Robert Biedroń coraz odważniej bierze na siebie odpowiedzialność lidera, który ma odsunąć od władzy Prawo i Sprawiedliwość. W rozmowie z "Super Expressem" prezydent Słupska mówi wprost: "Jestem liderem opozycji".
W mediach od blisko 20 lat, w naTemat pracuję od 2016 roku jako dziennikarz i wydawca
Napisz do mnie:
rafal.badowski@natemat.pl
Lewicowy polityk ma podstawy do optymizmu. Jest jednym z faworytów wyścigu o fotel prezydencki. Według badania dla "Super Expressu" może liczyć aż na 19 proc. głosów wyborców i depcze po piętach Donaldowi Tuskowi, który jest możliwym kontrkandydatem dla Andrzeja Dudy. Odważnie komentuje wyniki sondażu. – Bardzo się cieszę, że stałem się liderem całej opozycji. To jest ogromna odpowiedzialność – deklaruje.
I podkreśla, że nie stoi za nim żadna partia ani klub parlamentarny. Widzi szansę na zjednoczenie opozycji w okrągłym stole, który gotów jest zorganizować w Słupsku.
– Zapraszam Grzegorza Schetynę, Katarzynę Lubnauer, Ryszarda Petru i innych. Załóżmy symboliczną partię wszystkich Polaków pod nazwą Polska. Weźmy odpowiedzialność za Polskę i stwórzmy szeroki front – mówi bez ogródek.
Dziennikarze pytają więc Roberta Biedronia, czy widzi siebie na czele całej opozycji przeciwko PiS. – Tak, przecież liderem nie jest dziś ani Schetyna, ani Tusk, ani nikt inny. To pokazują sondaże. Moim celem jest wyjście z tej katastrofy politycznej, z wojny polsko-polskiej, z wojny między PiS a PO. Polska potrzebuje zjednoczonej opozycji przeciw PiS i jestem w stanie stanąć na jej czele. Trzeba zjednoczyć wszystkich Polaków, bo Polska jest najważniejsza – puentuje w rozmowie z dziennikiem.
Mówi, że jego celem jest odsunięcie Jarosława Kaczyńskiego od władzy, bo PiS jest katastrofą dla Polski. Dziennikarze pytają jeszcze, w czym byłby lepszym kandydatem na prezydenta niż Donald Tusk i Andrzej Duda. – To jest oczywista oczywistość, że byłbym lepszym prezydentem Polski niż Tusk i Duda. Duda nie jest prezydentem wszystkich Polaków. Kiedy dzielisz Polaków na lepszych i gorszych, kiedy faworyzujesz jedną partię, kiedy prowadzisz politykę, w której pogardzasz znaczną częścią społeczeństwa, a kochasz tylko Kaczyńskiego, to nie jesteś prezydentem wszystkich Polaków. Brakuje tu cojones (śmiech) – komentuje.
To nie jedyna deklaracja lewicowego polityka, która świadczy o tym, że chce odgrywać ważną rolę w ogólnopolskiej polityce. – Wszystko wskazuje na to, żę będę musiał wrócić na ogólnopolską scenę polityczną – powiedział ostatnio w "Jeden na Jeden" w TVN24.