
Reklama.
I nie, nie chodzi tu o zmiany dotyczące obniżenia wieku emerytalnego. Najnowszym pomysłem na emerytury, szlifowanym przez dwa lata, jest projekt dotyczący Pracowniczych Planów Kapitałowych. Zakłada on, że pracujący Polacy mieliby płacić dodatkowe składki na swoje emerytury. Część tych składek dokładaliby także ich pracodawcy. Jak każdy rządowy projekt, także i ten musi przejść przez etap opiniowania przez ministrów. I tu zaczęły się schody.
Najśmielszy w negatywnych ocenach na temat Pracowniczych Planów Kapitałowych jest minister energii Krzysztof Tchórzewski. Szef tego resortu obawia się, że składki mogą okazać się kosztowne dla niektórych pracowników. "Dla osoby zarabiającej w granicach 3000 zł brutto sama składka podstawowa to kwota 60 zł. Dla osoby o takich miesięcznych zarobkach, 60 zł stanowić może pokaźną sumę w jej budżecie" – tłumaczy minister w opinii do projektu. Czyżby polityk "dobrej zmiany" przejął się budżetami domowymi suwerena? Nic z tych rzeczy – zauważa na Twitterze dziennikarz RMF FM Krzysztof Berenda.
– Nie można wykluczyć negatywnego odbioru proponowanego rozwiązania przez szerokie kręgi społeczne. Może to mieć negatywny wpływ na wynik tegorocznych wyborów samorządowych – napisał dalej i rozwiał wątpliwości dotyczące celu krytyki. Nie chodzi bowiem o portfele obywateli, a o sukces wyborczy Prawa i Sprawiedliwości. To, że ustawa miałaby wejść już po wyborach samorządowych (od początku 2019 roku), jest nieistotne. Co ciekawe, krytycznie o pomyśle na dodatkowe pieniądze na emerytury wypowiada się także resort infrastruktury i "Solidarność". Przepisu na podwyższenie emerytur jednak nie przedstawiono.