Kto chociaż raz leciał z Modlina, ten wie o co chodzi. Do odlotu jeszcze dosłownie godzina, a odprawa przy bramce już trwa. 40 minut do odlotu, a pasażerowie już stoją i tłoczą się na płycie lotniska. Ściśnięci czekają na możliwość wejścia na pokład w specjalnych korytarzach, gdzie drogę tarasują zwyczajne łańcuchy. I ten stan rzeczy trwa od samego uruchomienia portu lotniczego. Ludzie się denerwują, zwłaszcza kiedy stoją na mrozie, ale już wiemy dlaczego. Za taki stan rzeczy odpowiada nie lotnisko, a... Ryanair.
Sam nie raz leciałem z Modlina i wiele razy stałem w tym okropnym tunelu. Ściśnięty z innymi, zmęczony samą podróżą zanim na dobre się ona tak naprawdę zaczęła. Teraz znowu to przeżyłem, bo odlatywałem z Modlina w ostatni czwartek, na krótki weekendowy wypad. I tym razem miałem szczególnie dość – bo było przeraźliwie zimno. Był mróz, dodatkowo wiało od płyty lotniska. Koszmar.
Nie tylko ja się z tym źle czułem, bo i inni pasażerowie byli wyraźnie zirytowani. Tym, którzy nie wiedzą o co chodzi, już tłumaczę: na lotnisku w Modlinie funkcjonuje sposób transportu do samolotu pasażerów, jakiego nie znajdziecie nigdzie indziej w Polsce.
Wiadomo jak jest – w idealnej sytuacji, kiedy lecimy "tradycyjnymi" liniami lotniczymi, do samolotu wchodzimy prosto z gate'u przez rękaw. Ciepło, sucho, komfortowo. I drogo. Dlatego tanie linie lotnicze z rękawów nie korzystają. Najczęściej ich gate'y znajdują się na lotniskowych końcach świata, gdzie z kolei trzeba się przesiąść do autobusu i przejechać na drugi koniec obiektu, żeby wreszcie znaleźć upragnioną maszynę.
W Modlinie jest jeszcze inaczej i to być może fenomen na skalę światową. Otóż pasażerowie po przejściu przez gate lądują na płycie lotniska. Zupełnie jakby był alarm bombowy. Tam muszą korytarzami rodem z więziennych spacerniaków przedostać się do samolotu. Jak na zdjęciu powyżej. Rytm pochodu wyznaczają zagradzające drogę łańcuchy. Idziesz dopiero wtedy, kiedy możesz. Jak bydło.
Tak jest od zawsze
Niech nikt nie myśli, że to jakaś nowość. Pierwsze głosy niezadowolenia pojawiły się już w 2012 roku, świeżo po otwarciu portu lotniczego. Wtedy też trzeba było koczować na płycie lotniska w oczekiwaniu na wejście na pokład. W zasadzie było nawet gorzej, bo teraz chociaż w korytarzu jest daszek. Wtedy nie było żadnego schronienia. Upał, żar, deszcz, wiatr, śnieg – cokolwiek by się nie działo na lotnisku, praktycznie zawsze było źle.
I od wtedy ludzie się dziwią, żeby nie powiedzieć, że po prostu burzą. Wystarczy zajrzeć do internetu. "Leciałam 21 września (2012 roku – red.) do Londynu Ryanaireem i powiem wam, że jeśli nie zmienią tego, że się czeka na płycie lotniska ok. 20 minut, aż przykołuje samolot i pasażerowie z Londynu wysiądą, tak by ci z Warszawy mogli tym samym samolotem lecieć, to będzie masakra" – pisał przed laty jeden z internautów na forum serwisu Fly4Free, największej polskiej strony poświęconej taniemu lataniu.
"Ale czekanie, jeśli już się zrobi naprawdę chłodno, nie będzie należało do przyjemności ani najmądrzejszych ruchów Modlina, mogliby zainwestować w jakąś wiatę chroniącą przed warunkami atmosferycznymi chociaż, jeśli usilnie odprawiają ludzi za wcześnie, a potem każą im stać 20 minut w ciemnicy na płycie lotniska i czekać na samolot! Do samolotu się wychodzi jak już on stoi i czeka na podróżnych" – dodał ten sam użytkownik.
Faktem jest, że wiata się pojawiła, dzięki czemu już nikt nie moknie. "Jak wracałem i wysiadałem z samolotu to na płycie lotniska stały osoby czekające, by wejść do mojego samolotu w dość obfitej ulewie (...). Pół godziny w deszczu, po czym 2-3 godziny w samolocie przemokniętym do suchej nitki – nic fajnego" – pisze kolejny internauta.
"Zawsze śmiałem się, że na lotniskach wożą ludzi czasem 20 metrów autobusem, ale chyba jednak w Modlinie powinni zainwestować w autobusy i podrzucać ludzi pod samolot i w razie takiej potrzeby powinniśmy siedzieć w autobusie" – dodaje. Podobne opinie bardzo łatwo znaleźć w internecie.
Ma być nie tylko tanio, ale i szybko
Wiata koniec końców pojawiła się, ale autobusów na Modlinie nikt nie widział. I wszyscy dalej stoją na powietrzu. Może i na głowę się już nie leje, ale jeśli wieje lub jest po prostu mroźno, to marna to pociecha.
W opinii przeciętnego klienta winny całej sytuacji jest Modlin. Sam też byłem tego pewien jeszcze w czwartek. Jednak sprawa nie jest tak prosta – decydują bowiem ustalenia między przewoźnikiem a agentem obsługi naziemnej. Zarządca lotniska ma tu najmniej do gadania, może jedynie rekomendować pewne rozwiązania.
– Samoloty linii lotniczej Ryanair obsługiwane są w krótkich, dwudziestopięciominutowych rotacjach. W tym czasie pasażerowie przylatujący muszą opuścić pokład samolotu, a podróżni, którzy odlatują, wejść na pokład i zająć przypisane miejsca. Oczekiwanie pasażerów przed terminalem spowodowane jest procedurą przewoźnika, która jest niezbędna do zapewnienia punktualnego odlotu statku powietrznego – tłumaczy w rozmowie z naTemat Anna Żebrowska-Dreger z portu lotniczego Warszawa-Modlin.
Dużo się też mówi o ewentualnej kwestii rozbudowy lotniska w Modlinie. Niektórzy zapewne mają nadzieję, że po takiej inwestycji komfort obsługi pasażerów znacząco wzrósłby.
Rzecz w tym, że port lotniczy w Modlinie już dzisiaj jest przystosowany do obsługi pasażerów dzięki autobusom. Po prostu nie chce ich Ryanair. – Już dziś istniejąca infrastruktura lotniska Warszawa-Modlin umożliwia wykorzystywanie podczas obsługi naziemnej pasażerów transportu autobusowego – mówi Żebrowska Dreger.
Ryanair nie odpowiedział na nasze pytania w kwestii traktowania pasażerów w Modlinie.
Obsługa naziemna jest realizowana przez agenta obsługi naziemnej zgodnie z oczekiwaniami przewoźnika. Należy mieć na uwadze, że to przewoźnik decyduje o standardzie swoich usług.