Myślenie o tym co się dzieje z naszymi kontami w bankach i w serwisach społecznościowych po śmierci jest abstrakcyjne, ale wraz z rozwojem cyfrowego życia stanowi coraz więcej młodych ludzi się nad tym zastanawia
Myślenie o tym co się dzieje z naszymi kontami w bankach i w serwisach społecznościowych po śmierci jest abstrakcyjne, ale wraz z rozwojem cyfrowego życia stanowi coraz więcej młodych ludzi się nad tym zastanawia Fot. Pixabay
Reklama.
Konto na Facebooku, Twitterze, Instagramie, Gmailu, Steamie, Netflixie, a przede wszystkim: w banku. Do tego numery PESEL, NIP, dowodów, hasła do internetu, numery telefonów i tak dalej, i tak dalej. Nasze życie definiowane jest w większości z ciągów znaków, których nie sposób pomieścić w głowie. Problem pojawia się wtedy, gdy je zapomnimy... lub umrzemy.
Są osoby, które mają bardziej tradycyjne podejście do sprawy i zapisują niezbędne dane na kartce, którą wkładają do koperty i chowają w domu. Nie jest to absurdalne, bo przecież na każde urządzenie podłączone do internetu można się włamać, a liczba haseł, które mamy do zapamiętania poraża. – Razem z mężem stworzyliśmy "kopertę bezpieczeństwa". Trzymamy w niej numery dowodów osobistych, PESEL, hasła do kont e-mail, na Facebooku, do internetu, piny do kart. Wszystko. Tak jest bezpieczniej i do tego w jednym miejscu. Tak, na wszelki wypadek – mówi mi Katarzyna.
Koperta bezpieczeństwa
O niektórych przydatnych rzeczach dowiadujemy się przypadkiem. – W samolocie przede mną usiadło dwóch mężczyzn, na oko 30-35 lat. Coś tam sobie żartowali i nagle śmiechem-żartem jeden przyznał, że przed wylotem przygotował dla żony tzw. "kopertę bezpieczeństwa", w której znajdują się absolutnie wszystkie hasła, dostępy i dane. Żeby w razie gdyby coś mu się stało, mogła szybko wejść i skorzystać z tych pieniędzy. Drugi stwierdził, że on coś takiego ma przygotowane już od dawna – powiedział mi znajomy, Kuba.
Podsłuchana rozmowa doprowadziła go do głębszych przemyśleń. – I wtedy ja się zastanowiłem, a co jeśli mi by się - nie daj Boże - coś stało? W jaki sposób moi najbliżsi mogliby przejąć moje oszczędności. Przecież wolałbym, żeby trafiły do nich, a nie leżały na koncie bankowym. Co ze wszystkimi zobowiązaniami typu kredyt czy leasing? – zastanawia się Kuba. Sprawa naszego internetowego spadku nie będzie trudna, o ile wcześniej się przygotujemy.
Hasła i inne ważne dane możemy ukryć w kopercie, sejfie lub w specjalnych książkach - przypadkowy złodziej tak łatwo ich nie znajdzie.
logo
Jest też wersja dla z kotem Screen z littlepampereddog.boutique
Co z kredytem po śmierci?
Jeśli na tyle ufamy drugiej osobie, możemy pozwolić jej na wgląd w nasze finanse. – Występujemy do banku o pełnomocnictwo. Mamy wtedy dostęp do konta drugiej osoby, w tym pobierania środków – mówi naTemat Dariusz Pluta z kancelarii prawniczej Małecki Pluta Dorywalski i Wspólnicy. W przypadku śmierci, najprościej jest iść do notariusza i sporządzić akt poświadczenia dziedziczenia. Na podstawie tego wchodzi się we wszystkie obowiązki zmarłego – dodaje prawnik. Automatycznie stajemy się właścicielem pieniędzy na koncie, a banki raczej nie będą oponować, bo dążą do "pozbycia" się pieniędzy zmarłego.
Spadek polega na tym, że wstępujemy w ogół praw i obowiązków zmarłego. Przejmujemy zarówno profity, jak i długi. – Jako spadkobierca wchodzimy w sytuację prawną spadkodawcy. Bank będzie się wtedy do nas zgłaszał po spłatę danego kredytu, ale nie będzie też problemów ze zmianą warunków, na naszą korzyść – tłumaczy prawnik Dariusz Pluta. Możemy też oczywiście odrzucić spadek, ale wtedy poza długami stracimy również resztę.
Banki też mogą iść nam na rękę i są w stanie zmienić warunki spłaty zadłużenia. W przypadku singli, którzy byli sami jak palec, bez rodziny, to pieniądze wcale nie przepadają. Spadkobiercą jest zwykle gmina. Osoby bardzo zapobiegliwe mogą wszystko spisać w testamencie i przepisać na rzecz fundacji.
In memoriam
logo
W polskiej wersji pod zdjęciem jest napis "na zawsze pozostanie w naszej pamięci" Screen z Facebooka
Popularne serwisy społecznościowe jak Facebook, Twitter czy Instagram mają przygotowaną procedurę "In memoriam". Możemy zgłosić administratorom (np. Facebooka), że dana osoba odeszła, a wtedy na jej profilu wyświetla się odpowiednia informacja, nie będziemy też informowani o... urodzinach danej osoby czy wspólnych wspomnieniach. Taki profil będzie swoistym pomnikiem.
logo
Popularne serwisy społecznościowe ułatwiają załatwienie niezbędnych formalności Screen z Facebooka
Na wypadek śmierci również i my możemy nadać bliskiej osobie status "opiekuna konta", by ta z łatwością nim zarządzała lub usunęła (trzeba wtedy przesłać też akt zgonu). Brzmi to abstrakcyjnie, ale pozwala uniknąć takich sytuacji jak niedawne włamanie na profil zamordowanej nastolatki z Rybnika: hakerzy wysyłali wiadomości z jej konta do znajomych.
Testament social media
logo
Screen ze strony deadsocial.org
Po śmierci możemy przesłać też mailem testament z ostatnią wolą lub listą haseł. Jak to działa? Np. serwis Dead Man's Switch w równych odstępach czasu pyta nas czy wszystko z nami w porządku. Jeśli przez domyślne 60 dni nie dajemy znaku życia, roześle wiadomości na podane przez nas adresy e-mail. Bardziej rozbudowany jest DeadSocial, w którym śmierć nie jest tematem tabu: pomaga nam napisać pożegnalne statusy, nakręcić film czy ułożyć listę piosenek na nasz pogrzeb.
logo
Screen z DeadSocial
W internecie działają też wyspecjalizowane firmy, które zajmują się przechowywaniem zbiorczych haseł i udostępnieniem ich po śmierci (nie wszystko przecież zapisujemy w menadżerze przeglądarki internetowej jak np. Chrome). Zaszyfrowane dane do logowania online możemy gromadzić np. w aplikacji True Key na smartfonie. Potrzebujemy wtedy jednego hasła głównego, które możemy przekazać komuś drogą tradycyjną (a przy okazji sami go nie zgubimy).
Wszystek zginę... w social media
Są osoby, które jednak chcą wszystko zabrać ze sobą... do grobu. – Raczej nie chciałbym, by ktoś z bliskich miał dostęp do moich prywatnych wiadomości na Facebooku – śmieje się Bartek. – Prędzej przygotowałbym testament niż kopertę, ale na razie się nad tym nie zastanawiałem – dodaje. Drugi znajomy mówi, że nigdy, by tak nie zostawił haseł i reszty, bo co jeśli ktoś się włamie i ukradnie? To byłaby większa strata niż telewizor i laptop.
– Dostrzegam, że to co zostawiamy w internecie przedstawia coraz większą wartość dla firm, dla złodziei tożsamości itp. Gdyby ktoś niepowołany dostał się na konto i zobaczył prywatne rozmowy i wszelakie dane, jakie wymieniam z bliskimi... nie chciałabym, żeby po mojej śmierci ktokolwiek miał kłopoty – mówi mi Ania. Nie wszystkie osoby odrzucają pomysł "koperty", ale nie podoba im się jej forma.
– Od razu pomyślałam, że ta "koperta" to kiepski pomysł, wydaje się mało bezpieczna. Stracisz kopertę przedwcześnie - stracisz wszystko. Nie do końca ufam też bliskim - może kusiłoby ich zajrzenie tam przed moim odejściem? – zastanawia się Ania. I podobnego zdania jest prawnik, z którym rozmawiałem.
logo
Nie wszyscy chcą, by ktoś miał wgląd do ich wirtualnego życia po śmierci Fot. Pixabay
– Musimy bardzo uważać, bo jest to "broń obosieczna". Trzeba mieć do kogoś piekielne zaufanie. Rodzice nas raczej nie zdradzą, ale bliższy czy dalszy znajomy? Nie ryzykowałbym – mówi prawnik Dariusz Pluta. – Takie "koperty bezpieczeństwa" z dostępami do kont na wypadek np. śpiączki lub innej niedyspozycji to dobry pomysł, ale jeśli zdeponujemy je u notariusza. Wyda je określonej osobie przy określonych okolicznościach – dodaje.
Nigdy nie mamy gwarancji jak druga osoba wykorzysta "kopertę", a to może być potem problem. Wyobraźmy sobie kłótnię pary kochanków, po której ktoś uzyskuje dane do Facebooka i np. podszywa się, upubliczniania informacje, prywatne zdjęcia lub jeszcze gorsze rzeczy. Tak można komuś zmarnować życie. Pozytywnym niuansem "kopert bezpieczeństwa" jest to, że młode osoby myślą o przyszłości swojej i bliskich.