
"Mother!" Darrena Aronofsky'ego to silny kandydat do zagarnięcia anty-Oscarów, niesławnych Złotych Malin w kilku kategoriach. Właśnie ogłoszono nominacje. Jest stawiany na równi z takimi "dziełami" jak "Transformers: Ostatni rycerz", "Ciemniejsza strona Greya" czy "Emotki. Film". "Mother!" ma szansę zgarnąć anty-nagrodę w kategorii Najgorsza Aktorka (Jennifer Lawrence), Najgorszy Aktor Drugoplanowy (Javier Bardem) i Najgorszy Reżyser (Darren Aronofsky). Tym większy szok, bo przecież całe trio to uznani ludzie ze świata filmu - Lawrence dostała Oscara za "Poradnik pozytywnego myślenia", Bardem za "To nie jest kraj dla starych ludzi", a sam Aronofsky to twórca otoczony kultem. Co więc poszło nie tak?
"Mother!", podobnie jak wspomniany "Noe", to kolejna wariacja na temat Biblii. Z resztą religia i poszukiwania Boga czy sensu życia, to przewijający się w wielu jego dziełach motyw (zwłaszcza w "Pi"). W swym najnowszym filmie "ekranizuje" właściwie cały Stary i Nowy Testament. Od stworzenia Adama i Ewy, przez Kaina i Abla, Potop, po ukrzyżowanie Jezusa i Apokalipsę. W "Mother!" jest to tak dobitnie pokazane, że trzeba chyba być zbyt skupionym na smartfonie, by tego nie zrozumieć lub nie widzieć.