Atak nożownika w galerii handlowej VIVO wywołał dyskusje dotyczące pracujących na terenie obiektu ochroniarzy. Ci, jak wynika z nieoficjalnych informacji, zamiast interweniować, ratowali własne skóry. Zasięg problemu jest jednak znacznie większy, bo w Polsce ochroniarzami zostają często osoby niepełnosprawne lub z widoczną nadwagą. To plaga, z którą nic się nie robi.
Mężczyzna kradnie towar z jednego ze sklepów na terenie gdańskiego centrum handlowego, a następnie ucieka przed ścigającą go pracownicą sklepu. Dziewczyna, jeśli tylko nie odzyska towaru, będzie musiała zapłacić za jego stratę z własnej kieszeni. Oboje docierają do wyjścia, gdzie dochodzi do szarpaniny.
Obok stoi ochroniarz i zdezorientowany przygląda się incydentowi. W końcu złodziej ucieka, pozwalając by pracownica rozdarła mu bluzkę. To sytuacja, której byłem świadkiem jeszcze parę lat temu, ale od tamtego czasu nadal w naszym kraju ochroniarzami zostają ludzie bez odpowiednich kwalifikacji. Tani i nieskuteczni.
Przedsiębiorstwa chętnie zatrudniają niepełnosprawnych i tych, którzy postanowili dorobić sobie do emerytury. Zaletą pierwszych jest to, że oznaczają dla przedsiębiorstwa mniejszy wydatek. Drudzy z kolei nie narzekają tak bardzo na zarobki.
A te są skandaliczne. Minimalna stawka godzinowa wynosi obecnie dla każdego przedsiębiorstwa 13,7 zł brutto, co daje ok. 10 zł na rękę. To nieduże pieniądze, ale w ochronie zwykle zarabia się jeszcze mniej. Firmy, wynajmujące ochroniarzy, płacą im często 6-8 zł netto, zatrudnieni zazwyczaj nie dostają umowy o pracę.
Michał Kulczycki, szef NSZZ "Solidarność", twierdził, że ochroniarz powinien otrzymywać minimum 17,95 zł brutto. Inaczej będzie oszukiwał na składkach czy podatkach. I choć w tym roku wzrosła płaca minimalna, to trudno mówić, by pracownicy branży ochroniarskiej mogli cieszyć się godną płacą.
Niska płaca oznacza też niską jakość usług. Zapomnijmy o licencjonowanych ochroniarzach, osobach w doskonałej formie fizycznej, znających się na samoobronie i umiejętnie reagujących w sytuacjach zagrożenia. To utopia. Efektem są nie tylko ukradzione towary, ale i prawdziwe tragedie.
Przykładem jest niesławna galeria VIVO w Stalowej Woli. Wraz z pojawieniem się nożownika, ochroniarze wyparowali, ponadto – jak relacjonują uczestnicy zdarzenia – zabrakło komunikatu ostrzegawczego przez megafony. Tak powiedziała stacji TVN kobieta, która wówczas przebywała w galerii. Damian Kuziora, któremu nożownik wbił nóż w brzuch, przyznał natomiast z odrobiną czarnego humoru, że być może ochroniarze wypatrywali osób, które mają zamiar ukraść batonik.
– To norma. W ochronie pracują emerytowani policjanci i wojskowi, z których nie ma żadnego pożytku. Albo starsi ludzie niezwiązani z tematem. I z jednych, i z drugich nie ma żadnego pożytku – mówi w rozmowie z naTemat pracownik warszawskiej firmy ochroniarskiej.
Okazuje się, że przepisy pozwalają na dużą samowolkę ochroniarzom. Zgodnie z nimi, pracownik ochrony może zaniechać interwencji, jeśli stwierdzi, że istnieje zagrożenie dla jego życia i zdrowia. Decyzja taka jest zwłaszcza uzasadniona, kiedy ochroniarz nie posiada odpowiednich środków i narzędzi niezbędnych do odparcia zagrożenia.