"Wszystkie pieniądze świata" to jeden z najgłośniejszych filmów ostatnich miesięcy. Na długo przed premierą wywołał kontrowersje w związku z usunięciem z obsady Kevina Spacey. Niedawno okazało się, że pierwszoplanowa aktorka Michelle Williams, prócz nominacji do Złotego Globu, dostała śmieszne pieniądze za dokręcenie nowych scen. Okoliczności powstania filmu z pewnością napędzą widzów do kin i produkcja zarobi na siebie, ale nie będzie wymieniany wśród kinomanów jako ten ulubiony.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
Kariera Kevina Spaceya skończyła się zaraz po tym, gdy przez akcję #metoo wyszło na jaw, że molestował nieletniego chłopaka. Do tego doszły kolejne oskarżenia, a jego całe aktorskie życie posypało się jak domek z kart. Netflix zerwał współpracę z serialowym Frankiem Underwoodem, odebrano mu nagrodę Emmy, jednak najdziwniejszą rzecz zrobił Ridley Scott.
Pieniądze mogą wszystko
W innych okolicznościach pewnie zrezygnowano by z całego filmu, jednak reżyser "Obcego", "Gladiatora" czy "Łowcy androidów" z pokaźnym budżetem (co prawda to nie "Wszystkie pieniądze świata", ale 50 mln dolarów) może sobie pozwolić na usunięcie scen z kontrowersyjnym aktorem i dokręcenie nowych. I to nawet miesiąc przed premierą. Nie bronię Spaceya, ale Scott pokazał, że takie zabiegi nie wychodzą dziełu na dobre.
Wszystko co było wcześniej nagrane z Kevinem Spacey, nagrano jeszcze raz z Christopherem Plummerem. To on się wciela w rolę aroganckiego nafciarza - najbogatszego człowieka na świecie -Jeana Paula Getty'ego. Plummer to doskonały aktor, który idealnie wpasował się w postać podstarzałego sknery, który jest sympatyczno-diaboliczny - to z pewnością pstryczek w nos Donalda Trumpa. Niestety przez cały seans mamy nieodparte wrażenie, że rola była pisana pod Spaceya.
Jednak na ekranie bryluje Michelle Williams, która wciela się w postać zdeterminowanej, ale nie zdesperowanej matki porwanego chłopaka. Jestem nią zupełnie oczarowany i zachwycony tym, jak przekonująco i naturalnie pokazuje emocje całą sobą, każdym gestem, spojrzeniem. Przyćmiewa zarówno Christophera Plummera, jak i Marka Wahlberga (choć to nie sztuka), który za dokręcenie nowych scen dostał 1,5 mln dolarów, a Williams... niecały tysiąc.
Wahlberg to co prawda najlepiej zarabiający aktor na świecie i postawił ultimatum, tymczasem pierwszoplanowa aktorka nie chciała w ogóle żadnych pieniędzy, bo zależało jej na tym, by wszelkie wysiłki przy filmie nie poszły na marne. I wracamy do punktu wyjścia czyli akcji #metoo, która przecież wyszła z Hollywoodu i tego jak m. in. nie równo traktowane są aktorki. A za tę rolę Michelle Williams zasłużyła na więcej niż niecałe 1% gaży gwiazdora.
Przyzwoity, ale nie powala
"Wszystkie pieniądze świata" to film, który dobrze się ogląda, ale po wyjściu z kina nie dzwonisz po znajomych, by go polecić. Podejrzewam, że wszyscy za jakiś czas by o nim zapomnieli, gdyby nie ta cała otoczka. Wydaje mi się, że afera Spaceygate popsuła odbiór tego filmu. Owszem, wszystko w tym filmie jest na wysokim poziomie, zwłaszcza aktorstwo Williams i Plummera, zdjęcia naszego towaru eksportowego Dariusza Wolskiego. Film nakręcili rzemieślnicy na motywach niezwykle interesującej historii, ale po drodze zgubili to coś, do czego przyzwyczaiła nas Fabryka Snów (i reżyser) w tego typu produkcjach: epickość.
Sam Ridley Scott nie do końca wiedział co chce dokładnie stworzyć, bo film jest zlepkiem rożnych gatunków: thrillera, dramatu rodzinnego, a nawet komedii pomyłek. Na początku bardzo dużo się dzieje, fabuła opowiedziana jest niechronologicznie, skaczemy po różnych krajach, ale potem akcja wyhamowuje. Historia próby uwolnienia dziecka powinna bardziej angażować, ale tak nie jest, bo wszystko jest rozmyte w gąszczu wielu wątków czy gatunków i koniec końców nie przynosi ulgi (choć samo zakończenie jest wyborne). "Wszystkie pieniądze świata" to typowa hollywoodzka produkcja powyżej średniej, którą oglądamy z czystej ciekawości, ale bez satysfakcji.