W trwającej od dłuższego czasu debacie na temat in vitro silnym argumentem jest stanowisko Kościoła odnośnie życia poczętego i prokreacji. Często zapomina się jednak o tym, że ta instytucja bynajmniej nie jest nieomylna. O tym, jak Kościół katolicki zmieniał na przestrzeni wieku swoje poglądy, rozmawiamy z Ryszardem Brożyniakiem, historykiem Kościoła z Uniwersytetu Warszawskiego.
Wiceprzewodniczący klubu parlamentarnego PO Tomasz Lenz w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" powiedział w kontekście rozmowy o in vitro, że episkopat i biskupi nie są nieomylni.
Wygląda na to, że poseł się pomylił, bo oczywiście Kościół ma na swoim koncie mnóstwo wolt, ale w kwestii aborcji od wieków jest nieprzejednany.
Kościół do XIX wieku dopuszczał aborcje?
Ryszard Brożyniak: To nieprawda. Człowiek jest swego rodzaju własnością Boga, nie wolno mu zabierać życia. To stanowisko Kościół utrzymuje od wielu lat. Kiedyś uważano, że osoby zezwalające na aborcję idą "drogą śmierci". Jest szereg pism, które to poświadczają. Św. Augustyn, który taki do końca święty nie był, bo porzucił swoją żonę i dziecko w północnej Afryce, a sam wyjechał do Rzymu, pisał, że aborcje "są wykluczone całkowicie". Następni hierarchowie rozszerzali ten zakaz, na osoby, które tego dokonują. Z biegiem lat nawet ci, którzy doradzają takie rozwiązanie, obejmowani byli ekskomuniką.
Poseł mówił, że zdaniem Kościoła zarodek nie ma duszy.
RB: Być może chodziło mu o pogląd, który do tej pory pokutuje wśród niektórych duchownych. Mianowicie przekonanie, że dzieci poczęte metodą in vitro nie mają duszy, a nawet mogą być "diabłami".
RB: Oczywiście. Weźmy dla przykładu celibat. Mało było przesłanek o tym, by był on wymogiem. Dopiero w VIII wieku stał się obowiązkiem. Wcześniej duchowni mieli kochanki czy żony. Wszyscy wiedzieli, że księża odwiedzali np. zakonnice. Potem w takim klasztorze znajdowano w piwnicach liczne szczątki dzieci. Nawet papieże mieli swoje kochanki. Później Kościół zweryfikował poglądy. Niby się to skończyło, lecz czasem słychać o podobnych "występkach" księży.
A nepotyzm?
RB: To zjawisko rozpowszechnione swego czasu na szeroką skalę. Formalnie było zabronione, ale praktykowane wszędzie na potęgę. Obsadzanie stanowisk kościelnych nie osobami kompetentnymi, lecz członkami rodziny lub bliskimi znajomymi, bo tym jest właśnie nepotyzm, ma długą historię. Rekordzistą był papież Kalikst III (Katalończyk z pochodzenia), który obsadził najważniejsze urzędy swoimi krewnymi i pobratymcami. W tym osławionym Rodrigo de Borgią, późniejszym papieżem.
Nikomu to nie przeszkadzało?
RB: Nie. Było nawet stanowisko kościelne "kardynał nepot", był on najbliższym współpracownikiem papieża. Często to oni sprawowali faktyczną władzę. Ale oficjalnie Kościołowi udało się zwalczyć to zjawisko.
W czym jeszcze Kościół był niekonsekwentny?
Choćby w sprawie zakrojonej na szeroką skalę walka z herezją. Z jednej strony Kościół bronił życia, z drugiej np. grekokatoliccy duchowni nosili broń. Kościół mocno wpływał na edukację, lecz nie dopuszczał poglądów, które uznał za heretyckie. Przykładem może być Kopernik. Jego dzieło "O obrotach sfer niebieskich" zostało wprowadzone do indeksu ksiąg zakazanych. Podobnie było z Galileuszem. Kościół tępił stanowczo naukowe rewelacje. W końcu się zreflektował i je zaakceptował. O ironio Kopernik w dużej mierze osiągnął to co osiągnął dzięki nepotyzmowi.
W jaki sposób?
RB: Jego wuj, biskup warmiński Łukasz Watzenrode opiekował się jego karierą. Faworyzował go, pomagał mu z "korupcyjnych" pieniędzy.
Poglądy na czarownice też uległy zmianie?
RB: Inkwizycja się nie patyczkowała z domniemanymi heretykami, to fakt. Teraz nikt by nawet nie pomyślał, by Kościół stosował takie metody, lecz kiedyś było to na porządku dziennym. Bardzo tępiono ich we Francji. Zachował się przekaz mówiący o tym, że duchowni zgromadzeni wokół stosów twierdzili, że krzyki palonych osób są "miłe Panu".
Posuwali się dalej?
RB: Tak. Wystarczy przypomnieć choćby "Młot na czarownice", swoisty podręcznik łowców czarownic. Dzieło opisywało magię, jej wpływ na ludzkość, oraz jak z nią walczyć. Dzieło Kopernika było palone, a "Młot na czarownice" oficjalnie przyjętym traktatem. Gdy czasy się zmieniły, Kościół musiał się dostosować. Ale ludzie pamiętają, do czego byli zdolni przed laty.
Przypomnę, że Kościół dopiero w XIX wieku potępił przerywanie ciąż, wcześniej uważając, że płód w początkowej fazie nie posiada duszy. Wtedy Kościół się mylił.
CZYTAJ WIĘCEJ