Na przełomie tysiącleci byliśmy już przecież formacją, która zjednała sobie sympatię ponad 40 proc. Polaków. Udało się to osiągnąć bez żadnego kuglarstwa. Sięgaliśmy wtedy po zwycięstwa dzięki mądrym propozycjom i stronieniu od awantur. A sądzę, że właśnie awanturnictwo to największa wada obecnej opozycji – mówi #TYLKONATEMAT wiceprzewodniczący SLD Jerzy Wenderlich. I zdradza, jak w Sojuszu reagują na wzrastające poparcie Polaków.
Zanotowaliście grubo ponad 9 proc. w najnowszym sondażu IBRiS. Wierzycie w SLD tak dobrym dla was sondażom?
Ależ oczywiście. Nasza konsekwentna praca musi przynosić wyniki i pozwalać na odbudowywanie zaufania. Wie pan, dzisiejszy Sejm z prawdziwym Sejmem nie wiele ma wspólnego, bo nie jest w stanie wypełniać swoich funkcji. Konia z rzędem temu, kto zapytany o ważne akty prawne, których wprowadzenie nie wywołało awantur, takowe wymieni.
W Sejmie zajmują się dziś tańcem z szablami i bieganiem z maczugą, a to zbyt mało, jak na poważne ciało ustawodawcze. SLD w tym nie uczestniczy i jawi się jako formacja, która ma dobre pomysły, ciekawych ludzi i nie zajmuje się tylko szukaniem zwady. Jak wiadomo, dla Polaków to ważne atuty.
Otwarcie przyznaje więc pan, że waszą siłą jest fakt, iż w tej kadencji znaleźliście się poza parlamentem?
Gdybyśmy byli w parlamencie, też staralibyśmy się utrzymywać pewne standardy. SLD na pewno nie uwikłałoby się w tę zadziwiającą sytuację, że dzień bez awantur, kłótni i ścierania się konkurencyjnych obozów jest dniem w Sejmie straconym. Jeśli takie standardy prezentują obecne formacje parlamentarne, to chyba nikogo nie powinno dziwić, że ludzie powoli stawiają na opozycję pozaparlamentarną z SLD.
Jest pan pewien, że gdybyście byli dziś w Sejmie, to nie musielibyście grać w "opozycję totalną" na tych samych zasadach co reszta?
To pojęcie "totalna opozycja" już samo w sobie jest pojęciem awanturniczym. A SLD awantur w Polsce nie chce. Mogę więc zapewnić, że tam, gdzie widzielibyśmy dobre projekty, współpracowalibyśmy z innymi partiami. A stanowczo przeciwni bylibyśmy tylko temu, co uważalibyśmy za niewarte funta kłaków. Gwarantuję, że SLD nie wpadłoby do tej wyciskarki politycznego soku, którą stworzyli politycy PiS i PO.
Partią jakiego elektoratu chce być dzisiejsze SLD? Bo zdaje się, że na razie odzyskujecie formę głównie dzięki starszym Polakom, którzy mają do was pewien sentyment.
Nie znoszę tego, gdy mówi się, że partia powinna być dla pewniej grupy Polaków, a dla innych to już nie. W SLD wiemy, że trzeba być po prostu partią atrakcyjną dla całej Polski. Co oznacza przede wszystkim to, że wszystkim grupom społecznym trzeba mówić prawdę. Trzeba tłumaczyć, co da się zrobić od zaraz, a co nie jest w krótkim czasie możliwe. Wierzę, że właśnie takich ludzi, jak my szukają dziś Polacy. Bo przecież nie potrzebują kolejnej partii, która będzie im obiecywała, na przykład jakieś kolejne 712+.
Czyli o jakich wyborców teraz walczycie? Chcecie podkupić bardziej tych z PO, PiS-owców, czy może elektorat "trudno powiedzieć"?
My po prostu chcemy odzyskiwać zaufanie, wszystkich Polaków. Nie jesteśmy jakimiś kupczykami, którzy chytrymi sztuczkami chcą trochę uszczknąć konkurencji. Na przełomie tysiącleci byliśmy już przecież formacją, która zjednała sobie sympatię ponad 40 proc. Polaków. Udało się to osiągnąć bez żadnego kuglarstwa. Sięgaliśmy wtedy po zwycięstwa dzięki mądrym propozycjom i stronieniu od awantur. A sądzę, że właśnie awanturnictwo to największa wada obecnej opozycji...
Nie chciałbym już dzisiaj zajmować się historią. Nie koncentrujemy się w SLD na tym, o co ktoś, kiedyś miał do kogoś pretensje. Bo wiemy, że powinniśmy zajmować się głównie tym, jak nadawać Polsce szybsze tempo rozwoju gospodarczego i jak odbudowywać nadwyrężone standardy demokratyczne.
Problem w tym, że większości Polaków SLD nadal kojarzy się głównie z Leszkiem Millerem. Na ile dzisiejsze SLD to nadal Sojusz Millera?
Polityka to nie gra w skojarzenia, a twarde stąpanie po ziemi. Trzeba zajmować się więc tym, na co czekają ludzie. Polityka to też nie gra towarzyska...
SLD wzmacnia się i gwarantuję, że będzie się wzmacniał dalej. Jeśli jednak będziemy wikłać się w jakieś personalne pretensje – a to powinno być już rozliczoną historią – ten przyrost sympatii i zaufania do Sojuszu z pewnością wyhamuje. A ja wolałby wiedzieć, jak nasze poparcie wzrasta tylko żwawiej.
Co z udziałem SLD w tzw. zjednoczonej opozycji? Jesteście nią jeszcze zainteresowani? Czy to się wam w ogóle opłaca?
Kalkulowanie i poszukiwanie chwilowych rozwiązań to gra, która nas nie interesuje. W SLD myślimy głównie o tym, że w polityce liczą się sprawdzone nazwiska. Polacy lubią znać kandydatów. Lubią wiedzieć, czego ludzie ubiegający się o władzę już wcześniej dokonali i co sobą w życiu prezentowali. A my w SLD na brak mocnych nazwisk akurat nie narzekamy. Mamy mnóstwo osób poważnych, kompetentnych i dobrze znanych w swoich środowiskach.
Na jakim poziomie stawiacie więc sobie poprzeczkę na wybory samorządowe?
Jeśli chodzi o wpływy w samorządach, rozumiane jako liczbę burmistrzów i prezydentów miast, to SLD jest obecnie drugą siłą. Skoro więc następuje wyraźny powrót sympatii do Sojuszu, jestem pewien, że w wyborach samorządowych odegramy rolę jednej z głównych sił.