Ogromny plecak Uber Eats o kształcie sześcianu to już stały element warszawskich ulic. Schowane w nim jedzenie przemieszcza się na plecach rowerzystów. Czasem dostawców-pasażerów, korzystających z komunikacji miejskiej. Uber Eats skrócił drogę między restauracją a zamawiającym. Tak? To skąd wzięło się to narzekanie klientów.
– Na kontakt z dostawcą czekałem przez 30 minut – narzeka Adam. Mężczyzna zamówił jedzenie przez Uber Eats. Miał je przywieźć kurier - Hindus. Dostawca jednak znacznie się spóźniał, a w dodatku Adam nie mógł się z nim skontaktować. – Powstało zamieszanie z numerem mojego mieszkania – kontynuuje Adam.
– Kurier w końcu odebrał i łamanym angielskim zaczął mi tłumaczyć, w czym tkwi problem. Wyszedłem przed blok i zacząłem się za nim rozglądać. W końcu zauważyłem Hindusa z kanciastym plecakiem UberEats. Mężczyzna trzymał w ręku telefon. Kiedy dałem mu znać, że to do mnie nie może trafić, zaczął się awanturować. Powiedział, że źle oznaczyłem adres i to ja jestem winny całego zamieszania. Miał włączone mapy Google. Zaznaczony adres był jednak prawidłowy – wspomina tę sytuację Adam.
Dostawca nie znał drogi, a dodatkowo próbował zwalić winę na zamawiającego. Miłe, że Uber prowadzi otwartą politykę dotyczącą zatrudnień. To w końcu nowoczesna, międzynarodowa korporacja. Szkoda tylko, że dzieje się to kosztem zszarganych nerwów klientów.
Przykład Adama nie jest odosobniony. W internecie roi się od negatywnych opinii zawiedzionych głodomorów. Innpoland pisał też o niechlubnym zwyczaju dostawców, którzy z wielkimi plecakami i rowerami próbują wciskać się do komunikacji miejskiej. Jednak to notoryczne spóźnienia i trudności w porozumiewaniu się, są głównymi źródłami mordęgi wkurzonych klientów. Na Wykopie nie brakuje ich krytycznych wypowiedzi.
– Ktoś mi powie dlaczego Hindusi tak zdominowali rynek Uber Eats? – pyta jeden z użytkowników forum. – Aktualnie to chyba najgorsza usługa z dowozem żarcia jaka kiedykolwiek powstała. Niby jedzie rowerem, roweru brak, przez co dostawa opóźnia się jak cholera, nie zadzwonisz bo nic się nie dogadasz, gubi drogę mimo, że navi pokazuje wszystko od A do Z... paranoja – komentuje.
– Mieszkam na jednej z nadwiślańskich dzielnic Warszawy – opowiada drugi z naszych rozmówców, Kuba. – Zamówiłem jedzenie z knajpy położonej jakieś 1,5 km od mojego mieszkania. Kiedy dostawca był już spóźniony, sprawdziłem na nawigacji, gdzie jest moje jedzenie. Okazało się, że jest po przeciwnej stronie Wisły. Dzwoniłem do niego kilka razy. W końcu odebrał i łamaną angielszczyzną powiedział mi, że będzie za pół godziny – mówi Kuba.
Po reakcjach internautów i naszych rozmówców można wywnioskować, że problem niefrasobliwych kurierów to powszechna sprawa. Zwróciliśmy się zatem do Ubera z prośbą o komentarz w sprawie spóźnialskich dostawców.
Zaledwie w przypadku niespełna 3% zamówień użytkownicy zgłaszają problemy. Problemem zgłaszanym najczęściej we wszystkich miastach, w których funkcjonujemy jest brak jakiegoś elementu zamówienia lub niewłaściwe zamówienie (np pomylone danie). Czas dostawy dłuższy niż przewidywany to problem, który rzadko zgłaszany jest w tych miastach, w których funkcjonujemy dłużej (Warszawa, Poznań), częściej pojawia się w zgłoszeniach od użytkowników z miast, w których niedawno wystartowaliśmy. Jest to naturalny proces, który obserwujemy na całym świecie.
Zarówno w Warszawie, jak i w innych miastach, w których funkcjonujemy użytkownicy bardzo sporadycznie zgłaszają problemy związane z komunikacją z dostawcami.Jeśli chodzi o rodzaje nawigacji, z których mogą korzystać dostawcy, są to: Google Maps, Waze oraz natywna nawigacja Ubera.