Amerykańskie władze zdecydowały się wprowadzić szczególne sankcje wobec polskich władz. Do czasu przyjęcia zmian w ustawie o IPN prezydent ani wiceprezydent USA nie będą spotykać się z Andrzejem Dudą i Mateuszem Morawieckim – podały portale Onet i BuzzFeed. Skutki działań USA mogą być bardzo dotkliwe. Poza nieformalnym uznaniem polskich liderów za "persona non grata" w Białym Domu, Amerykanie grożą też blokadą finansowania wspólnych projektów wojskowych. Rozmawiamy o tym z Ryszardem Schnepfem, byłym ambasadorem Polski w USA.
Ryszard Schnepf, dyplomata i urzędnik państwowy : – Myślę, że nie wspominaliby o tym, gdyby rzeczywiście nie było czegoś na rzeczy. Amerykanie stosują takie nieformalne "zapisy” na kontakty dyplomatyczne w sytuacjach delikatnych albo do końca niewyjaśnionych. Trzeba pamiętać, że ta sekwencja wydarzeń w ostatnich dniach nie układała się po naszej myśli. Należałoby zacząć od negocjacji, które prowadził w Izraelu właśnie minister Cichocki. Najwyraźniej one kompletnie nic nie dały. Wydaje się, że politycy izraelscy nie kupili takiego pustego gadania i forsowania socjotechnicznych, czy kamuflażowych okrągłych zdań, że będziemy się starali, zobaczymy co Trybunał Konstytucyjny postanowi ws. ustawy o IPN itd.
Dlaczego tak pan uważa?
Bo jeszcze w dniu spotkania delegacji polskiej i izraelskiej w Jerozolimie dziennik "Jerusalem Post” ogłosił, że zostanie ogłoszony wspólny komunikat, czyli coś, co się stosuje w dyplomacji gdy jest jakiś uzysk z rozmów. "Pusta kartka” oznacza, że niczego nie udało się dogadać. Sprawdzałem i nie zauważyłem, by wspólny komunikat został ogłoszony.
Następnego dnia premier Netanjahu jechał do Waszyngtonu na największe spotkanie lobbystyczne jakim jest AIPAC (American Israel Public Affairs Committee), na którym pojawia się nawet kilkanaście tysięcy osób, również polityków amerykańskich, kongresmenów, senatorów. Myślę, że premier Izraela miał okazję, by informować stronę amerykańską o tym, jaki jest stan rozmów z Polską.
Polski rząd prowadził przecież ofensywę dyplomatyczną w Stanach Zjednoczonych. Przebywał tam minister Magierowski, który spotykał się z ważnymi przedstawicielami amerykańskiej administracji. Premier Morawiecki napisał list do wpływowego w USA rabina Shmuleya Boteacha. Słyszeliśmy też o "zamrożeniu” nowej ustawy o IPN, która obowiązuje od 1 marca…
Ta ofensywa musiała być chybiona, bo amerykańcy dyplomaci uważnie śledzą to co się dzieje w Polsce i wiedzą, że nie ma takiej formuły jak "zamrożenie ustawy”. Tym bardziej, jeśli słyszymy, że argentyński portal został wytypowany do oskarżenia go o godzenie w dobre imię Polski, czyli ustawa działa. Wybrano Argentynę, nie wiem czy dobrze, bo ten kraj potrafi być bardzo skuteczny. Natomiast cały świat, który interesuje się problemem, widzi, że istnieje jakaś schizofrenia przekazu, że ustawa jest, ale jakby jej nie było. Bardzo ważna w kontekście tej całej sprawy była też wizyta sekretarza stanu USA Rexa Tillersona w Warszawie.
W jakim sensie?
On poszedł na bardzo duży "kompromis” udając się do siedziby PiS na Nowogrodzkiej. Muszę powiedzieć, że w świecie dyplomacji był to gest niespotykany. Mówimy o ministrze spraw zagranicznych największego mocarstwa na świecie, który przychodzi do siedziby jednej partii i spotyka się z osobami, które nie mają żadnego państwowego tytułu by z nim rozmawiać. To oznaczało, że dla dobra sprawy był gotów uznać, iż kierownictwo państwa spoczywa w rękach szefa PiS. Rezultat jest później taki, że prace nad ustawą o IPN przyspieszają. Wiemy też, że ze strony Tillersona były próby kontaktu z najwyższymi polskimi władzami przed przegłosowaniem ustawy o IPN przez Senat i przed jej podpisaniem przez prezydenta Dudę. Ale ta rozmowa nie została podjęta.
Teraz Amerykanie grożą także podobno Polsce blokadą finansowania wspólnych projektów wojskowych.
Tam jest też zdaje się powiedziane, że jeżeli oskarżenia spotkają jakiegoś obywatela amerykańskiego, to skutki będą "dramatyczne”…
Chodzi o Jana Grossa.
To jest dosyć prosta szarada. Środowisko akademickie to jedno, ale myślę, że dla władz amerykańskich oskarżenie Grossa byłoby pigułką nie do przełknięcia. To byłyby już katastrofalne rezultaty tego wielkiego nieporozumienia, jakie od początku towarzyszy tej ustawie. Słuchałem dzisiaj rozmowy z ministrem Cichockim i muszę powiedzieć, że podtrzymuje on coś, co jest nieprawdą, a mówiąc wprost rząd żywi społeczeństwo kłamstwem.
Otóż nie było żadnego "ataku” na Polskę. Używanie sformułowań o "polskich obozach” nie było nigdy jakąś zaplanowaną akcją upokorzenia, czy dokuczenia Polsce. To było marginalne zjawisko, a te pojedyncze przypadki kończyły się sprostowaniami, wyjaśnieniami i przeprosinami. Dopiero teraz stało się to problemem, co pokazuje przykład Argentyny. Taka logika wydarzeń prowadzi do kompletnej degrengolady pozycji Polski. Na dodatek to będzie przykre dla obywateli. Trzeba mieć świadomość, że ten kryzys nie dotyczy tylko szczebla międzypaństwowego, ale to będzie się także przekładało na kontakty zwykłych obywateli, na postrzeganie Polski jako społeczeństwa.
Jaki jest, według pana, faktyczny stan stosunków polsko-amerykańskich?
Nie sądzę, żeby takie napięcie, jakie mamy obecnie, było w historii naszych dwustronnych relacji od czasu odzyskania suwerenności. Mogliśmy mieć wcześniej jakieś aspiracje żeby te stosunki były jeszcze lepsze, a jak pojawiały się problemy, to były raczej marginalne. Dotyczyły przestrzegania embarga wobec państw, z którymi Stany Zjednoczone miały jakiś poważne problemy jak np. Iran, czy Korea Północna, ale przez konkretne polskie firmy, a nie przez państwo. Ewidentnie zlekceważyliśmy sygnały wysyłane drogą dyplomatyczną ze strony USA ws. ustawy o IPN. Ale mam nadzieję, że rzeczywisty stan tych stosunków wygląda lepiej niż wynika to z obecnych kontaktów.