Internauci żartowali z niego, że mieszka w TVP Info, bo tak często komentował bieżące wydarzenia. Komentował najczęściej po myśli PiS i dlatego tak chętnie był zapraszany w roli eksperta. Wypowiadał się na temat polityki, prawa, stosunków międzynarodowych – bo na wszystkim się zna. Ale opłaciło się. Profesor Piotr Wawrzyk został właśnie powołany na wiceministra spraw zagranicznych i odtąd będzie m.in. gasił dyplomatyczne konflikty, w które uwikłała się Polska.
Wystarczyło, że w wywiadzie dla "Gazety Polskiej" Jarosław Kaczyński nazwał nowego szefa polskiej dyplomacji "eksperymentem" i Jacek Czaputowicz od razu zabrał się do pracy. Zaczął oczywiście od kadr, czyli pozbywania się "złogów" w MSZ – czego wbrew oczekiwaniom prezesa PiS nie zrobił zdymisjonowany niedawno Witold Waszczykowski – i zatrudniania ludzi z zaplecza partii rządzącej.
"Zastępca 'eksperymentu'"
Jedną z pierwszych nominacji otrzymał dr hab. Piotr Wawrzyk, który został nowym wiceministrem spraw zagranicznych. W resorcie ma odpowiadać przede wszystkim za sprawy prawne i traktatowe.
Nowy wiceminister jest z wykształcenia politologiem, specjalizującym się w prawie europejskim oraz międzynarodowym. Jest adiunktem w Instytucie Europeistyki Uniwersytetu Warszawskiego. W ostatnich miesiącach był jednak głównie kojarzony jako regularny komentator mediów "dobrej zmiany" m.in. "Wiadomości" TVP oraz TVP Info.
Kilka tygodni temu Wawrzyk w dniu 26. finału WOŚP odniósł się na Twitterze do jednej z aukcji, na której zostały wystawione krawaty należące do "Szarego Człowieka", czyli Piotra Szczęsnego, który w październiku zeszłego roku dokonał samopodpalenia przed Pałacem Kultury i Nauki. "Nekrofilia?" – zapytał w swoim wpisie politolog.
Po fali krytyki w sieci przeprosił wszystkie osoby, które mogły poczuć się urażone jego wpisem. Zapowiedział również, że "niniejszym kończy komentowanie polityki".
Ale ciągnie wilka do lasu. Zaledwie kilka dni temu Wawrzyk "podał dalej" na Twitterze wpis autorstwa byłego księdza i antysemity Jacka Międlara.
"Plagiator?"
Ale za Wawrzykiem ciągnie się przede wszystkim afera z plagiatem pracy naukowej. Miał się go dopuścić w 2012 roku w pracy zatytułowanej "Sądy cywilne w procesie integracji europejskiej".
Książka wpadła w ręce pracującej w sekretariacie na UW Aleksandry Sz., byłej studentki politologa. "Nie ma wątpliwości, że dr Wawrzyk skopiował część swojej pracy z jej referatu. Praktycznie wszystko się pokrywa co do słowa. W sumie ponad 2,5 tys. znaków" – pisał tygodnik "Wprost".
Sprawą przepisanego fragmentu pracy zajęły się władze uczelni, ale po kilku tygodniach uznano, że "skala domniemanego plagiatu jest mizerna, a nawet problematyczna”, a fragment "nie miał wartości naukowej, a tylko informacyjną". Pokrzywdzona studentka wyjechała z Polski.