Głównym problemem PO naprawdę nie jest Grzegorz Schetyna, a to, że w tej partii trwa ciągła walka o przetrwanie osób, które karierę zawdzięczają Donaldowi Tuskowi. Kierownictwo w partii objęła tymczasem frakcja konkurencyjna wobec Tuska. Zwolennicy dawnego premiera eskalują radykalne zachowania PO, co per saldo kończy się poważnymi porażkami – mówi #TYLKONATEMAT prof. dr hab Rafał Chwedoruk Instytuty Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego.
Tego odbicia nie należy się szybko spodziewać. I to ze względu na przyczyny, które ukształtowały się dawno temu. Opozycja, a zwłaszcza Platforma Obywatelska, od momentu przejęcia władzy przez Prawo i Sprawiedliwość stawiała na strategię ostrego, bipolarnego konfliktu. Szukano osi dzielącej Polskę na dwie części z założeniem, że to spowoduje szybko przyciągnięcie niezdecydowanych wyborców i wahających się posłów obozu rządzącego. Ta strategia okazała się oczywiście wielkim błędem i PiS będzie jeszcze długo beneficjentem tego stanu rzeczy.
Dlatego jedyne, na co dziś może liczyć główny nurt opozycji, to pewna konsolidacja elektoratu. Bo przecież liberalni wyborcy stanowią znacznie większy odsetek społeczeństwa niż wskazują na to obecne wyniki PO. Przy udanej kampanii wyborczej horyzont możliwości tej formacji to 30-35 proc. A mówię głównie o Platformie, bo taka konsolidacja wzmacnia tylko tę partię.
A naprawdę do tego zjednoczenia dojdzie? Bo przecież tuż po tym, gdy Grzegorz Schetyna oznajmił, że wreszcie stworzono koalicję, Katarzyna Lubnauer szybko zaczęła podkreślać, iż na razie mowa tylko o listach do sejmików wojewódzkich i do prawdziwej koalicji to jeszcze daleko.
I trudno się dziwić, bo z perspektywy makropolityki Nowoczesnej już nie ma. To podmiot, który może liczyć już tylko na wynegocjowanie jak najlepszych warunków koalicji z PO. Pierwszy dostrzegł to Ryszard Petru, który po serii swoich wpadek i załamaniu się notowań Nowoczesnej przestał zdecydowanie polemizować z PO i szukał konsensusu. A teraz jest ostatni moment, w którym politycy Nowoczesnej mogą coś od Platformy wynegocjować, bo zaraz zacznie się dalszy rozpad ich projektu.
Katarzyna Lubnauer może już tylko grać na zwłokę, licząc na pojawienie się np. jakiejś afery wokół PO, która odbierze im jeszcze trochę punktów. Tylko, że cały czas mówimy tu o grze, której stawką jest co najwyżej kształt list w wyborach do sejmików wojewódzkich. Ogólna sytuacja Nowoczesnej jest bezalterantywna. Bywają takie małe partie, które większych partnerów są w stanie szachować przy budowaniu koalicji, ale to nie jest przypadek Nowoczesnej. Bo nie ma żadnej innej niż PO znaczącej partii, która chciałaby z nimi robić koalicję.
W piątek doczekaliśmy się też wywiadu Witolda Zembaczyńskiego, który zwykli Polacy będą zapewne komentować dłużej niż koalicyjną konferencję Lubnauer i Schetyny. Jak na plany zwycięstwa z PiS wpłynie zapowiedź Zembaczyńksiego, że po zwycięstwie opozycji dojdzie do likwidacji programu Rodzina 500+?
Większość Polaków jest za 500+, tylko liberalna mniejszość jest przeciw. Przede wszystkim zamożniejsi mieszkańcy wielkich miast, którzy nie potrzebują pomocy publicznej i nie są zainteresowani egalitaryzującą redystrybucją dóbr. Właśnie dlatego PO czasem mówi, że jest za 500+, a czasami twierdzą, iż są przeciw temu programowi. Chodzi o to, by utrzymać kontakt z obiema wymienionymi grupami wyborców.
Tymczasem Nowoczesna przeżywająca kryzys próbuje ratować się neoliberalną ortodoksją w stylu lat 90-tych.I oczywiście to działa, gdy trzeba „obsłużyć” małą, ściśle określoną grupę wyborców. Jednak z punktu widzenia długofalowego, z perspektywy szerokiej koalicji, która ma walczyć o zwycięstwo z PiS w skali kraju, ta wypowiedź Witolda Zembaczyńskiego niczego dobrego nie przyniesie.
A co przyniesie opozycji trwanie na jej czele Grzegorza Schetyny? Mamy nowy sondaż CBOS dotyczący zaufania do liderów politycznych, z którego wynika, że Schetynie nie ufa aż 50 proc. Polaków. Nawet Jarosław Kaczyński nie wypadł tak źle.
A proszę zauważyć, że Jarosław Kaczyński przez lata był liderem tego rankingu, po czym stał się absolutnie najważniejszym politykiem w Polsce. Tymczasem Radosław Sikorski, Ryszard Kalisz, czy Bronisław Komorowski bili rekordy zaufania, a dzisiaj powoli zaczynamy o nich zapominać. Trzeba też pamiętać, iż na takie wyniki składają się przede wszystkim oceny wyborców konkurencyjnych wobec PO partii.
Grzegorz Schetyna ma oczywiście swoje ograniczenia. Wynikające w dużej mierze z tego, jak sobie radzi w dobie polityki uprawianej w mediach elektronicznych. Trudno jednak zaprzeczyć temu, iż Schetyna tak naprawdę uratował istnienie Platformy Obywatelskiej. Trafnie ocenił to, że związanie się z Komitetem Obrony Demokracji będzie oznaczało dla PO równie pochyłą. Widzimy, co się stało KOD...
Widzimy też to, jaką drogę przeszła Nowoczesna. A ta Platforma pod wodzą Schetyny – przy wszystkich swoich wadach i ograniczeniach – wciąż ma notowania na realnym poziomie 20 proc.
Grzegorz Schetyna robi więc to, do czego został przez swoich partyjnych kolegów wybrany. On miał przede wszystkim tę partię uratować. Za chwile wybory samorządowe, w których silne struktury lokalne, zaplecze personalne i zasoby finansowe PO będą znaczyły dużo więcej niż popularność chwilowych gwiazdek medialnych z innych formacji opozycyjnych. Na prawdziwą ocenę Schetyny jest więc trochę za wcześnie. Przyjdzie na to czas po wyborach.
Jeśli nie w Schetynie, to w kim tkwi problem PO?
Głównym problemem PO naprawdę nie jest Grzegorz Schetyna, a to, że w tej partii trwa ciągła walka o przetrwanie osób, które karierę zawdzięczają Donaldowi Tuskowi. Kierownictwo w partii objęła tymczasem frakcja konkurencyjna wobec Tuska. Zwolennicy dawnego premiera eskalują radykalne zachowania PO, co per saldo kończy się poważnymi porażkami.
Co najdobitniej pokazał ubiegłoroczny niefortunny protest w Sejmie, po którym opozycja już nigdy nie podniosła się do wcześniejszego, całkiem dobrego stanu. Opanowanie tej sytuacji jest aktualnie najważniejszym wyzwanie stojącym przed szefem PO.