
Reklama.
– Ta góra uwzięła się na niego, a on uwziął się na tę górę – tak Małgorzata Sulikowska, szwagierka Tomasza Mackiewicza, tłumaczy jego upór. Mackiewicz wielokrotnie próbował wejść na szczyt Nanga Parbat. Do tej pory nigdy mu się to nie udawało.
Mackiewicz zawsze bał się wyczerpania organizmu. Potrafił ocenić, że nie wystarczy mu sił na wejście na szczyt i późniejsze zejście do bazy. Wtedy się wycofywał. Trzy lata temu wrócił z jednej z wypraw z odmrożonymi końcówkami palców u stóp. Jeden trzeba było potem amputować. Odpoczywał i planował kolejne wyprawy.
Zwykły baton na drogę
Żonie himalaisty nie było lekko. – Zawsze się gdzieś baliśmy. Ale wierzyliśmy w jego siłę, moc i w to, że jest nie do zdarcia – wspomina szwagierka Mackiewicza. W programie "Czarno na Białym" opowiadała, jak wyglądały jego przygotowania do wyprawy. – Każdą złotówkę dokładnie oglądaliśmy z obu stron. Pamiętam, jak w sklepie sportowym kupił trochę batonów energetycznych. Nie wystarczyłoby ich na całą wyprawę, ale były bardzo drogie. Na resztę wyprawy dokupił Snickersów – wspomina Sulikowska.
Żonie himalaisty nie było lekko. – Zawsze się gdzieś baliśmy. Ale wierzyliśmy w jego siłę, moc i w to, że jest nie do zdarcia – wspomina szwagierka Mackiewicza. W programie "Czarno na Białym" opowiadała, jak wyglądały jego przygotowania do wyprawy. – Każdą złotówkę dokładnie oglądaliśmy z obu stron. Pamiętam, jak w sklepie sportowym kupił trochę batonów energetycznych. Nie wystarczyłoby ich na całą wyprawę, ale były bardzo drogie. Na resztę wyprawy dokupił Snickersów – wspomina Sulikowska.
– To jakiś paradoks. Wcześniej się strasznie bałam, a teraz nie. I właśnie teraz to się stało. Czułam, kiedy to się stało, ten moment kiedy odszedł. Czułam – wyznaje Anna Solska, żona Mackiewicza. – Nie wyobrażam sobie pogrzebu z pustą trumną – dodaje szwagierka zaginionego himalaisty.
źródło: "Czarno na białym"