
Małgorzata Szumowska wypracowała sobie taką markę, że do jej filmów nie trzeba specjalnie zachęcać, bo już samo nazwisko elektryzuje miłośników polskiego kina. "Twarz" to kolejne dzieło, które bardziej ugruntuje wizerunek doskonałej reżyserki. Film ironicznie patrzy na nasze społeczeństwo i jest niezwykle przystępny - nawet dla ludzi alergicznie reagujących na hasło "ambitne kino". Premiera: 6 kwietnia.
Już scena otwierająca film jest bardzo wymowna. W markecie rusza promocja na telewizory... dla golasów, więc tłum półnagich osób toczy brutalną walkę o sprzęt. Skąd my to znamy, prawda? Wymowa całego filmu jest taka ironiczno-dramatyczna. Wątki komediowe przeplatają się z frapującym dramatem. Historia jest bardzo przejmująca - to współczesna baśń, a te jak wiadomo mają morał.
Jacek pracuje na budowie wielkiego pomnika Jezusa, która ma być wyższy od tego w Rio. Wygląda jak typowy fan metal - długie włosy, glany, dżinsowa kurtka z grafiką z płyty "Master of Puppets" na plecach. Już w takim stroju wyróżniał się w wiosce. Był pełnym marzeń przystojniakiem, ale przecież nic nie moze wiecznie trwać.
Nie lubię nadinterpretowania filmów i dodawania do nich nie wiadomo jakich ideologii, które nawet reżysera zaskakują. Przekaz "Twarzy" jest prosty i dobitny. Pomimo przemian i postępu nadal jesteśmy nietolerancyjnym i ksenofobicznym narodem, a wieści medialne każdego dnia nas w tym utwierdzaniu. Szumowska mówi to nam prosto w twarz i pokazuje jak żenująco może wyglądać wrogość wobec najbardziej błahej inności. Nic odkrywczego, ale trzeba to ciągle wytykać.
"Twarz" dostała nagrody jury - Srebrnego Niedźwiedzia na minionym festiwalu Berlinale w Niemczech nie bez powodu. Wciągająca historia to jedna sprawa, ale film ma przecież jeszcze kapitalne dialogi, naturalne, jakby improwizowane – aktorzy (zwłaszcza główna para Mateusz Kościukiewicz, Małgorzata Gorol) wywiązali się z zadania znakomicie.
