W miarę stabilne poparcie w sondażach pokazuje, że SLD nie zamierza zejść ze sceny politycznej, a wręcz przeciwnie zapowiada się raczej come back tej partii do Sejmu. Prawdziwym testem będą oczywiście wybory samorządowe, a szczególnie głosowanie do sejmików wojewódzkich i strategiczna decyzja w jakiej formule partia pójdzie do tych wyborów. Ale już dziś widać, że pogłoski o śmierci Sojuszu, nie tylko z przyczyn naturalnych, były przesadzone. Zresztą wraca klimat dla lewicy w ogóle, bo scena polityczna zaczęła się przesuwać w tę stronę.
Scena polityczna się zmienia
Z drugiej strony przyparcie do ściany środowisk narodowych, które - jak przewidywali niektórzy eksperci - miały kanalizować gniew społeczny, a nawet zastąpić w przyszłości lewicę - oraz przesunięcie ciężaru w rządzie PiS z kwestii socjalnych na "modernizacyjne" także stwarza szanse dla lewicy.
Być może scenę polityczną po stronie opozycyjnej czeka radykalne przemeblowanie (choć zapewne dopiero po wyborach samorządowych), a zamiast podziału na Polskę liberalną i solidarną, gorętszym podziałem stanie się ten dotyczący stosunku do kwestii światopoglądowych (szczególnie jeżeli PiS zdecyduje się na zaostrzenie prawa aborcyjnego)
Dlaczego tak się dzieje? Jak się wydaje, SLD wrócił do... korzeni. Mobilizuje swój najwierniejszy, postpeerelowski i mundurowy elektorat, na który rządy PiS działają jak płachta na byka. Chodzi przede wszystkim o ustawę dezubekizacyjną, ale nie tylko.
– Nie zajmujemy tylko tą sprawą. Ale rzeczywiście Sojusz wykonał pewną pracę jeżeli chodzi o elektorat związany z PRL-em i to chyba dobrze, bo ten elektorat był osamotniony. Myślę tutaj o ludziach, którzy po prostu szanują ten okres historii Polski. Nie dostrzegają w nim wyłącznie ciemnych barw, widzą szarości, ale także momenty jasne – mówi w rozmowie z naTemat polityk Sojuszu Andrzej Rozenek, pełnomocnik obywatelskiego komitetu inicjatywy ustawodawczej zmierzającej do cofnięcia tzw. ustawy dezubekizacyjnej z 16 grudnia 2016 roku.
– Sale były pełne. Próbowałem to policzyć. I ja osobiście wziąłem udział w 49 spotkaniach, na których było grubo ponad 7 tys ludzi. Warto podkreślić, że w wyniku tej haniebnej ustawy PiS śmierć poniosło już 31 osób – mówi Rozenek. Dodaje, że komitetowi udało się zebrać ponad 250 tysięcy podpisów za cofnięciem ustawy. – Pracownicy Sejmu już je zweryfikowali i teraz czekamy na decyzję kiedy projekt będzie procedowany – zaznacza.
Według Rozenka, wpływ na lepszą kondycję SLD ma jednak przede wszystkim to, że partia wróciła do polityki historycznej, którą kiedyś odpuściła .– Walczymy też z tzw. dekomunizacją przestrzeni publicznej. Walczymy nie tylko o emerytury byłych pracowników służb mundurowych, ale także o prawdę historyczną. Mówimy również o tej dalszej historii, bo przecież to SLD zainicjował powstanie pomnika Ignacego Daszyńskiego w Warszawie. Mamy też program, dla osób starszych, dla emerytów i rencistów, nie tylko mundurowych, który nazywamy "rewolucja srebrna”, od koloru włosów – wylicza Rozenek.
– Poza tym stawiamy oczywiście na uniwersalna postulaty lewicowe. Uczestniczyliśmy w zbiórce podpisów pod projektem "Ratujmy Kobiety”. Z tego co pamiętam, jako Sojusz, dołożyliśmy tam 40 tys. podpisów, które zebraliśmy sami. Uczestniczymy też we wszystkich protestach dotyczących łamania demokracji przez PiS, w obronie sądów itd. Nasz program dotyka wszystkich ważnych spraw, zarówno tych bieżących, jak i tych które wynikają z naszej historii i to musi przynieść efekt – prognozuje.
Po raz pierwszy od ostatnich wyborów parlamentarnych nie tylko SLD, ale lewica w ogóle ma wręcz wymarzoną sytuację by zacząć się znowu liczyć i wrócić do walki o parlament. Część wyborców zauważyła, że problemy opozycji parlamentarnej, czyli PO i Nowoczesnej, ale także ratującego swój klub PSL mogą mieć charakter strukturalny i że partie te nie potrafią póki co zbudować realnej alternatywy dla coraz silniejszego PiS.
Na dodatek ostatnie głośne głosowania w sprawie projektu "Ratujmy Kobiety” i koniunkturalne zachowanie niektórych parlamentarzystów PO i Nowoczesnej rozwścieczyły nie tylko feministki i wyborców lewicy, ale także wielkomiejski, liberalny elektorat, który wiązał z nimi nadzieję.
Z kolei pęknięcia do jakich doszło w tych partiach w kwestiach światopoglądowych unaoczniły, że lewica w Sejmie jest potrzebna, choćby dla demokratycznej higieny.
Także nerwowa reakcja zaplecza tych partii w medialnym mainstreamie paradoksalnie mobilizuje zwolenników zmian w opozycji, czyli wszelkiej maści odsądzanych od czci i wiary symetrystów. Doszło wręcz do protestów przeciwko opozycji parlamentarnej. A prawicowi publicyści z radością prognozują madziaryzację polskiej opozycji, czyli jej marginalizację na wzór węgierski.
Spotkanie u Nowackiej
Krajobraz na lewicy jest dzisiaj jednak mocno zróżnicowany i niewiele wskazuje na to by miało się to zmienić, ale właściwie czy powinno się coś zmieniać (w końcu SLD i Razem adresują swoje programy do różnych grup elektoratów)?
Dariusz Joński z Inicjatywy Polskiej przekonuje, że nie chodzi o budowę kolejnej partii, a o tworzenie środowiska, które będzie "inicjować debatę na temat wartości i które te wartości będzie łączyć". – Jeśli się o nich zapomina, to efekty są takie, jak w przypadku obecnej sejmowej opozycji, której członkowie albo cynicznie wybrali polityczny zysk, albo w ogóle zapomnieli, po co są w Sejmie – tłumaczył Joński.
Na dzisiaj z dużym prawdopodobieństwem można przyjąć, że lewica pójdzie do najbliższych wyborów w dwóch blokach. Pierwszy będzie się nazywał SLD Lewica Razem i w jego skład wejdą m.in z Unii Pracy, PPS, OPZZ i inne mniejsze byty - choć w Sojuszu nie brakuje zwolenników zblokowania się z liberałami z PO i Nowoczesnej (PSL już zapowiedziało że idzie do wyborów samodzielnie).
Taki blok (choć to na razie political fiction) mógłby liczyć, według IPSOS aż na 11 proc. Warto jednak nadmienić, że takie inicjatywy dostają zazwyczaj premię za efekt nowości, ale ich realna wartość jest zazwyczaj mocno przeszacowana, co pokazuje choćby przykład koalicji Europa Plus Twój Ruch, która miała świetne sondaże, ale poległa w wyborach do Europarlamentu.
Rozenek przypomina, że "SLD Lewica Razem”, to jest szyld pod którym Sojusz szedł w ostatnich wyborach samorządowych. – Jako poważna partia szykujemy się oczywiście do samodzielnego startu pod tym samym szyldem. I każda partia to robi. Natomiast biorąc pod uwagę bardzo trudną sytuację i szkodnictwo PiS-u prowadzimy też rozmowy. Są to rozmowy ze wszystkimi, od lewa do prawa, bo jesteśmy świadomi, że gwarancję zwycięstwa nad PiS daje porozumienie całej opozycji – ocenia Rozenek.
– Ale chcę zaznaczyć, że poprzez różnego rodzaju problemy jakie pojawiły się w opozycji hasło "zjednoczona opozycja" jest dzisiaj mocno skompromitowane. Dlatego zamiast tego hasła proponujemy na razie "współpracującą opozycję". I to jest nasz postulat do pozostałych partii. Co z tego wyniknie, zobaczymy, jesteśmy gotowi na każdy wariant – mówi.
A co myśli o spotkaniu organizowanym z inicjatywy Barbary Nowackiej? – Dobrze życzę całej lewicy, i Partii Razem i Inicjatywie Polskiej, a więc chciałbym żeby doszło do współpracy, ale zobaczymy jakie będą efekty tego spotkania 28 stycznia. Barbara Nowacka wyciąga rękę, my wyciągamy rękę, wiem że Zieloni też są chętni do współpracy, zobaczymy co zrobi reszta – mówi
Ta "reszta"to przede wszystkim Razem. Na razie partia Razem po raz kolejny (trudno już zliczyć który) odrzuciła zaloty SLD. Opublikowany na stronie internetowej "Krytyki Politycznej” artykuł rzeczniczki SLD Anny Marii Żukowskiej z propozycją współpracy spotkał się wyniosłą odmową, a przedstawiciele Razem wręcz wpychają Sojusz do koalicji z liberałami.
Czarna polewka od Razem
Paradoksalnie na wyborców SLD, którzy od lat słyszeli, że im "mniej wolno" takie czarne polewki działają konsolidująco, choć w sieci rozszedł się pomruk niezadowolenia wśród polityków i sympatyków lewicy średnio-starszego pokolenia.
Atutem Sojuszu wciąż są silne struktury i niezwykle lojalny elektorat, którego z powodów demograficznych jest coraz mniej, ale łączy go z tą partią silna więź. Warto zauważyć, że SLD ( ale Razem również) zbiera więcej środków ze składek członkowskich niż PO i Nowoczesna.
W niedawnym wywiadzie dla radia Tok FM Włodzimierz Czarzasty, szef Sojuszu deklarował w rozmowie z Jackiem Żakowskim, że partia wystawi 16 tysięcy kandydatek i kandydatów na poziomie powiatów oraz sejmików.
– Jesteśmy w stanie to zrobić. Poza nami może to zrobić tylko PiS, Platforma Obywatelska oraz PSL. Jeżeli chodzi o miasta oraz gminy i powiaty, to decyzja w jakich koalicjach pójdzie Sojusz Lewicy Demokratycznej należy do struktur właściwych, tzn. powiatowych i miejskich. Jak Pan wie, co zresztą nie jest nowością, SLD współrządzi bardzo wieloma miastami w Polsce. Na przykład w Łodzi mamy koalicję z Platformą Obywatelską i wiceprezydenta Tomasza Trelę – mówił.
Dr Marek Migalski, politolog i były europoseł PiS pytany o kondycję SLD i wyniki sondażowe, wymienia kilka powodów stabilnych notowań tej partii.
– Komitet Zjednoczonej Lewicy dostał dwa i pół roku temu w miarę przyzwoity wynik. To było 7,5 proc. głosów, a więc ponad milion sto tysięcy głosów. To jest poważna grupa wyborców, która przecież nie zniknęła. Oni nie stracili swoich lewicowych poglądów po tym jak ich partia nie dostała się do parlamentu. Na kontach SLD co kwartał pojawiają się też pieniądze z subwencji – zauważa w rozmowie z naTemat Migalski.
– Poza tym w Sejmie nie znalazła się żadna inna lewicowa formacja. Można oczywiście uważać, że PiS jest lewicowy ekonomicznie, a Nowoczesna jest lewicowa światopoglądowo, czy aksjologicznie, ale nie ma jednoznacznej lewicy w Sejmie więc ludzie o wrażliwości lewicowej nie mieli na kogo przerzucić głosów i nadal pozostają wierni SLD – tłumaczy politolog.
Zwraca też uwagę na politykę historyczną. – Poza tym w deklaracjach Włodzimierza Czarzastego wyraźnie widać, że oni chcą eksponować wątki historyczne. Jeśli prawie połowa Polaków akceptuje stan wojenny, duży odsetek Polaków uważa że gen. Jaruzelski był bohaterem narodowym, a ogromna część z nas żyła w PRL-u, to ci ludzi próbują szukać kogoś kto będzie bronił ich życiorysów – mówi Migalski.
Nasz rozmówca przekonany jest też o kluczowym znaczeniu struktur partyjnych. – Kolejna kwestia to bardzo silne struktury partyjne jakie posiada SLD. One są porównywalne ze strukturami PSL. To są dwie najliczniejsze partie opozycyjne jeżeli chodzi o liczbę członków. Sojusz jest zakorzeniony w samorządach na poziomie gmin i powiatów. Ma kilku prezydentów miast jak np. prezydent Częstochowy, czy Rzeszowa – wskazuje.
Migalski: "SLD jest hegemonem"
– I na ich szczęście najbliższe wybory, to są wybory w których bardzo mocno liczą się struktury. Dlatego PSL zdecydował się ze idzie osobno, a SLD stawia wysokie wymagania każdemu swojemu potencjalnemu koalicjantowi ponieważ wie, że w stosunku do partii Razem, Inicjatywy Polskiej pani Nowackiej, czy ruchów miejskich jest po prostu hegemonem. Wiem, że to dziwnie brzmi, ale w porównaniu z innymi lewicowymi organizacjami SLD jest hegemonem i stąd bierze się ta relatywna siła Sojuszu w sondażach – zaznacza.
Pytany o ewentualny blok wokół Razem, czy Inicjatywy Polskiej Migalski wskazuje, że "o wiele łatwiej takiemu konglomeratowi byłoby zaistnieć w wyborach europejskich czy parlamentarnych".
– Wybory samorządowe są skrojone pod SLD. Czarzasty o tym wie i dlatego może bardzo wysoko licytować. Prawie wszystkie te podmioty, poza Sojuszem, są pozbawione pieniędzy i struktur. Partia Razem ma pieniądze, ale nie potrafi ich wykorzystać. Oni bardzo szlachetnie deklarują, że będą wykorzystywać te środki na edukację, na budowę świetlic środowiskowych, tylko tego typu inicjatywy nie wygrywają wyborów. A Czarzasty jak taka wiewiórka zbiera i ukrywa te środki, by po zimie je "wykopać" i użyć w kampanii na wykupienie spotów, na bilbordy etc. To też tłumaczy renesans SLD – ocenia.
A czy obecność w mediach ma duże znaczenie? – Częściej widuję w mediach pana Zandberga i panią Nowacką, ale pomimo tego, że SLD jest bardzo mało widoczne w mediach, to utrzymują swoją popularność. To jest też oczywiście wynik słabości opozycji parlamentarnej, bo gdyby dzisiaj Nowoczesna miała 15 proc., a PO - 30 proc., to nie byłoby tlenu dla SLD – tłumaczy Migalski.
– Ale w związku z tym, że te partie nie zachwycają i mają dzisiaj mniejsze poparcie niż miały w wyborach w 2015 roku- szczególnie chodzi tutaj o PO- otwiera się możliwość dla wyborców antypisowskich żeby swoim zaufaniem obdarzyli jakąś inną formację, która według nich, nie skompromitowała się jeszcze w Sejmie. Zamieszanie jakie miało miejsce przy okazji aborcji tylko zachęca wyborców lewicowych, czy tych liberalnych w sensie aksjologicznym żeby szukali opozycyjnej alternatywy dla PiS – uważa rozmówca naTemat.