To najbardziej wyczekiwana impreza motoryzacyjna w roku. Mowa o Międzynarodowym Salonie Samochodowym w Genewie. Szczerze przyznaję, że to pierwszy raz, gdy miałem okazję być na imprezie tej skali. Zrobiła na mnie niesamowite wrażenie, ale wbrew pozorom nie ze względu na same samochody. Choć te oczywiście także sprawiają, że momentami szczęka opada.
Gdy tylko wszedłem na teren imprezy i omiotłem wzrokiem to, co czeka na wszystkich gości, w głowie zaświtało mi jedno pytanie: ile milionów stoi pod tym dachem? I chodzi tylko o samochody, nie same stoiska, bo te są pewnie warte drugie tyle. To absurdalne kwoty liczone w setkach milionów. Nawet rzeczniczka Palexpo nie była w stanie tego powiedzieć.
Targi w Genewie odbywają się od 1905 roku, więc jak sami widzicie to impreza ze sporą historią i jeszcze większym prestiżem (choć pojawiają się głosy, że z roku na rok trochę go już traci). Do tej pory odwiedzałem tylko poznańskie MotorShow, które jest imprezą znacznie mniejszą. Na Salon w Genewie trafiłem dzięki zaproszeniu Audi Polska, które także miało tam swoje premiery – i to od nich zacznę, a potem pokażę Wam to, na co stać tylko nielicznych na świecie.
Wybrać głównego bohatera ze stoiska Audi było łatwo, bo tak naprawdę premierę z prawdziwego zdarzenia miało nowe Audi A6. To flagowiec niemieckiego producenta, tak bardzo kochany przecież przez Polaków. Dodatkowo po raz pierwszy pokazano prototyp Audi e-tron – to jak na razie jedyny elektryczny samochód tej marki, który można było zobaczyć w specjalnym kamuflażu nawet na genewskich ulicach. Na samych targach był pokazywany w limitowany sposób: kilka razy w ciągu dnia odsłaniano go jedynie na kilka minut. Wtedy mogliśmy zobaczyć nieco futurystyczną bryłę SUVa, który swoją drogą został zaprojektowany przez Polaka! Co ciekawe, dwa lata temu pokazano jego koncepcyjną wersję właśnie w Poznaniu i – o dziwo – prototyp wcale tak bardzo się od konceptu nie różnił. Przynajmniej z założonym kamuflażem.
Ale wróćmy do A6-tki, w końcu to nią kierowcy przejadą się szybciej niż e-tronem. Nowe Audi A6 jest tak bardzo „audiowe” jak tylko może być. Szlachetna i nienachalna elegancja, która nie rzuca się w oczy. Nowe modele większości producentów, nie tylko Audi, mają do siebie to, że wyglądają jak swoje mniejsze lub większe, ale niemal identyczne, odpowiedniki. Tak jest i w tym przypadku. A6 to trochę taka mniejsza wersja pokazanej niedawno A8-ki, flagowej limuzyny sygnowanej logiem z czterema pierścieniami. Nowe A6 poznacie bardzo szybko, chociażby po totalnie nowym i wcześniej niespotykanym pasie świetlnym z tyłu, który łączy światła. Także tam zobaczycie zupełnie nowe oznaczenie silników Audi. Przyznam się, że na pierwszy rzut oka wydaje się trochę skomplikowane. Będzie to np. 50TDI, 55TFSI.
To już ósma generacja tej limuzyny. A6 w nowej odsłonie jest jeszcze... "bardziej". Zarówno pod względem elegancji, komfortu, jak i technologii. Jedni powiedzą, że jest trochę nudno, inni, że klasycznie. To już kwestia gustu, a o tych – wiadomo – się nie dyskutuje. Audi postanowiło w przypadku tego modelu postawić na ciekawy rodzaj promocji. Mianowicie zorganizowano konkurs dla młodych twórców filmowych, którzy mogli przedstawić swoją koncepcję na reklamę A6-tki, a następnie internauci głosowali za najlepszymi. Do finału przeszły trzy z nich i przyznaję, że były naprawdę udane. W oczy rzuca się fakt, że praktycznie w ogóle nie ma w nich samochodu. Dziś auta reklamuje się emocjami i wszystkim co jest dookoła nich.
Sporo tam technologi na czele z systemem MMT touch response, którym obsługujemy wszystkie multimedia. Na uwagę zasługuje technologia haptyczna, czyli czujemy jakbyśmy wklikiwali ekran dotykowy, choć naprawdę to się nie dzieje. No może na grubość włosa. To rozwiązanie, które znamy już z nowej A8. Są także inne nowości, choć te, do których jesteśmy już bardziej przyzwyczajeni tj. automatyczne parkowanie i wjeżdżanie/wyjeżdżanie z garażu czy adaptacyjny asystent jazdy.
Nie można nie wspomnieć także o tym, że w przypadku nowej A6 wszystkie cztery koła są skrętne, dzięki czemu promień skrętu zmniejszył się o 1,1 metra. Auto wjedzie do salonów za 3 miesiące, czyli od czerwca 2018 roku. W początkowym okresie A6 będzie oferowane w Europie z dwoma mocnymi jednostkami napędowymi: 3.0 TFSI o mocy 340 KM oraz 3.0 TDI o mocy 210 kW 286 KM. Oba silniki standardowo wyposażono w układ mild-hybrid, zwiększający komfort podróży i wydajność pojazdu.
To ta bardziej „ludzka” premiera. Drugą, a właściwie przedsmakiem właściwej premiery był wspomniany w pełni elektryczny e-tron. To SUV, którego twórcą jest pracujący dla Audi Kamil Łabanowicz. Zobaczyliśmy, że auto jest, istnieje i jeździ. Nie można było jednak zajrzeć do środka, ani zobaczyć detali, które ukryto pod specjalnym kamuflażem. E-tron ma oferować duży zasięg, który będzie konkretną przeciwwagą dla dzisiejszych elektryków, które de facto mogą przejechać 100-200 kilometrów (nie licząc Tesli), ale niestety na razie, nie wiadomo, ile tego zasięgu ma być. Pół godziny ładowania ma natomiast wystarczyć na dalszą jazdę. Szczegóły będą doprecyzowane podczas ekstremalnych testów (np. w temperaturach od -20 stopni do +50), które w najbliższych miesiącach na całym świecie ma przechodzić e-tron. To pierwszy z trzech w pełni elektrycznych modeli, które do 2020 roku w swojej gamie ma mieć Audi.
W trakcie samych targów nie zaskoczyły mnie jednak same samochody, a raczej wszystko to, co jest wokół nich. Przemówienia i prezentacje, w których przedstawiano wizje przyszłości według gigantów motoryzacyjnych naprawdę mogą otworzyć oczy. A najlepsze w tym, że nie kończy się na gadaniu, bo producenci od razu pokazują swoje mniej lub bardziej zaawansowane rozwiązania na te czasy. Wyobrażacie sobie, że te wszystkie super samochody, które widzicie na ulicach lub takich targach, dla ich twórców tak naprawdę są już… stare. Oni są już myślami lata do przodu.
Dajmy na to taki Volkswagen – tylko tam obecnie pracują nad 50 kolejnymi modelami! To świetne uczucie, że gdzieś na świecie jest grupa (i to całkiem duża) tak inteligentnych i innowacyjnych ludzi z różnych koncernów, którzy wybiegają w swoich wizjach tak bardzo do przodu. Jeśli tylko jeden koncern planuje wydać w najbliższych latach 34 miliardy euro na technologie przyszłości, to znaczy, że naprawdę podchodzą do tego na poważnie. Pewnie, to wszystko biznes, ale gdy patrzysz na stojący przed Tobą samochód, który nie ma kierownicy, a na desce rozdzielczej tak naprawdę nie ma nic, na podłodze leży dywan, a w środku są tylko komfortowe miejsca, to nie sposób nie doceniać tej pracy.
Niektórzy robią to aż za bardzo, bo powszechnym widokiem na targach były armie Azjatów, którzy ręcznie i skrupulatnie mierzyli centymetrem element po elemencie całe samochody wielkich gigantów. Na początku myślałem, że się przewidziałem, ale oni poważnie to robili. No cóż, naśladownictwo największą formą uznania. Byle tylko nie odbiło się to na bezpieczeństwie.
Dla tych, którzy martwią się, że stracą radość z motoryzacji, mam dobre wieści. Największym zainteresowaniem nadal cieszyły się te bardziej tradycyjne samochody. Poniżej kilkanaście migawek prosto z targów w Genewie.