieć wprost – albo państwo zapłacą za dziecko, albo dziecko nie schodzi na śniadanie. Myśleli, że jak jest szwedzki stół, to można jeść, ile się chce. A zatem po co płacić, skoro dziecko z nimi śpi, to i z nimi zje. W końcu opłacili posiłki dla dziecka – mówi właścicielka.
Teraz większa kultura
Podobne historie pewnie można mnożyć. Ile ludzi, tyle zachowań. Jedni jadą do hotelu, inni wybierają tańsze noclegi. A teraz w okresie ferii zimowych turystów będzie zatrzęsienie.
Całe szczęście, w większości górale złego słowa o swoich gościach powiedzieć na dadzą. A to znaczy, że z ich zachowaniem nie jest tak źle.
– Mamy bardzo dobrych gości. Problem pojawia się wtedy, gdy jedni przyjeżdżają wypocząć, a inni się bawić. Trzeba wszystkim turystom dogodzić, czasem bywa ciężko. Ale ogólnie jest większa kultura niż 20 lat temu. Teraz goście potrafią się bawić bez żadnych rozrób, a wtedy na pewno nie potrafili – mówi jeden z właścicieli.
Tak wygląda druga strona medalu. Warto o niej pamiętać.