Toyota Auris w wersji Freestyle to auto, które od "tradycyjnego" Aurisa różni się jedynie delikatnie zmienionym wyglądem, a ponadto jest bardzo bogato wyposażona. Po kilku dniach z tym autem i kilkuset kilometrach mogę powiedzieć z całą odpowiedzialnością: to dobre hybrydowe auto. Tylko dlaczego bywa tak irytujące?
Kombi Auris w wersji Freestyle to nowość Toyoty na ten rok modelowy. Samochód jest dostępny w cennikach od niedawna, ale nie dajcie się nabrać: to nie jest żaden lifting. To po prostu delikatnie poprawiona z zewnątrz, bogato wyposażona Toyota Auris w wersji rodzinnej.
Z wyglądu bardziej sportowo
Auris Freestyle sprawia wrażenie zdecydowanie drapieżnego od zwykłej wersji – i nie będę ukrywał, że z zewnątrz mi się jako auto podoba. Mówię tak w dużej mierze dlatego, że to przecież hybryda. A ja bardzo sobie cenię auta hybrydowe (czy elektryczne), które wyglądają jak normalne auta. I jak naprawdę polubiłem się z Toyotą Prius za jej niskie spalanie i komfort jazdy, tak naprawdę nie mogłem znieść jej wyglądu.
Tutaj mamy do czynienia ze "zwyczajnym" autem. Jak wygląda Auris doskonale wie każdy, bo to przecież konstrukcja obecna na rynku od kilku ładnych lat. A co sprawia, że w wersji Freestyle wygląda lepiej?
Pierwsze co się rzuca w oczy, to nowy lakier Manhattan Grey, który zdecydowanie przyciąga spojrzenia. Kolor sprawia wrażenie bardzo "głębokiego", nie jest to żaden mat, ale lakier nie jest też aż tak połyskujący w słońcu. Poza lakierem oczy kierowcy cieszą czarne osłony nadkoli (Auris w tym względzie przypomina uterenowione wersje wielu aut dostępnych na rynku także jako zwykłe kombi, ale Toyota nie jest podniesiona), czarny przedni grill, satynowe lusterka czy wyjątkowo stylowe – to chyba mój ulubiony bajer – osłony tylnego i przedniego zderzaka oraz progów wykonane z aluminium. Nowe 17-calowe felgi także są niczego sobie.
Za to w środku nie ma żadnych zmian. I swoją drogą tutaj najbardziej widać, ze Auris ma już kilka lat (w Genewie w ostatnich dniach zresztą pokazano jego następcę). Design deski rozdzielczej akurat się nie zestarzał, bo jest dość futurystyczny, podobać się mogą tez zastosowane na niej materiały. Miękkie plastiki, plastiki w kolorze piano black, ozdobne przeszycia. Nie jest źle. Gorzej jest poniżej linii oczu. Niektóre przełączniki są rodem z lat dziewięćdziesią... nie, z lat osiemdziesiątych, a wykonanie i design tunelu środkowego są w moim odczuciu karygodne. Twardy, brzydki plastik, absurdalna dźwignia zmiany trybu jazdy przeniesiona żywcem z Priusa, choć jest miejsce na normalną dźwignię, no i mój osobisty antyfaworyt: przyciski do podgrzewania foteli. Po pierwsze mamy do dyspozycji tylko dwa tryby: mocny i słaby. A po drugie trzeba je w osobliwy sposób "klikać" do góry albo w dół, żeby przestawić je w jedną z trzech pozycji (trzecia to brak podgrzewania).
Dodajmy, że Toyota nadal uparcie umieszcza w swoich autach prehistoryczny w wyglądzie, intuicyjności i komforcie użytkowania interfejs. Toyota Touch 2 obsługujemy na siedmiocalowym ekranie dotykowym i jedyna dobra wiadomość jest taka, że ekran rzeczywiście świetnie reaguje na ten dotyk.
I jeszcze jeden pozytyw: w środku nie brakuje miejsca. To auto w miarę przestronne, z tyłu komfortowo będą podróżować dwie osoby, a do bagażnika (600 litrów, a po złożeniu prawie 1700) zmieścicie połowę rodzinnego dobytku. No i ten gigantyczny, zakrzywiony szklany dach. To najbardziej designerska rzecz w tym aucie.
Oszczędna, ale lepiej jeździć jak taksówkarz
Testowana Toyota Auris Freestyle to 136-konna hybryda sprzężona z bezstopniową skrzynią biegów. Jak taki zestaw jeździ? To zależy. W mieście, gdzie hybrydy pokazują najwięcej ze swoich zalet, to rzeczywiście fenomenalny silnik. Jednostka spalinowa często się wyłącza, zwłaszcza w korkach, gdzie poruszamy się w trybie elektrycznym. W efekcie w aucie panuje błoga cisza. Dla mnie to gigantyczna zaleta, bo wychodzę z założenia, że auto musi albo sportowo ryczeć, albo być ciche jak elektryk.
Silnik termiczny włącza się dopiero wtedy, kiedy mocniej wdepniemy gaz. Przy czym dodajmy, że w miejskich warunkach raczej nie będziecie wciskać gazu do podłogi. W efekcie jest cicho nawet w trakcie normalnej jazdy po ulicach. Spalanie to kolejna zaleta. Dzięki silnikowi elektrycznemu praktycznie eliminujemy podbijanie średniej w korkach, ponadto jednostka spalinowa wyłącza się także wtedy, kiedy puścimy gaz.
Ale nie myślcie, że wykręcicie wyniki podobne do tych obiecywanych przez Toyotę czy nawet do tych, którymi chwalili się... moi koledzy z innych portali. Albo może inaczej – jeśli pedał gazu w Aurisie będziecie głównie głaskać, a nie wciskać, to może i zbliżycie się do tych 4-5 litrów na sto kilometrów. Ja hybrydą staram się jeździć tak, jakbym jeździł każdym innym autem, a jeżdżę dość dynamicznie. W takich warunkach 6,5 litra to minimum.
Z drugiej strony normalne spalinowe auto spaliłoby co najmniej 10 litrów, więc brawo. Ale pamiętam też, że Priusem jeździłem podobnie, a tam udało mi się zejść poniżej pięciu litrów. Jednak hybrydowy Auris to normalne auto z silnikiem hybrydowym. Prius to hybryda z krwi i kości, której nawet nadwozie zaprojektowano tak, żeby obniżyć spalanie.
W trasie też jest bardzo przyzwoicie, choć w tych warunkach jednostka elektryczna na wiele się nie zda. Udało mi się jednak wykręcić wynik 5,5 litra na 100 kilometrów w bardzo mieszanej trasie – nie tylko po drogach krajowych, ale i tych ekspresowych czy nawet autostradach. Aha: oczywiście Auris wyje straszliwie, kiedy próbujecie wyprzedzać. Ale taki urok bezstopniowej skrzyni E-CVT. Po prostu trzeba przywyknąć.
Auris jest też całkiem przyjemnym autem w prowadzeniu – zwłaszcza w porównaniu z Priusem. Jest dość twardy, ale pewny. Auto dobrze tłumi też nierówności i nie przenosi hałasów z zawieszenia. Chociaż dla odmiany przy większych prędkościach robi się trochę głośno i nie chodzi o silnik, a o opony i opór powietrza.
Wymaga wyrozumiałości
I teraz chyba najdziwniejszy element całego testu. Bo choć Auris w wersji Freestyle to udany pomysł, po prostu nie potrafię przemilczeć kilku kwestii, które mnie absolutnie wyprowadziły z równowagi. Trzeba się wykazać pewną dozą wyrozumiałości w tym aucie.
Po pierwsze: elektronika w tym aucie. Nie kojarzę drugiego samochodu, w którym autoalarm działa tak absurdalnie. Jeśli otworzycie samochód z pilota, ale nie otworzycie drzwi do środka, tylko bagażnik, macie jak w banku, że po chwili zacznie wyć alarm. Przetestowane dwukrotnie, raz po takiej operacji samochód nie chciał dać się uruchomić. Nie reagował na moją obecność, twierdził, że w środku nie ma kluczyka. Mam tylko nadzieję, że to wina mrozów. Zresztą gdybym kupił ten samochód, to i tak bym wyłączył alarm. Nikt na niego nie reaguje.
Po drugie... elektronika. Auris Freestyle jak każde nowoczesne auto może może być wyposażony w kamerę cofania oraz czujniki parkowania. Dzięki temu kierowca może zaparkować niemal na styk tam, gdzie brakuje przestrzeni. Podjeżdżacie więc do tego muru czy innej ściany, czujniki hałasują coraz głośniej i intensywniej. Gorzej, jeśli parkujecie w zasięgu działania czujników z przodu. Sam to przetestowałem w swoim garażu. Zatrzymałem się, przełączyłem napęd w tryb P i... czujniki nie zamiłkły. Hałasowały mi, dopóki nie wyłączyłem sinika. Gorzej – hałasowały dalej po powrocie do auta i włączeniu go...
Nie jestem też do końca przekonany co do jakości wykończenia tego samochodu. Może to tylko mój egzemplarz, ale po kilkudziesięciu kilometrach (auto odebrałem jako całkowicie nowe) zaczęły strasznie stukać plastiki na podszybiu. Po kilkuset kolejnych kilometrach przeszło mu.
Portfel bardzo nie schudnie
Obiektywnie są to jednak sprawy, z którymi "da się żyć". A dodajmy, że Auris Sports Kombi w wersji Freestyle nadrabia ceną, jeśli oczywiście poważnie myślicie o hybrydzie. Najtaniej można go kupić za 88 tysięcy z silnikiem benzynowym 1.6, a interesująca nas hybryda to wydatek 103 tysięcy złotych. W porównaniu z Priusem, który "zaczyna się" od 120 tysięcy, to dobra cena. Tym bardziej, że dobrze wyposażony Prius jest znacznie droższy.
Warto też pamiętać o tym, że hybrydowy Auris to znacznie pewniejsza inwestycja niż auto z silnikiem wysokoprężnym (który w zamyśle też jest oszczędny). Próżno tu szukać turbosprężarki o zmiennej geometrii, dwumasy, układu wtryskowego common-rail czy nawet... rozrusznika. To auto, które nie powinno się posypać po latach. A to przecież też ważne i dla świętego spokoju, i naszych portfeli.