
Marta "Mandaryna" Wiśniewska do dziś przeżywa traumę swojego występu sprzed lat w Operze Leśnej w Sopocie. Jej ówczesny show był bowiem tak nieudany, że na wokalistkę spadła fala hejtu, który utrzymywał się miesiącami. Dziś bogatsza o doświadczenie Mandaryna mówi, że powinna się wtedy zachować jak Adele, czyli zejść ze sceny i poprawić odsłuch.
REKLAMA
Kiedyś jej piosenki były bardzo popularne, a na koncerty przychodziły tłumy Polaków. Nie inaczej było 13 lat temu, gdy występowała w Operze Leśnej w Sopocie. Tyle tylko, że o tamtym koncercie od lat Marta "Mandaryna" Wiśniewska" próbuje zapomnieć. Bo cała Polska śmiała się z jej występu, z tego jak fałszuje, jak jej głos rozjeżdża się z muzyką i chórkami.
Teraz Marta Wiśniewska tłumaczy, że to, co tak fatalnie brzmiało na trybunach, było wynikiem problemów technicznych. Piosenkarka miała problem z odsłuchem, nie potrafiła więc zsynchronizować swojego głosu z resztą zespołu. – Powinnam zachować się jak Adele, powiedzieć "przepraszam, nic nie słyszę, chciałabym przerwać, żebym mogła usłyszeć swoje chórki, swoich muzyków – powiedziała "Mandaryna" w rozmowie z WP.pl.
źródło: WP.pl
