Maciej Żurawski - kiedyś pan piłkarz, dziś pan ambasador.
Maciej Żurawski - kiedyś pan piłkarz, dziś pan ambasador. fot. Michał Łepecki / Agencja Gazeta

Kilka lat temu Maciej Żurawski zapytany, co zamierza robić po zakończeniu kariery, odparł: „Usiądę wygodnie w fotelu i zapalę cygaro”. Po prostu - pierwsze, co mu się przez lata marzyło, to błogie, dostatnie lenistwo, na które dziś mógłby już sobie z pewnością pozwolić. Na to, by wstawać w samo południe, w spokoju parzyć świeżą kawę, przeglądać gazety i celebrować godziny wolnego czasu

REKLAMA
Gdy w połowie stycznia rozmawialiśmy po raz ostatni, „Żuraw” sprawiał wrażenie trochę zagubionego. I w sumie nic w tym dziwnego – człowiek, który przez kilkanaście lat dzień w dzień biegał za piłką, miał prawo nie wiedzieć, co z sobą zrobić, gdy nagle poczuł, że ten kawałek skóry już nie słucha go tak, jak kiedyś.
Piłkarska starość przychodzi nagle.
Żurawskiego dopadła w sposób brutalny. Nie na Cyprze, nie w Emiratach, nie gdzieś daleko na krańcu świata, gdzie mógłby odcinać kupony od dawnej sławy. Ale tu, u nas – w Krakowie, gdzie kiedyś „Magic” błyszczał najmocniej.
Z drugiej strony, mam jednak wrażenie, on sam sobie wmówił, że już nie może, że więcej nie da rady. Zbyt wcześnie się z tym pogodził i zaczął szukać tanich usprawiedliwień. Starsi od niego robili swoje, podczas gdy on tylko opowiadał w wywiadach: „Właściwie to mam już swoje lata”, „Trochę pograłem, teraz wolałbym, żeby zastąpili mnie inni”, „Nie mogę już wymagać od siebie tak dużo, jak kiedyś”.
Maciej Żurawski
wywiad dla Weszło:

Im dłużej nic nie robię, tym perspektywa bycia czynnym piłkarzem oddala się coraz bardziej. Z każdym kolejnym dniem, siłą rzeczy, na tę emeryturę odchodzę. Niestety, im człowiek starszy, tym gorszy, tej tendencji nie oszukam.

Przynajmniej od roku było wiadomo, że z takim podejściem i taką formą sportową „Żuraw” ma na emeryturę bliżej niż dalej. Gdy w maju żegnał się z Wisłą zaoferowano mu pracę skauta. Funkcję, do której – moim zdaniem – pan Maciej kompletnie się nie nadaje. Nie to, że nie potrafi czy nie ma dość wiedzy. Nie, nic z tych rzeczy. Po prostu nie jest do tego stworzony. Nie wyobrażam sobie go latającego tydzień w tydzień po świecie, co rusz zmieniającego hotele, by obserwować kolejnych piłkarzy, zarabiając na tym po tysiąc euro miesięcznie. Bo niestety, takie są w Polsce warunki tej pracy…
Nagle dziś Wisła informuje, że Żurawski wraca do klubu w zupełnie nowej roli – ambasadora (i skauta - tylko przy okazji).
O, to dla niego funkcja wprost wymarzona! Wprawdzie w polskich, piłkarskich warunkach nie do końca wiemy jeszcze, co się za nią kryje, tak jak przed kilkoma laty novum stanowił w niektórych klubach dyrektor sportowy, ale jeśli miałbym wytypować kogoś do tej roboty, bez zastanowienia powiedziałbym – „Żuraw”.
Maciej Żurawski
wywiad dla Weszło:

MACIEJ ŻURAWSKI wywiad dla Weszlo.com Rozmawiałem o byciu skautem z Marcinem Kuźbą. Z jednej strony, jest to fajna opcja, możliwość zawodowego pozostania przy piłce. Ale z drugiej – wtedy, gdy ta propozycja padła, nie do końca to czułem. Nie potrafiłem z miejsca powiedzieć: „tak, biorę to, od jutra będę skautem”, jeśli przez ostatnie dwadzieścia lat byłem czynnym piłkarzem. Chyba potrzebuję czasu. Mirek Szymkowiak twierdzi, że trochę minęło zanim on po zakończeniu kariery stanął twardo na ziemi.

Jest elokwentny, dogada się w więcej niż jednym języku, ubierze się schludnie i nigdy nie będzie „pachniał” dwudniową imprezą. Od czasu do czasu stanie więc przed kamerą albo przywita sponsorów czy zagranicznych gości, a ci być może nawet skojarzą nazwisko. Stanie się trochę taką wiślacką maskotką, ale skorzystają na tym obie strony.
Klub, dla którego będzie wizytówką. I on sam, choć mam niemal pewność, że nie robi tego dla kasy. Raczej po to, by czuć, że znów… coś robi. Że wraca na tę zwariowaną, piłkarską karuzelę.

Autor jest dziennikarzem serwisu Weszło.com.