Przez Polskę – choć nie z takim hukiem jak inne sprawy – przetoczyła się debata o prywatyzacji spółki Azoty Tarnów. Jeden z najważniejszych zakładów polskiej branży chemicznej miał być sprzedany rosyjskiemu Acronowi. Przejęciu sprzeciwili się politycy, między innymi minister skarbu. To kolejny raz, kiedy bronimy się przed rosyjskimi wpływami w biznesie. I słusznie, bo strach przed rosyjskim kapitałem ma swoje uzasadnienie.
Azoty Tarnów produkują nawozy i w tej branży są jednym z najważniejszych graczy w Europie. Teraz zakład jest na sprzedaż, a o tym kto zostanie szczęśliwym nabywcą zdecydują akcjonariusze. Rosyjski Acron proponował im 45 złotych za akcję – cenę podbił w piątek z 36 złotych. W zamian Acron żądał 66 proc. akcji, czyli stałby się właścicielem spółki.
Minister skarbu Mikołaj Budzanowski próbę kupienia Tarnowa przez Rosjan ocenił negatywnie. – Każdy akcjonariusz, który zaakceptuje propozycję Rosjan, przyczyni się do "wrogiego przejęcia" – komentował sprawę w weekend Budzanowski.
Losy Tarnowa przesądzone
Potencjalne przejęcie Tarnowa przez Rosjan wzbudziło niemałe kontrowersje. Jedni twierdzili, że rząd nie może na to pozwolić, inni – że rosyjska spółka zwiększy zyski. Szalę w sprawie przeważył minister skarbu. W zamian zaproponowano, by Azoty emitowały kolejne akcje, tym samym zwiększyły kapitał i przejęły inny zakład chemiczny
– Puławy. Wczoraj akcjonariusze zgodzili się na podwyższenie kapitału, czym odpędzili widmo "wrogiego przejęcia".
Przy tym, jak wyjaśnia nam poseł Marcin Święcicki z PO – ekonomista i członek sejmowej komisji gospodarki – minister mówiąc o "wrogim przejęciu" miał na myśli kwestie organizacyjne, a nie polityczne. – Takie przejęcie odbyłoby się bowiem bez zgody zarządu. Wówczas nazywa się je "wrogim". Zazwyczaj jednak zarządy nie są w stanie dalej generować zysków i dlatego zmienia się właściciela wbrew im. Zazwyczaj takie "wrogie" przejęcie oznacza uzdrowienie – wyjaśnia poseł.
Rosyjski kapitał - zły kapitał?
Nie da się jednak ukryć, że brak zgody zarządu na przejęcie to jedno, a minister skarbu odrzucający możliwość przejęcia Azotów Tarnów przez Rosjan – to drugie. – Na pewno boimy się rosyjskiego kapitału – przyznaje w rozmowie z nami prof. Witold Orłowski. – Ale takie podejście nie bazuje na uprzedzeniach narodowych, a kalkulacji polityczno-biznesowej. To zawsze ciężkie decyzje. Ale tak jest na całym świecie, nie tylko u nas – podkreśla Orłowski.
Poseł Święcicki dodaje do tego, że "w rosyjskiej doktrynie bezpieczeństwa jest taki zapis, że zasoby surowcowe też wykorzystuje się do polityki". – Można się więc spodziewać po Rosji, że wykorzysta swoje zasoby ekonomiczne do celów politycznych. Czasem to zagrożenie jest większe, a czasem mniejsze – zaznacza parlamentarzysta Platformy. Czy Azoty Tarnów to spółka, której przejęcie w jakikolwiek sposób by nam zagrażało? Według Święcickiego – nie. – To nie jest zakład, którego przejęcie mogłoby nam zagrażać – stwierdza poseł.
Boimy się polityki...
Inni posłowie jednak podchodzą mniej przychylnie do przejęcia Azotów przez Rosjan. – Jestem przeciwny przejmowaniu spółek z sektorów strategicznych przez inne państwa – mówi nam Patryk Jaki z Solidarnej Polski, również członek komisji gospodarki. – Na siłę
polskiej gospodarki składają się również polskie przedsiębiorstwa. Państwa wiedzą, że dziś racją stanu jest posiadanie przez nie dużych przedsiębiorstw. Bo konfrontacji dziś nie prowadzi się militarnie, tylko ekonomicznie.
Skąd ten strach akurat przed rosyjskim kapitałem? – Rosja jest szczególna, bo tam nie ma mechanizmów rynkowych, a polityka ma bezpośredni wpływ na gospodarkę. Rynek tam ma o wiele mniejsze znaczenie, niż polityczne interesy – wyjaśnia Jaki. Jako przykład takiego zachowania podaje rosyjskie embargo.
Brutalna polityka…
Opinię posła Jakiego potwierdza profesor Orłowski. Jak zaznacza, obawy przed rosyjskim kapitałem mogą wynikać dwóch rzeczy. Pierwsza to właśnie wykorzystywanie przez Rosję obecności swojego kapitału w innym kraju jako środka nacisku politycznego.
– Takie ruchy mogą się odbywać na przykład w sektorze energetycznym. Można to było zaobserwować w innych krajach, niekoniecznie w Polsce, ale na Ukrainie czy Białorusi. Tak po prostu jest, to nie nasz wymysł – podkreśla prof. Orłowski. – Pytanie, czy inne sektory też są na to narażone – dodaje ekonomista. Jak zaznacza, akurat w przypadku produkcji nawozów takiego zagrożenia raczej nie ma. Ale Rosjanie próbowali również, jak pisała "Rzeczpospolita", przejmować polskie banki, a to już mogłoby stanowić dla Polski zagrożenie.
… I brutalna konkurencja
Drugi powód, dla którego obawiamy się rosyjskich biznesmenów przejmujących polskie spółki, to po prostu styl, w jakim działają Rosjanie. – Rosyjskie firmy znane są z brutalnej polityki biznesowej – wskazuje prof. Witold Orłowski.
Można to zauważyć na przykład przy zwalczaniu konkurencji. – Na świecie mówi się, że rosyjskie metody ocierają się o biznesowe gangsterstwo. Na przykład kupują spółkę nie po to, by ją rozwijać lub czerpać z niej zyski, ale blokować jej rozwój, a tym samym czynić mniej konkurencyjną wobec innych rosyjskich spółek – wyjaśnia profesor Orłowski. Jak sam podkreśla, brutalność tamtejszego biznesu to po prostu fakt.
Opinia publiczna naciska
To właśnie te dwa czynniki – niechęć do dawania Rosji środków nacisku politycznego i wobec ich ostrego stylu działania w biznesie – są decydujące dla polskich polityków. Ale
biorą oni pod uwagę jeszcze jedną rzecz: opinię publiczną. Przy każdej bowiem okazji, gdy pojawiają się plotki o przejęciach polskich firm przez Rosjan, część mediów oburza się na oddawanie naszych firm w obce ręce. I znajdują w społeczeństwie posłuch.
– Oczywiście, istnieje wpływ mediów i opinii publicznej na decyzje polityków. Choć tu nie ma jasnej odpowiedzi jak duży jest ten wpływ – ocenia prof. Orłowski. – Chciałoby się, by politycy stawiali racjonalne argumenty nad presję opinii publicznej, ale muszą też myśleć o wyborcach.
Nawet jednak gdyby nie brać pod uwagę wyborów, to i tak pewnie politycy woleliby zostawić Azoty Tarnów – i inne duże firmy, jak PKP Cargo czy Lotos, które chcieli przejąć Rosjanie – w naszych rękach. Poseł Święcicki przekonuje, że blokowanie rosyjskich przejęć nie jest i nie musi być zasadą, bo nie zawsze jest to groźne. – Ale każdy przypadek trzeba rozpatrywać oddzielnie i patrzeć, czy taki ruch nam zaszkodzi, czy nie – twierdzi poseł PO. – Bo to, że Rosjanie wykorzystują ekonomię do prowadzenia polityki, jest oczywiste.
Jakim cudem Polska pozostaje „zieloną wyspą” Europy? Bo pozostaje, chociaż określenie to wzbudza dzisiaj u ludzi częściej kpiny niż poczucie sukcesu. Nie wzrosło u nas silnie bezrobocie, nie załamał się złoty, żadnemu bankowi nie zagroziło bankructwo, żaden nie zwrócił się do rządu o wsparcie finansowe. Co robić, aby się to nie skończyło? CZYTAJ WIĘCEJ
Budujmy fabryki. Nie pozwólmy bankowi kierowanemu przez Bieleckiego wykończyć Malmy. Takie właśnie spekulacyjne systemy bankowe są przyczyną światowego kryzysu. CZYTAJ WIĘCEJ
Marcin Święcicki
Poseł PO
Każdy przypadek przejęcia trzeba rozpatrywać oddzielnie i patrzeć, czy taki ruch nam zaszkodzi, czy nie. Bo to, że Rosjanie wykorzystują ekonomię do prowadzenia polityki, jest oczywiste.