Damian Janikowski wygrywa kolejne walki. W nieprawdopodobnym stylu! Wiele wskazuje na to, że zdobędzie dla nas medal w zapasach. Pierwszy od 16 lat. To byłoby piękne. Z Damianem Janikowskim spotkaliśmy się w Zakopanem, kilka tygodni temu, zaraz po treningu kadry. Udało się kwadrans porozmawiać. Oto co nam powiedział.
Kuba Radomski: Polscy piłkarze przegrali w fatalnym stylu Euro 2012, a na Placu Defilad przywitano ich jak bohaterów. Pamiętasz?
Damian Janikowski, zapaśnik: Tak. A czemu od tego zaczynasz?
Bo jesteś wicemistrzem świata i Europy, tymczasem mało kto dowiadywał się z mediów o twoich sukcesach. To musi być trochę przykre.
Piłka nożna jest u nas sportem narodowym. Tymczasem zobacz, co ona w Polsce sobą reprezentuje. Nic, kompletnie nic. Lipa. Zapasy są niedoceniane, szkoda, że nie pokazuje się ludzi, którzy w nich coś osiągnęli. Takich jak chociażby ja. Cóż, może w przyszłości coś się tu zmieni. Może ta polska piłka nożna pójdzie bardziej na dno.
Może i poszła, ale tu nie chodzi o to. Piłka nożna jest bardzo słaba, a ci goście zarabiają miliony. Ja trenuję zapasy od 12-13 lat i w ciągu roku nie zarobię pieniędzy, które przeciętny kopacz dostaje za miesiąc gry.
Z zapasów mogą się utrzymać tylko najlepsi?
Jak jesteś na podium na świecie i kontynencie, jakieś pieniądze dostajesz. Ja na szczęście mam teraz dofinansowanie i nie muszę się martwić o to, co do lodówki włożyć. Ale zapasy generalnie podupadają. Nie ma pieniędzy na nic. Na szkolenie, na stypendia. Biedne są kluby, nie pomagają też miasta. Mój Wrocław akurat mnie wspiera, dostaję stypendium z Urzędu Marszałkowskiego, ale najczęściej to jest tak, że masz gościa, który ma 18 lat i staje przed wyborem. Albo kontynuowanie kariery albo postawienie na szkołę czy pracę. Dziś coraz więcej ludzi wybiera to drugie. Idą do pracy, bo mają zobowiązania, dziewczynę i muszą to swoje życie jakoś poukładać. Zapasy żadnej gwarancji nie dają.
Dużo znasz osób, które mogły wiele osiągnąć, a poszły inną drogą?
Odpowiem ci tak: gdy zaczynałem, była nas czterdziestka. Teraz ciągle w zapasach są może trzy, maksymalnie cztery osoby z tej grupy. Niestety, to taki sport, gdzie teraz zarabia tylko najlepszy, ten pierwszy. Drugi i trzeci mają olbrzymie problemy.
Podobno na jednej z ważnych imprez oszukał cię sędzia. W zapasach tak dużo zależy od arbitrów?
To było na mistrzostwach świata w Moskwie, kiedy walczyłem z Bułgarem. To był półfinał, on wcześniej pokonał Rosjanina i sędziowie po prostu chcieli, by był też lepszy ode mnie. Powinien zostać ukarany, ale nie został. Ale nie generalizujmy. Sędziowie są różni. Jedni nie patrzą na to, kto skąd pochodzi. Inni mają swoich faworytów i starają się doprowadzić do ich wygranej. Ale takie układziki są chyba też w innych dyscyplinach. Poza tym my – zawodnicy – nie mamy na to większego wpływu.
W jednym z wywiadów powiedziałeś, że przepisy w zapasach są zbyt skomplikowane.
Zgadza się.
I że na ich podstawie zwyciężyć może zawodnik słabszy.
To nie do końca tak. Ostatnio przepisy zmieniane są co chwilę. Chcą, żeby ten nasz sport był bardziej widowiskowy, ale nie do końca tak jest. Może nie będę zagłębiał się w szczegóły punktowania, ale w tej chwili jest tak, że w wyniku losowania, przy wyniku 0:0, walkę może wygrać zawodnik, który przez cały czas był pasywny i po prostu umiejętnie bronił się w parterze. A to nie jest do końca sprawiedliwe.
To prawda, że od wyniku na igrzyskach uzależniasz swoją przyszłość? Że albo zostaniesz w zapasach albo przeniesiesz się do MMA?
MMA to fajny sport, który regularnie też sobie trenuję. Ale nie sądzę, żebym po Londynie mógł rzucić zapasy. Jestem przecież wciąż młodym zawodnikiem i dużo jeszcze przede mną. Choć, wiesz co, ja żyję z dnia na dzień, taką mam mentalność. Więc nie mogę całkowicie wykluczyć, że coś mi się tam nagle odwidzi. Po Londynie pewnie wystartuję w jakichś amatorskich walkach, ale raczej nic więcej.
Tam są większe pieniądze?
To zależy od organizacji i promotora. W MMA generalnie trzeba się dogadywać. Jeden nie zarabia nic, drugi dostaje naprawdę godne pieniądze. Choć na pewno łatwiej jest jak masz już jakiś wynik, pewną markę, wtedy możesz też wyjechać za granicę.
Oglądałem wasz dzisiejszy trening. Wydaje mi się, że zapasy to sport, wymagający połączenia siły fizycznej ze zwinnością, musisz być napakowany jak Boenisch i gibki jak Iniesta. Jakie inne sporty uprawiasz, przygotowując się do zawodów?
To jest różnorozwojowy sport. My tak naprawdę musimy robić wszystko. Trenujemy gimnastykę, biegamy, rozciągamy się, robimy sprinty. Dużo lekkoatletyki, do tego siłownia. Zapaśnik musi potrafić wszystko. Dobrze biegać, ruszać się, przewracać się odpowiednio, skakać salta, dobrze grać w piłkę nożną, w kosza. Tutaj masz wszystko: są rzuty wysokie, kontry. A przez całą walkę musisz dużo myśleć i mieć sprawny umysł.
Teraz w Zakopanem masz w sztabie dwóch ludzi, którzy wiedzą jak smakuje olimpijskie złoto. Ryszard Wolny jest trenerem kadry, a razem z wami trenuje Włodzimierz Zawadzki. Ty na igrzyskach zadebiutujesz. Pytasz ich czasem o radę? Albo o to jak to wspominają?
Ja nie pytam. Oni mi czasem opowiadają. Mówią o tych zwycięskich walkach, o całej organizacji igrzysk. Ja wychodzę z założenia, że sam to wszystko zobaczę na własne oczy.
Oni swoje sukcesy odnosili w latach 90. Od tego czasu w polskich zapasach mamy posuchę. Czemu?
Po prostu nie ma pieniędzy. Kluby podupadają, nie mają zawodników, bo ci się wykruszają. Wolą iść do pracy, zarobić coś niż jechać za darmo na zgrupowaniu. Tam by nie mogli skupić się na treningu bo cały czas zastanawialiby się, co będą mieli w domu do jedzenia.