Trudno uwierzyć, że coś takiego w XXI wieku jest możliwe. A jednak. Z jednego z mieszkań przy ulicy Rechniewskiego na warszawskim Gocławiu śmieci dosłownie wysypują się. Problemy mają zarówno mieszkańcy bloku, jak i spółdzielnia. Co prawda zapowiedziano sprzątanie, ale nie jest to kompleksowe rozwiązanie problemu.
Walka z sąsiadem-zbieraczem trwa już kilkanaście lat. Widocznym objawem problemu jest potężna sterta śmieci, która piętrzy się na balkonie mieszkania na ulicy Rechniewskiego 12. Choć jak mówią sąsiedzi, wewnątrz mieszkania wcale nie jest lepiej. Ci, którzy nie mieszkają w feralnym bloku mogą sobie tylko wyobrazić smród, szczególnie w ciepłe dni. Nie mówiąc o robactwie, gryzoniach i niebezpieczeństwie pożaru.
Liczby zgłoszeń i skarg sąsiadów trudno zliczyć. Jak mówi rzecznik dzielnicy Gocław: – Władze spółdzielni walczą z tym lokatorem od kilkunastu lat, ale dopiero teraz zapadł ostateczny wyrok Sądu Rejonowego Praga-Południe, umożliwiający uporządkowanie lokalu.
Próbowano się porozumieć z właścicielem mieszkania, ale w przypadku uprzątnięcia śmieci zagroził on podpaleniem siebie i mieszkania. Na szczęście, wyrok sądu pozwala spółdzielni na wejście do mieszkania i przeprowadzenie gruntownego sprzątania na koszt właściciela (który ma ponad 100 tysięcy złotych długu z powodu niepłacenia czynszu). Niestety, jak przewidują władze spółdzielni, sprzątanie które już się rozpoczęło, to tylko doraźne działania, które będą skuteczne tylko na chwilę.
– Obawiamy się, że mężczyzna znów zacznie gromadzić odpady. To jest już choroba. Wielokrotnie usuwaliśmy śmieci, które wystawały z balkonu, ale bez zgody sądu nie mogliśmy zrobić nic więcej. W sprawie tego człowieka mamy dwa segregatory. Zwracaliśmy się do różnych instytucji o pomoc - mówi dla portalu tvnwarszawa.pl Krzysztof Sieczyński, wiceprezes spółdzielni Gocław-Lotnisko.
W grę nie wchodzi eksmisja z lokalu, do czego potrzebny jest wyrok sądu, którego nie ma. Jak na razie, sprzątanie będzie polegać na wywiezieniu śmieci, deratyzacji i dezynsekcji.