Przesłuchanie Donalda Tuska w Sądzie Okręgowym w Warszawie. Przed sądem są i zwolennicy, i przeciwnicy
redakcja naTemat
23 kwietnia 2018, 10:14·2 minuty czytania
Publikacja artykułu: 23 kwietnia 2018, 10:14
Tuż po godzinie 10.00 Donald Tusk stawił się w Sądzie Okręgowym w Warszawie. Były premier składa zeznania w procesie Tomasza Arabskiego oraz czterech innych urzędników. Są oni oskarżeni o niedopełnienie obowiązków przy organizacji lotu prezydenckiego Tupolewa i całej wizyty Lecha Kaczyńskiego w Katyniu 10 kwietnia 2010 r. Proces ten toczy się z prywatnego oskarżenia części rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej.
Reklama.
Warszawski Sąd Okręgowy wyraził zgodę na transmisję wydarzenia. Rozprawa rozpoczęła się od przyjęcia przysięgi od Donalda Tuska. Były premier do tej pory zeznał m.in., że strona logistyczna organizowania wizyt nie leży w kompetencjach premiera.
Na pytanie mecenasa Lwa Mirskiego o to, kiedy dokładnie zapadła decyzja o wizycie premiera w Katyniu 7 kwietnia 2010 roku, Tusk odpowiedział, że stało się to na początku lutego 2010 roku. "Chyba w styczniu rozważano datę tej uroczystości" – stwierdził, wyjaśniając dlaczego, te wizyty w Katyniu organizowano oddzielnie z prezydentem. Donald Tusk przyznał, że kohabitacja z Lechem Kaczyńskim była bardzo trudna. "W moich planach i w planach Lecha Kaczyńskiego nie było wspólnej wizyty" – powiedział Tusk.
Zdaniem byłego premiera określenie "rozdzielenie wizyt" jest niewłaściwe. Nigdy bowiem nie była planowana wspólna wizyta obu polityków. "Teza propagandowa i ze złą wolą sformułowana" – w ten sposób Tusk określił mówienie o "rozdzieleniu wizyt". "Nie spodziewałem się od prezydenta zaproszenia na wspólne obchody, patrząc na nasze relacje" – zeznał.
"Nie docierały do mnie informacje, że Rosjanie odradzali lądowanie na lotnisku w Smoleńsku" stwierdził również Donald Tusk. Jak zeznał, nie miał wiedzy o możliwym ryzyku lądowania na lotnisku w Smoleńsku.
Przed gmachem sądu zgromadzili się zarówno zwolennicy, jak i przeciwnicy Donalda Tuska. Niektórzy, podobnie jak przy przesłuchaniu Tuska w prokuraturze, pojawili się z krytykowanymi wcześniej czerwonymi kartkami z wizerunkiem byłego premiera.
W ubiegłym tygodniu Donald Tusk był pytany przez dziennikarzy w Brukseli o swoje przesłuchanie w warszawskim sądzie. Zapewnił, że stawi się na wezwanie i nie ma zamiaru uchylać się od tego obowiązku. Stwierdził też, że "nie ma zwyczaju skarżyć się na swój los i jest spokojny o swoją przyszłość" – w ten sposób skomentował medialne doniesienia, jakoby bał się ewentualnego aresztowania. Tusk, jak zapowiadano wcześniej, ma być ostatnim świadkiem w procesie Tomasza Arabskiego.
Myślę, że termin "rozdzielenie wizyt" był terminem publicystycznym czy politycznym i raczej służącym zdyskredytowaniu akurat mnie i mojego urzędu i dość skutecznie, przez te lata, pełnił taką funkcję raczej propagandową niż wyjaśniającą cokolwiek z tego, co zdarzyło się wówczas, na początku 2010 roku. Nie planowałem i prezydent Kaczyński także nie planował wspólnej wizyty prezydenta i premiera w Katyniu, więc też nie było okoliczności, które by pozwalały użyć tego terminu.