
Reklama.
Według ustaleń "Faktu" Adam W. został przeniesiony do rezerwy kadrowej. Nie wykonuje więc pracy, ale dostaje wynagrodzenie. Każdego miesiąca wojsko ma przelewać mu na konto około trzech tysięcy złotych. W. już kilka tygodni po śmierci Stachowiaka przeniósł się do opolskiej żandarmerii wojskowej i do dziś w niej służy.
Według informatora gazety od początku wśród jego przełożonych w policji nie było woli, by zrobić mu krzywdę. Zatrudniając się w wojsku W. miał jednak ukryć, że był jednym z policjantów, którzy znęcali się nad Stachowiakiem. – Oszukał służbę. Zostaną wobec niego wyciągnięte konsekwencje – mówił wtedy Antoni Macierewicz. Jednak po pół roku nie zmieniło się absolutnie nic.
Przypomnijmy, "Gazeta Wyborcza" w lutym 2018 r. podała, że komendanci policji, którzy zostali zdymisjonowani po śmierci Igora Stachowiaka, nie tylko uciekli przed odpowiedzialnością dyscyplinarną na emerytury, ale dostali bardzo wysokie odprawy. Jak wynika z ustaleń dziennika, odwołani komendanci na zakończenie służby otrzymali, bagatela, od 45 tys. do 60 tys. zł.
Igor Stachowiak zmarł we wrocławskim komisariacie latem 2016 roku po torturowaniu go paralizatorem w toalecie. Stanowiska stracili wtedy komendant wojewódzki policji Arkadiusz Golanowski, jego zastępca Piotr Niziołek, komendant miejski Dariusz Kokonarczyk i Arkadiusz Małecki, który był komendantem miejskim w dniu śmierci Igora Stachowiaka.
źródło: "Fakt"