Jak uratować spółki budowlane, które zbankrutowały przy okazji budowy autostrad? Według rządu – należałoby je znacjonalizować. W tym PBG, jedną z największych takich
firm w Polsce. Takie rozwiązanie zaproponował wicepremier Waldemar Pawlak. Ekonomiści takim pomysłom się sprzeciwiają.
Wyrażenie "państwowe" spółki dla wielu brzmi jak "komunizm". Mimo to, Waldemar Pawlak zaproponował, by państwo znacjonalizowało te firmy z sektora budowlanego, które zbankrutowały. Pomysł popiera szef SLD Leszek Miller. Niestety, na nim lista zwolenników tego rozwiązania się kończy.
Powrót do komuny?
– Nacjonalizacja nie jest tu dobrym rozwiązaniem. W niektórych z tych firm magicznie znikały pieniądze, przypominało to klasyczną piramidę finansową – przypomina poseł PiS, wiceprzewodniczący sejmowej komisji gospodarki Maks Kraczkowski. – Nacjonalizacja byłaby tu tylko nakrywaniem rumieńca wstydu na twarzy premiera. To
bardziej projekt polityczny, niż biznesowy.
Podobnie o nacjonalizacji PBG i innych spółek budowlanych wyraża się Ireneusz Jabłoński, ekspert z Centrum im. Adama Smitha. – Posługiwanie się nacjonalizacją to ostateczność, z którą teraz nie mamy do czynienia – ocenia Jabłoński. "Ostateczność", w przypadku nacjonalizacji, oznacza głęboki kryzys gospodarczy, klęskę żywiołową czy wojnę, ale na pewno nie zwykłe bankructwo. – Nie ma uzasadnienia dla takiego ruchu. Rząd gasi pożar z delikatnością słonia w składzie porcelany.
Problem kontrahentów…
Zdaniem naszych rozmówców, nacjonalizacja ani trochę nie przyczyni się do rozwiązania problemów, z którymi borykał się rząd przy okazji budowy autostrad. Według posła Kraczkowskiego, głównym problemem było złe dobieranie współpracowników. Do tej pory rząd stawiał na kryterium najniższej ceny, co nie mogło gwarantować nawet dokończenia budowy, o jej wysokiej jakości nie wspominając. – Lepiej będzie, jeśli zostanie wprowadzony czytelny sposób wybierania wykonawców. Takich, których dają rękojmię dobrego wykonania pracy, a nie tylko niską cenę – podkreśla poseł PiS.
Kraczkowski przypomina, że dzisiaj już forma własności spółek nie ma aż takiego znaczenia. – Dziś i tak trudno określić kto jest właścicielem, przez giełdę, udziały jest to rozdrobnione. Potrzebny jest właściwy nadzór nad wyborem kontrahenta i nad podpisywanym przez niego kontraktem – wskazuje parlamentarzysta Prawa i Sprawiedliwości.
… I problem rozliczeń
Drugą sprawą, na którą wskazuje z kolei Ireneusz Jabłoński, jest system rozliczeń między zamawiającym, generalnym wykonawcą i podwykonawcą. –Ten system jest wadliwy i to on wymaga zmiany – ocenia ekspert z Centrum im. Adama Smitha. – Poza
tym, prawo cywilne daje możliwość przejęcia długu i taką operację można by przeprowadzić.
Dodatkowo, na co wskazuje w rozmowie z nami prof. Jan Winiecki, ekonomista i członek Rady Polityki Pieniężnej, wykonawcy nie uwzględnili w swoich planach podwyżek cen. A przy tak dynamicznym i szerokim planie rozbudowy infrastruktury ceny materiałów i usług nie mogły nie pójść w górę. Brak takiej zdolności przewidywania świadczy, zdaniem prof. Winieckiego, o niekompetencji spółek biorących udział w inwestycji (patrz ramka). Tym bardziej więc państwo nie ma powodów, by je wykupić.
Nacjonalizacja ogólna
Warto przy tym zaznaczyć, że nacjonalizacja ogólnie nie spotyka się z tak ostrą krytyką. Niektórzy, co prawda, określają to jako niemalże komunistyczne metody, ale nawet ekonomiści widzą potrzebę posiadania przez państwo niektórych spółek.
– Utrzymywanie kontroli nad spółkami z sektorów strategicznych ma sens, chociaż tylko z politycznego, a nie ekonomicznego punktu widzenia. Tak robią nasi sąsiedzi, zarówno ze wschodu jak i zachodu – wskazuje Ireneusz Jabłoński. – Spółki ze strategicznych sektorów wykorzystują do rozgrywek politycznych i my też powinniśmy zachować się podobnie, chociażby w sektorze energetycznym – podkreśla ekspert z Centrum im. Adama Smitha.
Takie zmiany postuluje Prawo i Sprawiedliwość: by część spółek pozostawała lub wróciła do rąk państwa, szczególnie te z sektora energetycznego. Przy czym z podejściem takim nie zgadza się prof. Jan Winiecki.
Póki co więc, jak widać, nacjonalizacja spółek budowlanych nie spotyka się ze zrozumieniem i akceptacją.
Co gorsze – chwilowo rząd nie ma żadnych innych pomysłów na rozwiązanie sytuacji z PBG i innymi budowlanymi bankrutami, choć problem znany jest od co najmniej miesiąca. Donald Tusk zapowiedział za to restrukturyzację rządu na październik. Czyżby ktoś miał zapłacić głową za budowlane długi?
Władze publiczne w Polsce rozpoczęły bardzo szeroko zakrojony program rozbudowy infrastruktury. Powinno być dla konkurujących firm sprawą oczywistą, że przy ogromnym wzroście popytu na materiały i usługi budowlane ceny muszą pójść w górę. Składanie ofert przy założeniu, że ceny pozostaną na ówczesnym niskim poziomie świadczy o niekompetencji zarządów tych firm. Rozwiązaniem problemu niekompetencji na pewno nie jest nacjonalizacja. Wiemy zarówno z doświadczeń historycznych, jak i z teorii ekonomii, że firmy państwowe są mniej efektywne. Nie ma więc sensu, by te firmy nacjonalizować. Mieliśmy już doświadczenia np. z ratowaniem stoczni przez 10 lat i powinniśmy pamiętać, jak to się skończyło.
Chodzą słuchy, że pomoc rządu dla firm, które upadły na skutek kontraktów autostradowych miałaby polegać na przejęciu ich, czyli – używając języka z pewnego lipcowego manifestu – na ich nacjonalizacji. CZYTAJ WIĘCEJ
Prof. Jan Winiecki
Ekonomista, członek Rady Polityki Pieniężnej
Nie istnieje nic takiego, jak sektor strategiczny. Nawet produkcja dla wojska nie jest strategiczna, mimo iż niektórzy twierdzili, że jeśli zbankrutuje producent pasków do spodni, to wojsko będzie operować nieefektywnie, bo żołnierz, któremu opadają spodnie jest mniej sprawny. W Ameryce nawet rakiety balistyczne produkują firmy prywatne i też jest w porządku. Nawet jeśli niektóre kraje wykorzystują swoje firmy dla realizacji celów politycznych (np. Rosja), to nie jest powód, byśmy utrzymywali państwowe spółki np. w energetyce. Powinniśmy natomiast uważnie przyglądać się działaniom spółek z tych państw, w których używa się firm prywatnych w innych celach niż cele biznesowe samych firm. Natomiast sami nie powinniśmy robić takich kosztownych ruchów. Firmy państwowe są zawsze kosztowniejsze dla społeczeństwa, gdyż nie koncentrują się na maksymalizacji zysków tylko na zaspokajaniu zachcianek polityków. Najlepszym przykładem są obecnie firmy energetyczne, które zamiast modernizować produkcję energii elektrycznej, czyli robić to, co do nich należy, zajmują się tym, na czym się nie znają, czyli poszukiwaniem gazu z łupków.