To było ogromne wydarzenie dla niewielkiej miejscowości na wschodnich krańcach województwa mazowieckiego. "Wizyta premiera będzie doskonałą okazją do dyskusji" – tak zapowiadał ją lokalny portal. Gdy premier przyjechał, Węgrowski Dom Kultury pękał w szwach. Przyszło ze 400 osób, ale żadnej dyskusji tak naprawdę nie było. Jedni krzyknęli do premiera: "Precz z cenzurą", inni zaśpiewali mu: "Sto lat!". Oto jak wyglądało spotkanie z suwerenem. Schemat identyczny jak wcześniej w Trzciance na spotkaniu z udziałem prezesa PiS.
Agata Dąmbska, mieszkanka powiatu węgrowskiego i ekspertka think tanku Forum Od-
nowa, przyszła na spotkanie z premierem Morawieckim, by zadać mu jedno konkretne pytanie. Walczy z obwodnicą Warszawy, która ma przebiegać przez Łochów, działa w komitecie przeciwników jej budowy. I właśnie o plany drogowe bardzo chciała zapytać premiera. – Nie przyszliśmy tam po to, by zrobić rozróbę czy awanturować się. Przyszliśmy spytać o tę obwodnicę, skoro miała być taka możliwość. Ale niestety - zadanie pytania zostało bardzo skutecznie uniemożliwione – mówi naTemat.
Po spotkaniu z premierem Morawieckim napisała wymownego tweeta, w którym opisała jak mieszkańcom zabroniono zadawać pytania ustnie. "Kazano napisać je na kartkach, po czym odczytano 4 ogólne pytania i zakończono spotkanie. Mieszkańcy, cierpliwie słuchający godzinnych przechwalań Premiera, słusznie wrzasnęli "precz z cenzurą" – napisała.
"To było kuriozalne pytanie"
Sama też krzyczała zbulwersowana tym, jak wyglądało spotkanie. Swoje pytanie wrzuciła do urny, która stała przy wejściu. Na stoliku leżały kartki, każdy mógł napisać pytanie. – Potem premier przemawiał z 50 minut, a w tym czasie rzecznik rządu przeglądała kartki z pytaniami. Wyselekcjonowała cztery. Pierwsze z nich dotyczyło tego, jak Polska zamierza poradzić sobie z osobami, które wracają z emigracji, a ich dzieci nie znają języka polskiego. Jak na społeczność lokalną, to dosyć oryginalne pytanie – śmieje się Agata Dąmbska. Premier odpowiedział, że zostaną utworzone oddzielne klasy, że minister Zalewska nad tym pracuje.
– Było też pytanie o to, dlaczego w tle nie było flagi UE. Premier odpowiedział, że od 2 maja, od Święta Flagi będą powiewały polskie flagi. Jesteśmy w Polsce, jesteśmy Polakami, nie ma potrzeby, żeby były inne flagi niż polskie – mówił i bardzo się to na sali spodobało. Żadne z pytań nie dotyczyło spraw lokalnych, choć pani Kopcińska sama przyznała, że na kartkach było kilka pytań o obwodnicę – opowiada nasza rozmówczyni.
Pytań w sumie zadano cztery, i czas na nie przeznaczony był bardzo krótki – około 10 minut. Gdy rzecznik rządu ogłosiła, że to już koniec spotkania, na sali zrobiło się nerwowo. – Wtedy jeden z mężczyzn, siedzący z tyłu, krzyknął o cenzurze. To był jeden z mieszkańców, bardzo głośno zaczął się awanturować, że przyjechał z daleka i chce zadać pytanie. Sama zawołałam, żeby chociaż przeczytali te pytania – mówi Agata Dąmbska.
"Nie było żadnych pytań z sali!"
Krzyki i skandowanie "cenzura" słychać zresztą na nagraniu, które pojawiło się na Facebooku i przez niektórych uznane zostało za prowokację. Nasz rozmówczyni przyznaje, że były osoby z KOD-u i nie podobało się jej ich zachowanie pod koniec spotkanie. – Bardzo podgrzewali emocje – tak to widzi.
KOD, publikując nagranie na FB, napisał: "Putinowskie standardy na spotkaniu z premierem w Węgrowie pytania przed spotkaniem na piśmie i do Kontroli! Niedopuszczono do zadawania pytań na tematy lokalne! Ludzie protestują!".
"Emocje były ogromne"
Na nagraniu słychać: "Premier boi się suwerena! Premier boi się ludzi. Obiecano pytania z sali. Nie było żadnych pytań z sali! To jest kneblowanie ust! Cenzura! Cenzura!"
Jakaś kobieta macha kartką, na której jest napis o cenzurze. Ale jednocześnie widać bardzo wielu oburzonych ludzi, którym takie zachowanie się nie podoba. W którymś momencie stoją naprzeciwko siebie i się nagrywają. Ktoś twierdzi, że tych od cenzury jest tylko kilka osób, usprawiedliwia premiera: "Jak można odpowiedzieć na 100-200 pytań?".
– Niektórzy na sali wręcz rzucili się na nas, jakby chcieli nas bić. Emocje były ogromne. Widać było, że część osób przyszła tylko, by bić brawo, a część naprawdę chciała premiera o coś spytać – mówi naTemat Agata Dąmbska.
Wreszcie w pewnym momencie na sali rozlega się głośne "Sto lat" pod adresem Morawieckiego.
Portal Kochamy Łochów napisał potem: "Niestety, nie było możliwości zadania osobiście pytań, chociaż przybyli na spotkanie ludzie bardzo liczyli na tę możliwość. (...) Kilka pytań przeczytała rzecznik rządu Joanna Kopcińska, niestety pytania zostały wybrane i tylko wygodniejsze zostały przedstawione".
"Mieszkańcy byli zadowoleni"
Dokładnie taki sam schemat i klimat miało spotkanie Jarosława Kaczyńskiego w Trzciance. Tam również nie wszystkim się spodobało, że pytania były czytane z kartki. Jarosław Kaczyński wytłumaczył taką praktykę swoim doświadczeniem. Odbył już mnóstwo takich spotkań i, jak stwierdził, wie, że pytania zadawane do mikrofonu wywołałyby tylko niepotrzebny chaos.
Dla wielu ludzi jest to zrozumiałe, nie widzą w tym nic złego. – Myślę, że to normalna praktyka na tego typu spotkaniach. W Węgrowie był kiedyś pan wojewoda i wyglądało to bardzo podobnie. Myślę, że część mieszkańców mogła być niezadowolona, ale nie sądzę by mogło to być to coś nadzwyczajnego – mówi naTemat Mateusz Majewski, redaktor naczelny "Głosu Węgrowa".
On uważa, że wielu mieszkańców było zadowolonych, że w ogóle premier do nich przyjechał. To region, gdzie mieszkańcy mają silne poczucie dumy narodowej, a PiS ma silne poparcie. – Jesteśmy małym miasteczkiem na wschodzie Mazowsza. Tak naprawdę często omijanym przez polityków wyższego szczebla. Większość mieszkańców, z którymi rozmawiałem była zadowolona, że zostaliśmy dostrzeżeni. Ale wiadomo, że niektórzy są przeciwnikami politycznymi i kto by nie przyjechał, to raczej nie sprawiłoby im to przyjemności – dodaje. Według jego informacji, ci którzy zakłócali spotkanie, byli przyjezdni.
Mieszkanka powiatu węgrowskiego uważa, że na spotkaniu raczej nie było osób podstawionych: – Szkoda tylko, że wystawiono mieszkańców do wiatru. Ponieważ nie mogliśmy zadać pytania podczas spotkania z premierem, wysłaliśmy je w poniedziałek na adres Kancelarii Premiera z prośbą o szybką odpowiedź.
Niektórzy byli oburzeni, krzyczeli na korytarzu, że co to jest. Myśmy przyjechali do premiera, porozmawiać o sprawach lokalnych. Miałam poczucie, że to jest skandal. Wobec tych osób, które specjalnie przyjechały zadać pytanie. Część z tych ludzi popiera przecież PiS. Podejrzewam, że nie byłoby żadnych niewygodnych pytań, a premier poradziłby sobie przecież z odpowiedziami. To było pokazanie kompletnej arogancji i buty. To było dla nas upokarzające.