Wczorajsza "bomba" Platformy Obywatelskiej w postaci ks. Tomasza Jegierskiego ma dosyć bujną fantazję.
Wczorajsza "bomba" Platformy Obywatelskiej w postaci ks. Tomasza Jegierskiego ma dosyć bujną fantazję. Fot. Sławomir Kamiński/Agencja Gazeta

Czwartkowy wieczór w Sejmie był naprawdę gorący. Platforma Obywatelska postanowił odpalić "bombę" i pogłębić sprawę dziwnych transakcji między księdzem Jegierskim, a ojcem premiera Morawieckiego Kornelem. Jednak już pojawiły się kłopoty z jego wiarygodnością. Ksiądz twierdzi, że premier i jego ojciec mu grozili, a gdy jechał samochodem, zaatakował go... dron.

REKLAMA
"Premier Polski i jego ojciec Kornel grozili mi, że mnie zabiją. Po tym jak to zrobili, pojechałem do prokuratury. Wtedy w mój samochód uderzył dron" – wpis o takiej treści zamieścił w środę wieczorem na swoim Twitterze ksiądz Tomasz Jegierski, który objawił się wczoraj jako "tajna broń" Platformy Obywatelskiej, która ma być sposobem na rozchwianie rządu i pozycji Mateusza Morawieckiego w oczach notabli z Prawa i Sprawiedliwości. Nic więcej nie wiadomo, ale delikatnie mówiąc, wydaje się to dosyć dziwne. Podobne sytuacje zdarzają się raczej w filmach, jednak w takie wydarzenia w rzeczywistości trudno uwierzyć. A to nie buduje wiarygodności księdza, który postanowił wraz z największą partią opozycyjną wyjść na polityczną wojnę z rodziną Morawieckich.
Przypomnijmy, przy okazji oskarżenia sekretarza generalnego PO Stanisława Gawłowskiego o korupcję, opozycyjna partia w czwartek przedstawiła ciąg dalszy sprawy, którą w naTemat opisywał Tomasz Ławnicki, a jako pierwszy upublicznił Wojciech Mucha z Gazety Polskiej. Chodzi o niejasne pożyczki na przeprowadzenie kampanii wyborczej Kornela Morawieckiego, w które miały być udzielane przez bank, którym kierował jego syn Mateusz.