Na co dzień nie myślimy o tym, co się stanie z naszymi kontami w banku i serwisach społecznościowych po śmierci, bo będąc martwym będzie nam przecież wszystko jedno. Tymczasem to tylko jedne z wielu rzeczy, z którymi mogą mieć problem nasi bliscy. Niektórzy rozwiązują tę sprawę tworząc "kopertą bezpieczeństwa".
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
Konto na Facebooku, Twitterze, Instagramie, Gmailu, Steamie, Netflixie, a przede wszystkim: w banku. Do tego numery PESEL, NIP, dowodów, hasła do internetu, numery telefonów i tak dalej, i tak dalej. Nasze życie definiowane jest w większości z ciągów znaków, których nie sposób pomieścić w głowie. Problem pojawia się wtedy, gdy je zapomnimy... lub umrzemy.
Są osoby, które mają bardziej tradycyjne podejście do sprawy i zapisują niezbędne dane na kartce, którą wkładają do koperty i chowają w domu. Nie jest to absurdalne, bo przecież na każde urządzenie podłączone do internetu można się włamać, a liczba haseł, które mamy do zapamiętania poraża. – Razem z mężem stworzyliśmy "kopertę bezpieczeństwa". Trzymamy w niej numery dowodów osobistych, PESEL, hasła do kont e-mail, na Facebooku, do internetu, piny do kart. Wszystko. Tak jest bezpieczniej i do tego w jednym miejscu. Tak, na wszelki wypadek – mówi mi Katarzyna.
Koperta bezpieczeństwa
O niektórych przydatnych rzeczach dowiadujemy się przypadkiem. – W samolocie przede mną usiadło dwóch mężczyzn, na oko 30-35 lat. Coś tam sobie żartowali i nagle śmiechem-żartem jeden przyznał, że przed wylotem przygotował dla żony tzw. "kopertę bezpieczeństwa", w której znajdują się absolutnie wszystkie hasła, dostępy i dane. Żeby w razie gdyby coś mu się stało, mogła szybko wejść i skorzystać z tych pieniędzy. Drugi stwierdził, że on coś takiego ma przygotowane już od dawna – powiedział mi znajomy, Kuba.
Podsłuchana rozmowa doprowadziła go do głębszych przemyśleń. – I wtedy ja się zastanowiłem, a co jeśli mi by się - nie daj Boże - coś stało? W jaki sposób moi najbliżsi mogliby przejąć moje oszczędności. Przecież wolałbym, żeby trafiły do nich, a nie leżały na koncie bankowym. Co ze wszystkimi zobowiązaniami typu kredyt czy leasing? – zastanawia się Kuba. Sprawa naszego internetowego spadku nie będzie trudna, o ile wcześniej się przygotujemy.
Hasła i inne ważne dane możemy ukryć w kopercie, sejfie lub w specjalnych książkach - przypadkowy złodziej tak łatwo ich nie znajdzie.
Co z kredytem po śmierci?
Jeśli na tyle ufamy drugiej osobie, możemy pozwolić jej na wgląd w nasze finanse. – Występujemy do banku o pełnomocnictwo. Mamy wtedy dostęp do konta drugiej osoby, w tym pobierania środków – mówi naTemat Dariusz Pluta z kancelarii prawniczej Małecki Pluta Dorywalski i Wspólnicy. W przypadku śmierci, najprościej jest iść do notariusza i sporządzić akt poświadczenia dziedziczenia. Na podstawie tego wchodzi się we wszystkie obowiązki zmarłego – dodaje prawnik. Automatycznie stajemy się właścicielem pieniędzy na koncie, a banki raczej nie będą oponować, bo dążą do "pozbycia" się pieniędzy zmarłego.
Spadek polega na tym, że wstępujemy w ogół praw i obowiązków zmarłego. Przejmujemy zarówno profity, jak i długi. – Jako spadkobierca wchodzimy w sytuację prawną spadkodawcy. Bank będzie się wtedy do nas zgłaszał po spłatę danego kredytu, ale nie będzie też problemów ze zmianą warunków, na naszą korzyść – tłumaczy prawnik Dariusz Pluta. Możemy też oczywiście odrzucić spadek, ale wtedy poza długami stracimy również resztę.
Banki też mogą iść nam na rękę i są w stanie zmienić warunki spłaty zadłużenia. W przypadku singli, którzy byli sami jak palec, bez rodziny, to pieniądze wcale nie przepadają. Spadkobiercą jest zwykle gmina. Osoby bardzo zapobiegliwe mogą wszystko spisać w testamencie i przepisać na rzecz fundacji.
In memoriam
Popularne serwisy społecznościowe jak Facebook, Twitter czy Instagram mają przygotowaną procedurę "In memoriam". Możemy zgłosić administratorom (np. Facebooka), że dana osoba odeszła, a wtedy na jej profilu wyświetla się odpowiednia informacja, nie będziemy też informowani o... urodzinach danej osoby czy wspólnych wspomnieniach. Taki profil będzie swoistym pomnikiem.
Na wypadek śmierci również i my możemy nadać bliskiej osobie status "opiekuna konta", by ta z łatwością nim zarządzała lub usunęła (trzeba wtedy przesłać też akt zgonu). Brzmi to abstrakcyjnie, ale pozwala uniknąć takich sytuacji jak niedawne włamanie na profil zamordowanej nastolatki z Rybnika: hakerzy wysyłali wiadomości z jej konta do znajomych.
Testament social media
Po śmierci możemy przesłać też mailem testament z ostatnią wolą lub listą haseł. Jak to działa? Np. serwis Dead Man's Switch w równych odstępach czasu pyta nas czy wszystko z nami w porządku. Jeśli przez domyślne 60 dni nie dajemy znaku życia, roześle wiadomości na podane przez nas adresy e-mail. Bardziej rozbudowany jest DeadSocial, w którym śmierć nie jest tematem tabu: pomaga nam napisać pożegnalne statusy, nakręcić film czy ułożyć listę piosenek na nasz pogrzeb.
W internecie działają też wyspecjalizowane firmy, które zajmują się przechowywaniem zbiorczych haseł i udostępnieniem ich po śmierci (nie wszystko przecież zapisujemy w menadżerze przeglądarki internetowej jak np. Chrome). Zaszyfrowane dane do logowania online możemy gromadzić np. w aplikacji True Key na smartfonie. Potrzebujemy wtedy jednego hasła głównego, które możemy przekazać komuś drogą tradycyjną (a przy okazji sami go nie zgubimy).
Wszystek zginę... w social media
Są osoby, które jednak chcą wszystko zabrać ze sobą... do grobu. – Raczej nie chciałbym, by ktoś z bliskich miał dostęp do moich prywatnych wiadomości na Facebooku – śmieje się Bartek. – Prędzej przygotowałbym testament niż kopertę, ale na razie się nad tym nie zastanawiałem – dodaje. Drugi znajomy mówi, że nigdy, by tak nie zostawił haseł i reszty, bo co jeśli ktoś się włamie i ukradnie? To byłaby większa strata niż telewizor i laptop.
– Dostrzegam, że to co zostawiamy w internecie przedstawia coraz większą wartość dla firm, dla złodziei tożsamości itp. Gdyby ktoś niepowołany dostał się na konto i zobaczył prywatne rozmowy i wszelakie dane, jakie wymieniam z bliskimi... nie chciałabym, żeby po mojej śmierci ktokolwiek miał kłopoty – mówi mi Ania. Nie wszystkie osoby odrzucają pomysł "koperty", ale nie podoba im się jej forma.
– Od razu pomyślałam, że ta "koperta" to kiepski pomysł, wydaje się mało bezpieczna. Stracisz kopertę przedwcześnie - stracisz wszystko. Nie do końca ufam też bliskim - może kusiłoby ich zajrzenie tam przed moim odejściem? – zastanawia się Ania. I podobnego zdania jest prawnik, z którym rozmawiałem.
– Musimy bardzo uważać, bo jest to "broń obosieczna". Trzeba mieć do kogoś piekielne zaufanie. Rodzice nas raczej nie zdradzą, ale bliższy czy dalszy znajomy? Nie ryzykowałbym – mówi prawnik Dariusz Pluta. – Takie "koperty bezpieczeństwa" z dostępami do kont na wypadek np. śpiączki lub innej niedyspozycji to dobry pomysł, ale jeśli zdeponujemy je u notariusza. Wyda je określonej osobie przy określonych okolicznościach – dodaje.
Nigdy nie mamy gwarancji jak druga osoba wykorzysta "kopertę", a to może być potem problem. Wyobraźmy sobie kłótnię pary kochanków, po której ktoś uzyskuje dane do Facebooka i np. podszywa się, upubliczniania informacje, prywatne zdjęcia lub jeszcze gorsze rzeczy. Tak można komuś zmarnować życie. Pozytywnym niuansem "kopert bezpieczeństwa" jest to, że młode osoby myślą o przyszłości swojej i bliskich.