Media społecznościowe to w sumie największa na świecie publiczna baza danych osobowych. Nie trzeba wynajmować detektywa, by sprawdzić, co u naszej byłej, jak się ma kolega, o którego auto jesteśmy zazdrośni, czy co tam u szwagra, z którym się pokłóciliśmy jakiś czas temu. Podglądactwo nigdy wcześniej nie było takie łatwe. Co więcej – można sprawdzać też zupełnie nieznajomych ludzi. Bardzo dużo osób odwiedza profile... zmarłych i morderców. Nie mogą się też opanować przed zostawieniem komentarza. Fascynujące zjawisko ma jednak wiele negatywnych efektów.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
Odwiedzanie miejsc pochówku znanych osób od zawsze było czymś pospolitym. Ileż to legend funkcjonuje na temat dantejskich scen, jakie rozgrywają się na grobie Jima Morrisona na francuskim Père-Lachaise. Ciało Michaela Jacksona nawet nie leży z trumnie z jego nazwiskiem, z szacunku dla pamięci zmarłego muzyka. Nowym trendem, który perfekcyjnie wpisuje się w nasze czasy, jest opłakiwanie ludzi w internecie. Choć chyba nowoczesna nazwa "grobbing" jest tu najbardziej adekwatna. I to nie tylko chodzi o tych znanych zmarłych, ale i "zwykłych" ofiar i ich oprawców. Zazwyczaj nikt nie blokuje kont po tragedii, więc stalkerzy mają używanie.
E-żałoba poprawia samoocenę
Każdy inaczej reaguje na śmierć. Nie ma jednej recepty na to, jak sobie radzić z tragedią, zwłaszcza jeśli to dotyczy bliskich. Z nieznajomymi jest tak, że jeszcze kilkadziesiąt lat temu usłyszeliśmy o czymś w telewizji, było nam przykro i tyle. Co teraz robimy? Szukamy na Facebooku profili zmarłych i komentujemy na różne sposoby. W sieci znajdziemy długie, emocjonalne wpisy, oklepane teksty, kiczowate gify oraz obrazki ze zniczami i aniołkami. Poniższe oraz wcześniejsze zdjęcia pochodzą z profilu zamordowanej Kai. Całą Polską wstrząsnęła ta informacja, bo przez 11-dni jej zwłoki leżały w wersalce, ponieważ policja nie raczyła przeszukać mieszkania. Odnalezienie profilu 20-latki internautom poszło szybko.
Zmarłemu już nic raczej nie przeszkadza, a komentujący mają taką jakby autoterapię, bo przecież zrobili coś dla dobrego do świata. Postawili internetowy znicz na grobie kompletnie obcej osoby. Nie mnie oceniać, czy to po prostu dobry, ludzki odruch, ale czasem odczuwam zażenowanie takimi postami. Pewnie wiele osób ma szczere intencje i taki mają charakter, ale wiele rekompensuje złe rzeczy, które mamy na sumieniu. Ja np. oddaję honorowo krew, inna osoba zapala wirtualny znicz pisząc "" w komentarzu. Za tym stoi jednak coś więcej i ma to związek z ekstremalnymi wyczynami znanymi z YouTube.
– Mnie się to kojarzy z takim nowym typem osobowości pod hasłem "sensation seeking personality" czyli poszukiwacz wrażeń. Na całym świecie obserwujemy zachowania, które mają służyć przeżywaniu silnych emocji. Obojętnie z jakiej okazji. Gdzieniegdzie młodzież wiesza się na przęsłach mostów, przebiegają przez ruchliwe ulice, żeby przeżyć emocję negatywną, a gdzieniegdzie wpisują życzenia zupełnie nieznanym osobom. Poza przeżyciem i adrenaliną, podnosimy swoją samoocenę, poprawiamy samopoczucie. To jest oczywiście często pozaracjonalne, ci ludzie działają nieświadomie, nie wiedzą jakie mechanizmy za tym stoją. Żałobne wpisy na Facebooku to swego rodzaju "proteza mentalna" poprawiająca wizerunek we własnych oczach – wyjaśnia dr Leszek Mellibruda, guru polskiej psychologii.
Posty żałobne ciekawie się prezentują (z perspektywy naukowej – oczywiście) w zestawieniu z postami nawołującymi do zabijania, gnicia w więzieniu, a nawet w piekle. Często pisze to nawet jedna i ta sama osoba, jeśli mamy do czynienia z morderstwem. Wtedy znów stara się poprawić swoją samoocenę i występuje w roli strażnika moralności. Piętnuje złe zachowanie i chce usunięcia osoby zagrażającej otoczeniu. Zasada "oko za oko" to jednak przeżytek, drodzy państwo, teraz sprawy załatwiamy w inny sposób: terapią lub izolacją.
Jednak poniekąd w ten sposób obcuje się też z bandytą, więc puls rośnie. – Sprzeczne emocje dochodzą do głosu i wyrażając je czujemy się lepiej – mówi dr Leszek Mellibruda. – Z jednej strony współczucie, z drugiej agresja. Każde takie zachowanie przynosi korzyść psychologiczną, czasami paradoksalną. Trudno powiedzieć, czy Facebook pomaga, ale na pewno czemuś służy. Niestety często wzmaga frustrację i narzekanie na innych na rząd itd. I ludzie będą robić dalej różne rzeczy... być czuć się sfrustrowanymi – mówi naTemat dr Mellibruda.
Śpij słodko aniołku , a ty k***o smaż się w piekle!
Komentarze na profilach zmarłych to jedna strona tego dziwnego trendu, który będzie się rozrastał, bo coraz więcej osób ma przecież konta w social media. Druga, mroczniejsza strona, to internetowy lincz na mordercach. Owszem, nikt nie będzie rozpaczać nad zwyrodnialcami, którzy skatowali niemowlaka, ale to, co się dzieje na ich profilach, to czysta patologia. Internet nie bierze jeńców, dobrze, że nie potrafimy zabijać telepatycznie, bo chyba na świecie zostałyby tylko osoby bez kont na Fejsie.
Przed chwilą przeczytaliście komentarze na profilu matki 4-letniej Oliwki z Łodzi. Konkubent skatował dziewczynkę na śmierć, a matka smarowała siniaki, by nie było ich widać. Gdy przyniosła ją martwą do szpitala, to powiedziała, że dziecko spadło z huśtawki. W sieci zawrzało, ludzie do tej pory komentują zdjęcia skazanej kobiety, na których jest z nieżyjącą Oliwką. Wyrazy współczucia mieszają się z groźbami.
Czytając komentarze na profilach rodziców katowanych dzieci, możemy zauważyć, że większość atakujących to kobiety. W ogóle wydaje się, że panie bywają bardziej wulgarne w sieci. Np. gdy gimnazjalistki podpaliły jeża i podzieliły się filmem w sieci, internautki nie zostawiły na nich suchej nitki, a słowa których używają nie powstydziłby się hejter. – Młode kobiety pokazują w ten sposób, że też są silne. Z drugiej strony nie mają takiego kontaktu ze sobą, z własnymi potrzebami i problemami, więc wyrażają swój gniew w ten sposób – mówi tłumaczy Miłosława Janc z gabinetu "Self" Przyjazne Terapie. – Też zauważam rosnący poziom agresji wśród dziewczyn. Pozornie się wydaje, że one wyzywają i atakują kogoś. Z własnego doświadczenia wiem, że mają wtedy bardzo niskie poczucie własnej wartości. Nie może być ono budowane na nieprawdziwym wizerunku w internecie, to jest sztuczne, za tym nie ma nic. Jest atak i agresja, obwinianie innych za nasze niepowodzenia. A wystarczy zrobić stop i zastanowić się "o co mi naprawdę chodzi?". Trzeba siebie poznać, by poprawić sobie nastrój. W innym przypadku nigdy nie wyjdziemy z tego błędnego koła - tłumaczy terapeutka.
Gdy tylko pojawi się informacja o jakiejś tragedii, to nawet bez wyroku zaczyna się internetowy samosąd. Nie tylko w przypadku morderstwa, pobicia, gwałtu, ale nawet takiego przewinienia jak np. bycie dziennikarzem TVN-u, jak Grzegorz Miecugow, kiedy to po jego śmierci nastąpił wysyp hejtu. Mamy nerwowe czasy, a internet jest prostym narzędziem na wyładowanie się. Hejterzy powinni jednak zastanowić się dwa razy nim coś napiszą, bo mogą komuś zrujnować życie. Adrian R. zaszlachtował swoją 6-letnią siostrę. Miał problem z narkotykami i słyszał głosy. Okazało się, że jest chory psychicznie. Internauci i tak nie zostawili na nim suchej nitki. Akurat ten przypadek nie jest taki oczywisty, jednak pamiętajmy, że nie zawsze podejrzany jest mordercą. A co z jego rodziną? Nie zawsze rodzice są winni tego jak zachowuje się ich pociecha i serio współczuje im gdy muszą czytać takie skandaliczne teksty.
Deformanci w natarciu
Media nie podają pełnych danych osobowych morderców i ofiar. W przypadku podejrzanych to wbrew prawu. W przypadku niewinnych - zwykły szacunek. Nie tak łatwo znaleźć "upragniony" profil na Facebook, bo – gdy mamy samo imię – to jak szukanie igły w stogu siana. Sekcja komentarzy pod artykułami i to, co tam się dzieje, woła o pomstę do nieba. Na Facebooku możemy zostać zablokowani, na stronie internetowej wystarczy założyć konto. I publicznie zachęcać do linczu.
Internetowy lincz nie naprawi świata. – Nie przeciwstawiamy się w ten sposób okropieństwom, tylko je potwierdzamy. Mówimy, że świat jest okrutny, a ludzie są źli. Musimy odchodzić od tego stereotypu i nie potwierdzać tego swoim zachowaniem czy epitetami. Efekt jest przeciwny od zamierzanego, bo w rzeczywistości o to nam chodzi, by to się sprawdziło, że wszystko jest straszne i tylko w tym pomagamy – Ale po co? – dopytuję doktora Leszka Mellibrudę. – Dla satysfakcji, że mamy rację. To jest nowe podejście do paranoicznej osobowości.
Spoczywaj w niepokoju
W zeszłym roku pod kołami pociągu zginął naczelnik łódzkiej straży miejskiej. Wielu mieszkańców poruszyła ta tragedia, bo osierocił dzieci i był człowiekiem, który robił dużo dobrego dla lokalnej społeczności. Oczywiście na jego profilu facebookowym pojawiło się dużo żałobnych postów, jednak to, co mnie przeraziło w tym przypadku, to fakt niezablokowania konta przez rodzinę. Nie wszyscy dowiedzieli się o jego śmierci, bo jak wiadomo, na Facebooku są i prawdziwi znajomi, i ci przypadkowi. Zbliżających się urodzin naczelnik nie dożył, ale serwis o tym nie wiedział i wysłał powiadomienie. Patrzenie na wiele życzeń dla zmarłego było przykrym doświadczeniem.
Rodzi się się pytanie: dlaczego nikt nie zablokuje konta zmarłego lub przestępcy? Pewnie mają ważniejsze sprawy do ogarnięcia. Spytałem o to znajomą, która straciła przyjaciółkę. Powiedziała mi, że nie miała do tego głowy. I tak sobie istnieją te konta na Facebooku niczym wirtualne nagrobki, a w przypadku kryminalistów: pręgierz. Nie daje to nam jednak prawa do brukania pamięci zmarłego czy dokonywania internetowej egzekucji. – Ludzie się potrafią zmienić, widzę to po rozmowach z moimi pacjentami. Kiedy odkrywają, czego naprawdę potrzebują, to agresja ulatnia się. Dopóki tego nie nazwaliśmy, to były tylko pretensje, nienawiść i kłótnie – przyznaje terapeutka Miłosława Janc. Niektórzy dowiadują się o tym za późno - kiedy sami doświadczą straty. A za mowę nienawiści można przecież nawet trafić do więzienia. Jednak nie chodzi tu o to, żeby karać, ale by zrozumieć, że to co robimy jest szkodliwe i dla innych, i dla nas.
"Bardzo cenimy sobie wolność, a odpowiedzialność... to niezbyt modne słowo w dzisiejszych czasach. Należy pamiętać o tym jak o dwóch stronach tej samej monety. Jeśli nie pokażemy ludziom z czym się wiążą agresywne zachowania w internecie, to oni tego sami nie zobaczą, nie zrozumieją i wciąż będą działać w taki sam autodestrukcyjny sposób."
Dr Leszek Mellibruda
"Dawniej paranoja wiązała się z 'odlotowymi' tzn. chorymi wyobrażeniami rzeczywistości, której nie ma. Współczesna osoba paranoidalna buduje rzeczywistość i zależy jej na tym żeby ta rzeczywistości istniała. Poprzez zachowania i poszukiwania ludzi, którzy podobnie myślą, narzekają. Tak jest z teoriami spiskowymi w internecie. Wymyśliłem nazwę na taką osobowość: deformant. Mówię to panu jako pierwszemu, bo dopiero będę mieć wykłady na ten temat. Deformanci to nie osoby paranoiczne, ale takie co zniekształcają czyli deformują rzeczywistość i szukają u innych potwierdzenia, że tak właśnie jest.