Małgorzata Szumowska wypracowała sobie taką markę, że do jej filmów nie trzeba specjalnie zachęcać, bo już samo nazwisko elektryzuje miłośników polskiego kina. "Twarz" to kolejne dzieło, które bardziej ugruntuje wizerunek doskonałej reżyserki. Film ironicznie patrzy na nasze społeczeństwo i jest niezwykle przystępny - nawet dla ludzi alergicznie reagujących na hasło "ambitne kino". Premiera: 6 kwietnia.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
Jacek, główny bohater filmu, traci twarz w wypadku na budowie... gigantycznego pomnika Jezusa Chrystusa. Nowa, przeszczepiona, nie przywraca mu od razu normalnego wyglądu. Można łatwo się domyślić, że życie ze zdeformowaną twarzą będzie trudne. Widzieliśmy już podobne historie m. in. w "Człowieku słoniu" Davida Lyncha czy "Masce" z Cher w jednej z ról. Nikt jednak nie wrzucił jej do naszego polskiego piekiełka.
Sielanka kiedyś się kończy
Już scena otwierająca film jest bardzo wymowna. W markecie rusza promocja na telewizory... dla golasów, więc tłum półnagich osób toczy brutalną walkę o sprzęt. Skąd my to znamy, prawda? Wymowa całego filmu jest taka ironiczno-dramatyczna. Wątki komediowe przeplatają się z frapującym dramatem. Historia jest bardzo przejmująca - to współczesna baśń, a te jak wiadomo mają morał.
"Twarz" na początku to błoga sielanka, w której poznajemy mały świat polskiej prowincji. Jacek raz jedzie czerwonym maluchem słuchając Metallici, innym na koniu ze swoją wybranką, a w tle słyszymy dyskotekowy przebój "L'amour Toujours" (swoją drogą ten moment to jedna z najlepszych rzeczy jakie ostatnio widziałem). To właśnie wątek miłosny wiedzie początkowo prym w filmie, po chwili jednak zderzamy się z brutalną rzeczywistością. Nic nie nie może przecież wiecznie trwać.
Wsi spokojna, wsi wesoła
Jacek pracuje na budowie wielkiego pomnika Jezusa, która ma być wyższy od tego w Rio. Wygląda jak typowy fan metal - długie włosy, glany, dżinsowa kurtka z grafiką z płyty "Master of Puppets" na plecach. Już w takim stroju wyróżniał się w wiosce. Był pełnym marzeń przystojniakiem, ale przecież nic nie moze wiecznie trwać.
Polska prowincja jest pokazana stereotypowo, ale czy jest przerysowana? Z moich obserwacji - nie, ale to wciąż generalizacja. Mieszkańcy lubią sobie popić, powyzywać się od najgorszych, a potem pośmiać się z żartów o Żydach, Murzynach i Arabach, by na koniec pomaszerować do kościoła. Szumowska w swoim filmie stara się wyśmiać polski, bogobojny zaścianek pełen hipokryzji w groteskowych scenach spowiedzi. To jednak tylko symbol, bo prowincja to w dobie internetu bardziej stan umysłu, niż miejsce zamieszkania, a takie osoby można spotkać wszędzie, w dużych ośrodkach, na wysokich stanowiskach.
Czy Polacy są tolerancyjni?
Nie lubię nadinterpretowania filmów i dodawania do nich nie wiadomo jakich ideologii, które nawet reżysera zaskakują. Przekaz "Twarzy" jest prosty i dobitny. Pomimo przemian i postępu nadal jesteśmy nietolerancyjnym i ksenofobicznym narodem, a wieści medialne każdego dnia nas w tym utwierdzaniu. Szumowska mówi to nam prosto w twarz i pokazuje jak żenująco może wyglądać wrogość wobec najbardziej błahej inności. Nic odkrywczego, ale trzeba to ciągle wytykać.
Główny bohater z dnia na dzień traci wszystko, ale to co się dzieje później nie jest przedstawione tylko w pesymistycznych barwach. Staje się gwiazdą telewizji, w której prowadzącym jest... Krzysztof Ibisz, rodzina dzielnie go wspiera. Może i nie jest tak sielankowo jak wcześniej, ale wbrew pozorom - nie ma aż tak źle, choć sytuacja jest nie do pozazdroszczenia. Operacja udała się dzięki nowoczesnej medycynie i jest realna: twórcy rozmawiali z Grzegorzem Galasińkim - pierwszym Polakiem po przeszczepie twarzy.
W krzywym zwierciadle
"Twarz" dostała nagrody jury - Srebrnego Niedźwiedzia na minionym festiwalu Berlinale w Niemczech nie bez powodu. Wciągająca historia to jedna sprawa, ale film ma przecież jeszcze kapitalne dialogi, naturalne, jakby improwizowane – aktorzy (zwłaszcza główna para Mateusz Kościukiewicz, Małgorzata Gorol) wywiązali się z zadania znakomicie.
Zdjęcia Michała Englerta są nie zawsze oczywiste - czasem połowa ekranu jest zamglona, nieostra, ale piękno polskiej wsi uchwycił znakomicie. Wspomniana ścieżka dźwiękowa dopełnia całości, przez co cały seans jest ambiwalentnym doświadczeniem. "Twarz" jest świetnie nakręcona, a fabuła frapuje. Jest jednak pretekstem do pokazania naszych przywar, z których nie powinniśmy być dumni. Jeśli ktoś się poczuje tym urażony, to znak, że zobaczył na ekranie odbicie swojej twarzy.