Zawodnicy poznańskiego Lecha pojechali do Tałdykorganu, w dalekim Kazachstanie, gdzie od godziny 14. grają rewanżowy mecz pierwszej rundy eliminacji Ligi Europa. To nie pierwszy raz, gdy polscy zawodnicy przed spotkaniem meczem muszą odbyć wielokilometrową podróż .
Wielogodzinne loty samolotem do odległych krajów to raczej codzienność reprezentacji Polski, kluby wylatują w dalekie podróże głównie przy okazji rywalizacji w początkowych rundach eliminacji do europejskich pucharów.
– W środowisku trenerskim czasami przypomina się jeden z wyjazdów kadry do USA. Zaraz po przylocie do Stanów planowana była konferencja prasowa dla polonijnych dzienników. Niestety nie doszła ona do skutku, ponieważ przez dwie godziny nie można było znaleźć... selekcjonera. Nie mówił on po angielsku i zwyczajnie zgubił się na lotnisku – mówi naTemat Jerzy Engel, były selekcjoner reprezentacji Polski, który niestety nie chce zdradzić, którego szkoleniowca dotyczy ta historia.
Anegdoty z lotniskiem w tle są zresztą specjalnością polskiej reprezentacji. Wystarczy przypomnieć sobie dwie głośne w przeszłości afery, których miejscem akcji było warszawskie lotnisko Okęcie. Obydwie z alkoholem w tle. Jedna z nich była nawet przyczyną odsunięcia od kadry czterech piłkarzy i zwolnienia ówczesnego selekcjonera Ryszarda Kuleszy.
– Na mundial w 2002 roku lecieliśmy czarterem z przesiadką na Syberii. Wiadomo z czym kojarzy się w Polsce ta kraina. Na miejscu spędziliśmy kilka godzin, w bardzo ładnym budynku lotnisku podczas tankowania naszego samolotu. Pamiętam, że w sklepach można było kupić dużo ciekawych pamiątek – wspomina Engel.
Legia, Wisła, Jagiellonia
Obecnie do takich sytuacji nie dochodzi. Polskie kluby radzą sobie doskonale z organizacją długich wyjazdów. W 2010 roku Wisły Kraków rywalizowała z Karabachem Baku. Rok wcześniej Legia Warszawa, w ramach eliminacji do Ligi Europa, grała z gruzińskim Metalurgi Rustavi. – Lecieliśmy tam czarterem. Mieliśmy też szczęście, że graliśmy w stolicy tego kraju, więc nie musieliśmy później jechać autokarem na innego miasta, tak jak obecnie Lech. Obyło się zatem bez żadnych kłopotów komunikacyjnych – mówi Jacek Magiera, ówczesny asystent trenera Legii.
W 2011 roku w Kazachstanie z Irtyszem Pawłodar rywalizowała Jagiellonia Białystok. – Lecieliśmy tam przez Białoruś, gdzie odbyliśmy nawet trening. Kazachstan to zupełnie inny kraj. Wszystko wyglądało tak, jak w Polsce przed wieloma latami. Ale w przeciwieństwie do naszego kraju, który zmienia się na naszych oczach, tam nic nie wskazywało na jakiś postęp w najbliższej przyszłości – mówi naTemat Tomasz Kupisz, gracz Jagiellonii.
Przeciwnika wspiera pogoda
Największy kłopot polskim zawodnikom przysparza zmiana klimatu. – Rankiem w dniu naszego meczu w Kazachstanie temperatura dochodziła do 40 stopni Celsjusza. Panowała ogromna susza, co wpłynęło też na stan boiska. Teraz jest tam zapewne zupełnie inaczej, bo stosuje się inne systemy nawadniania, ale wtedy było to bardzo uciążliwe – ocenia Magiera.
Podobny kłopot mieli zawodnicy Jagielonii w Kazachstanie. Na szczęście nie musieli korzystać z boisk, na których trenował ich rywal. Trenowali na stadionie, na którym dzień później zagrali mecz. – Boisko posiadało sztuczna murawę, więc nie mieliśmy większych kłopotów z grą – mówi z kolei Kupisz.
Lech Poznań, doświadczony podróżnik
Dla Lecha podróż do Azji na mecz europejskich pucharów to żadna nowość. Poznański klub grał w 2008 roku w Azerbejdżanie z klubem Karan Lankaran. Obecnie drużyna Mariusza Rumaka odbyła jednak zdecydowanie dłuższą podróż - do Tałdykorganu mają ok. 5500 km. To najdłuższa wyprawa spośród wszystkich klubów, występujących w pierwszej rundzie eliminacji do tegorocznej edycji Ligi Europa. Oprócz Lecha w równie daleko na swój mecz wybrały się jeszcze macedoński Radar (do Armenii, ok. 2300 km), słowacka Mura 05 (do Azerbejdżanu, ok. 3400 km) i albański Tenta Durres (do Gruzji, ok. 2600 km).
Jedyną drogą do tego, aby przestać jeździć w tak odległe miejsca jest lepsza gra w europejskich pucharach. Lepsze wyniki to wyższa pozycja w rankingu klubowym UEFA, a to z kolei wpływa na to, od której rundy eliminacji startują nasze klubu. – Wszystko zależy od nas. W zeszłym sezonie mieliśmy dwie drużyny w grupie Ligi Europa. Trzeba zrobić wszystko, aby w tym mieć trzy. Dodatkowe drużyny to dodatkowe punkty do rankingu. Im ich więcej, tym szybciej przestaniemy latać na mecze do odległych krajów – kończy Magiera.