
Członkowie SLD podkreślają, że przed wyborami samorządowymi mają solidną podstawę do startu dzięki struktur regionalnym. Pomimo nieobecności w parlamencie Sojusz bije ostatnio rekordy popularności w sondażach, które są zbliżone do wyników wyborów samorządowych z 2014 roku. Czy w 2018 roku partii uda się to powtórzyć?
Rzeczywiście, przyglądając się statystykom SLD w regionie, to rezultat partii wygląda całkiem nieźle: 2000 radnych na różnych szczeblach, kilku prezydentów, trzech wiceprezydentów. To sprawia, że, przynajmniej na papierze, lewica ma już pewien grunt w nadchodzących wyborach samorządowych.
Mamy naszych lewicowych prezydentów, osoby, które są utożsamiane z lewicą, z SLD, albo są wręcz członkami Sojuszu, mówię tu o Tadeuszu Ferencu w Rzeszowie, Krzysztofie Matyjaszczyku w Częstochowie, w Świdnicy o Beacie Moskal-Słaniewskiej, czy sympatyzującym z lewicą prezydencie Krakowa Jacku Majchrowskim. Ta grupa ludzi jest bardzo duża.
Według wiceprezydenta Treli trzeba też brać pod uwagę sytuację, że Sojusz Lewicy Demokratycznej będzie popierał innego kandydata. – Nie ukrywam, że my nad taką koncepcją pracujemy w Łodzi, żeby był wspólny kandydat, a czy to się uda, tego jeszcze nie wiem. Ale jestem zdania, że tam, gdzie dobrze to funkcjonuje, jest to dobrze oceniane i sprawdzone, trzeba to po prostu kontynuować i myślę, że w paru innych miastach też tak pewnie będzie – dodaje Tomasz Trela.
Profesor Chwedoruk uważa, że SLD może być "czarnym koniem”, ale w wyborach do Parlamentu Europejskiego czy w wyborach sejmowych. Dlaczego?
– Wybory samorządowe rozmywają trochę tożsamości partyjne, szczególnie przy mniejszych partiach. I to jest pierwsza przeszkoda. Druga przeszkoda związana jest z asymetrią poparcia w skali kraju. W zasadzie poza Kukizem wszystkie inne partie mają asymetryczne poparcie w różnych częściach kraju, co oznacza, że w przypadku takiej właśnie średniej partii, do iluś sejmików wojewódzkich w ogóle nie wejdzie – twierdzi nasz rozmówca.
Całą sztuką partii Czarzastego będzie teraz podtrzymanie tego obecnego trendu przez wybory samorządowe, mimo wyników w tychże wyborach, który nawet jak będzie dobry, to nie będzie w wielu wypadkach widoczny w rezultatach. Na niższych szczeblach niż sejmiki, SLD będzie startowało do wyborów z PO lub z lokalnymi komitetami, albo pod inną nazwą. A w sejmikach nawet dobre wyniki nie przełożą się, poza trzema czy czterema województwami, na miejsca.