– Helikopter wysadził ich pod ścianą. Zrobili coś niesamowitego: ok. 1200 metrów w 8,5 godziny.
Dotarli do Revol i, jak łączyłem się z nimi pod
Nangą, brzmiało to dość tragicznie. Eli miała odmrożone ręce i stopy. Mówili, że będą musieli ją opuszczać. Spędzili tam parę godzin, czekali do świtu. Podali jej tlen, niezbędne lekarstwo, może nawodnili i podali coś do jedzenia. O świcie zaczęli schodzić. Ta ściana jest bardzo trudna, początek był wolny. Ale jak doszli do dolnego lodowego kuluaru, zaczęli schodzić szybciej. Sam się zdziwiłem. Ta akcja to był majstersztyk, świetnie przygotowana – przekonywał w TVN24 Janusz Majer, prezes Polskiego Himalaizmu Zimowego.